Dzisiaj była środa ukochany środek tygodnia, normalnie nie lubiłabym tego dni, ale odkąd studiuje, kocham go. Możliwe dlatego, że w ten dzień, ani nie pracuje, ani nie mam żadnych wykładów.
Normalnie bym sobie dzisiaj odpoczywała, ale Bianka mnie poprosiła, żebym zajęła się jej małym szkrabem, bo musiała pozałatwiać parę spraw. Ja jako dobra ciocia i przyjaciółka zgodziłam się od razu, dlatego teraz siedzę przy stole, kolorując kolorowanki psiego patrolu z młodym.
- A co ty teraz tutaj kolorujesz?- spytałam się młodego, żeby jakoś prowadzić rozmowę.
-Koloruje Chase na niebiesko, bo on ma wszystko niebieskie jak ja, dlatego to mój ulubiony piesek- powiedział zadowolony, nie zaprzestając kolorowania.
Chwile jeszcze sobie tak pogadaliśmy, dopóki nie przerwał nam dzwonek no drzwi. Mówiąc, szczerze byłam zdziwiona, bo nikogo się nie spodziewałam dzisiaj, a Bianka miała przyjechać najszybciej co dopiero za 2 godziny.
Po otwarciu drzwi nie kryłam mojego zdziwienia, bo stał przede mną mój „chłopak". Bez żadnego dzień dobry czy coś wparował sobie do mojego mieszkania.
- Może jakieś dzień dobry lub czy mogę wejść?- Proszę bardzo, rozgość się w moich skromnych progach- powiedziałam z dużą ironią w głosie oraz w teatralny sposób pokazując na przestrzeń przed nim.
- Kochanie nie stęskniłaś się za swoim ukochanym- powiedział z cwanym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.
Charles podszedł dosyć blisko mnie, przez co nasze oddechy się ze sobą mieszały, dodatkowo mogłam wyczuć, że mój dosyć mocno przyspieszył. Mia uspokój się do cholery, skarciłam się dosyć mocno w myślach. Nie wiedziałam jaki ruch zrobić, bo nie mogłam zrobić kroku w przód, ani w tył, tylko pytanie, czy ja w ogóle chciałam się odsunąć.
- Patrz, jak pokolorowałem- naszą chwilę, przerwał nic nieświadomy Alan, mój aktualny rycerz na białym koniu.
Wykorzystując nieuwagę Leclerc'a odsunęłam się od niego szybkim krokiem. Wzięłam młodego na ręce i przeniosłam się z nim z powrotem do stolika.
- Pokoloruj resztę, a ja za chwilkę przyjdę, tylko muszę z kolegą o czymś ważnym porozmawiać- powiedziałam spokojnie, a na odchodne ucałowałam młodego w czoło.
Ledwo się odwróciłam, a za mną stał zdziwiony Charles, nic nie mówiąc, chwyciłam go za rękę i zaciągnęłam go do mojej sypialni, ponieważ był to najbardziej oddalony pokój od salonu.
- Czego dusza pragnie, że pofatygowałeś się tutaj?- zapytałam, siadając na skraju łóżka, natomiast monakijczyk oparł się plecami o drzwi, które były centralnie naprzeciwko mnie.
- Widzę, że nie byłem pierwszy na jedną noc- powiedział z wyczuwalną kpiną lub irytacją w głosie, ten człowiek jest tak trudny do odczytania czasami.
- O czym ty pleciesz?- mimo że wiedziałam, o co mu chodzi, to nie zrozumiałam za bardzo, co go nagle o tym uświadomiło.
- Dzieciak raczej nie pojawił się z kapusty ani bocian z nim nie przyleciał.
Mimo tego, że powinnam poczuć się urażona przez fakt, że między wierszami nazwał mnie puszczalską. To z dziwnych przyczyn czułam powinność wyjaśnienia mu tego na spokojnie.
-Charles, to dziecko nie jest moje. Dzisiaj się tylko nim opiekuję, to dziecko mojej przyjaciółki tej z kawiarni- powiedziałam spokojnym głosem, ale jednak trochę rozśmieszona jego teoriami- To zadam jeszcze raz pytanie, co ty tutaj robisz?
- Przyjechałem po ciebie, bo za 4 godziny mamy lot do Australii- powiedział to tak spokojnie i bez emocji jakby mówił o pogodzie.
Zajęło mi może z minutę, żeby jeszcze raz przeanalizować sens jego słów. Od razu jak dotarło do mnie, co on powiedział, stanęłam na równe nogi i podeszłam do niego.
![](https://img.wattpad.com/cover/307223044-288-k572356.jpg)
CZYTASZ
Coup De Foundre - Charles Leclerc
FanficMia Blanco jest młodą hiszpanką mieszkającą w Monako. Wyjechała tam, aby spełniać marzenia studiowania dziennikarstwa, żeby nie obciążać rodziców finansowo pracuję jako kelnerka w niewielkiej restauracji. Jest bardzo charyzmatyczną i energiczną osob...