Runa
Dzieciństwa nie miałem szczęśliwego. Urodziłem się z wadą serca, która nie pozwalała mi normalnie funkcjonować. Już na starcie mogłem zapomnieć o graniu w piłkę, bieganiu czy nawet skakaniu ze szczęścia. Zresztą... Tym ostatnim i tak nie musiałem się przejmować - nie zaznałem szczęście, nie miałem więc powodu, by skakać nim przepełniony.
Wprawdzie istniało jedno wyjście z tej patowej sytuacji - operacja. Kosztowna, fakt, jednak nie na tyle, by moich rodziców nie było na nią stać. Przynajmniej w teorii... W praktyce bowiem brak im było empatii i miłości, która pchnęła by ich do wydania sporej sumy pieniędzy na własnego syna.
- On nie jest tego wart, Kenta - powiedziała raz moja matka, nawet nie wysilając się na szept. Wiedziała, że stałem zaledwie dwa metry dalej i dokładnie słyszałem jej słowa, ona jednak nie uważała, bym był godzien jej miłości i delikatności.
Ojciec był inny - bardziej subtelny. Chociaż w głębi siebie pewnie bił się z chęcią oddania mnie do domu dziecka, nie mówił tego na głos. Swoją nienawiść krył w sobie, dla ułatwienia zwyczajnie mnie ignorując. Niewiele go jednak różniło od żony - on również mnie nie kochał.
Byłem wpadką - usłyszałem to od rodzicielki w wieku siedmiu lat. Wpadką, która wydarzyła się akurat wtedy, kiedy młoda Keiko była u szczytu swej kariery. Z początku ciąża nie utrudniała jej wspinaczki po szczeblach kariery, jednak po sześciu miesiącach nie była w stanie dłużej ukrywać swego stanu pod szerokimi ubraniami. Wręcz siłą została zmuszona do urlopu macierzyńskiego, który (przynajmniej w jej mniemaniu) zdetronizował ją w firmie.
- W zasadzie, to nie oddałam cię do domu dziecka tylko przez szacunek do mojej matki... - westchnęła głęboko, patrząc na mnie w niezwykle lodowaty sposób - Szkoda, że tak wcześnie umarła, teraz nie mam nawet u kogo cię zostawiać - to powiedziawszy wyszła z mojego pokoju, zostawiając mnie zupełnie samego w ciemności.
Wychowały mnie nianie. Dokładnie trzy, każda z medycznym wykształceniem, by dać sobie radę z moich chorym sercem. Nie były one idealne, każda z osobna była wielce wymagająca i ostra, jednak czasem zdawało mi się, iż są one mi bliższe, niż właśni rodzice. Dzięki nim w szkole uchodziłem za geniusza, chociaż w rzeczywistości byłem zwyczajnie zmuszany do nauki, a wśród ludzi dorosłych pozostawiałem wrażenie schludnego i grzecznego chłopczyka, idealnego syna.
Tak naprawdę nianiom miałem tylko jedno za złe - żadna tak naprawdę nie przejmowała się moim losem i gdybym zmarł, żadna by nie płakała.
CZYTASZ
PAIN
Teen FictionRuna nigdy nie był kochany, chociaż całe swoje życie innich miłością obdarzał. Rika z kolei był tym, którego zawsze kochano, a który nigdy nie kochał. Obaj zdawali się zupełnymi przeciwieństwami, a jednak łączyło ich znacznie więcej, niż którykolwie...