11. Ponch bez alkoholu z alkoholem

160 14 0
                                    

Gdy obudziła ją głośno muzyka, zorientowała się, że przysnęła w wannie z odpalonym tabletem na drewnianej desce, która wisiała nad wodą. Przeciągnęła się z cichym mruknięciem i podniosła się na rękach do góry. Zimne krople wody spływały po jej szczupłym ciele. Sięgnęła po ręcznik i owinęła się nim wokół piersi.

Przez dźwięki jakiejś włoskiej piosenki miała wrażenie, że w domku drżały ściany. Zapewne wydobywała się z ogniska integracyjnego z okazji pierwszego dnia przyjazdu. Przełknęła gorycz porażki, że z nikim nie była wstanie złapać minimalnego kontaktu.

Zrezygnowała z pielęgnacji, której i tak nienawidziła i postawiła jedynie na krem nawilżający z małą ilością wody, aby mogła wyjść na zewnątrz. Wciągnęła się na siebie dresowe spodnie i grubą dresową bluzę. Włosy zostawiła rozpuszczone i przechodząc do pokoju, wcisnęła na stopy górskie buty. Przez ciężkie południe, który odznaczał się aktualnie wielkim siniakiem była o wiele mądrzejsza.

Cały dzień zmarnowała w łazience, dolewając jedynie ciepłej wody i puszczając kolejną klasyczną komedię romantyczną. Dzień niby udany, ale nie była przyzwyczajona do marnowania czasu w taki sposób.

To był smutne, że na jej komórce nie była żadnej nowej wiadomości. Opinia, że była najlepsza w swoim fachu nie szła z tym, że miała choćby koleżanki.

Domki w których przyszło im żyć następne trzy tygodnie były w miarę porządne i czyste. Choć od dzieciństwa była przyzwyczajona do innych luksusów, to nie miała na co tu narzekać. Każdy miał swoją łazienkę w sypialni, okna z ładnym widokiem i wygodne łóżko.

Mając zamiar udać się na spacer i zignorować bawiących się ludzi, wrzuciła do torby termos z ciepłą herbatą, słuchawki, małą lampkę na baterie i szkicownik ze zestawem ołówków.

Schodząc na dół musiała przejść obok sypialni profesora. Dłużej niż powinna zawiesiła na nich wzrok i przeszła obok ustawionych w równym rzędzie dwudziestu płócien.

Muzyka przedzierała się przez jej wyłączone słuchawki, gdy znalazła się na dzikiej plaży. Ogień buchał pośrodku piachu, a wokół niego ludzie tańczyli i śpiewali. Inny, choć nie chciała poznać po sobie, że ją to interesuje to siedzieli na ziemi i jedli i pili.

Naprawdę chciała przejść niezauważona.

- A ty, co? – ktoś przekrzyczał muzykę. – Jesteś zbyt dobra, aby z nami usiąść?!

- Varley gustuje w starszym towarzystwie!

Zacisnęła zęby i nim weszła w wysoką trawę, ktoś odważył jeszcze się do niej zwrócić.

- Bogata snobka z chorobliwie zazdrosnym ojczulkiem nie usiądzie z nami, bo dostanie karę za złe zachowanie – głośne śmiechu wybuchły z pijących ust. – Złote dziecko, bogatych tancerzyków.

Odwróciła się, aby odpyskować, ale gdy to zrobiła jej wzrok od razu skrzyżował się z siedzącym na piasku Doherby'im. Jego brązowe tęczówki błyszczały przy czerwonym ogniu. Aż zabrakło jej oddechu, gdy bezceremonialnie się na nią gapił. Odebrało jej to siłę, aby odeprzeć atak.

Na pięcie i rzuciła się biegiem do altanki. Chciała jeszcze raz znaleźć się na pięknej łące, która będzie tym razem oświetlana gwiazdami i blaskiem księżyca. Nie ślizgając się jak ostatnia łamaga weszła na drewniany stopień i zasiadła na ławce.

Odpaliła słuchawki i podciągnęła nogi do góry.

Lubię zabijać ludzi, bo to świetna zabawa, to zabawniejsze niż polowanie w lesie na dzikie zwierzęta, bo człowiek jest najniebezpieczniejszym ze wszystkich zwierząt. Zabijanie dostarcza mi najbardziej ekscytujących doznań – tak głosił fragment listu od seryjnego mordercy.

Nie Trzeba Nam Skrzydeł [18+]Where stories live. Discover now