Dzień drugi

903 72 22
                                    

Hermiona obudziła się następnego dnia z okropnym skurczem w szyi. We wczesnych godzinach porannych zasnęła na podłodze w swojej sypialni, otoczona tekstami referencyjnymi i kopią ustawodawstwa dotyczącego prawa małżeńskiego. Chociaż strona była pokryta notatkami, a kilka fragmentów podkreślono, poczyniła niewielkie postępy w znalezieniu luki, która uwolniłaby ich od układu. Ostatni raz Magiczny Brytyjski Rząd wydał dekret tego rodzaju po tym, jak Czarna Śmierć pozostawiła po sobie niebezpiecznie małą populację. Ale zapisy z tamtych lat były dość rozbieżne i nie zdołała znaleźć ani jednego przypadku, w którym jakakolwiek para odmówiłaby dopasowania, jakie wyznaczyło im Ministerstwo. Administracja Kingsleya wykonała kawał dobrej roboty, aby wszystko było niepodważalne — niech go diabli.

Hermiona w dużej mierze popierała surowe restrykcje podjęte przez Ministerstwo, aby stłumić wszelkie pozostałe niepokoje po upadku Voldemorta, w tym skazanie kogoś takiego jak Malfoy na Azkaban, niezależnie od faktu, że został naznaczony Znakiem pod przymusem i popełniał poważne przestępstwa tylko wtedy, gdy go do tego zmuszano. Ale, szczerze mówiąc, nigdy nie spodziewała się czegoś tak daleko idącego, jak to. Stanowczo sprzeciwiała się tak agresywnej kontroli nad wyborami i życiem magicznej populacji, nawet jeśli groziło to dalszym upadkiem.

Od lat krążyły pogłoski o jakimś ustawodawstwie, które rozwiązałoby problem wskaźnika urodzeń, ale Hermiona zakładała, że będzie to coś w rodzaju zachęty finansowej dla par, by miały więcej dzieci. Może bony mieszkaniowe dla nowożeńców. Albo dotowane przez rząd eliksiry płodności w każdej aptece.

Ale nie, od razu przeskoczyli do przymusowych małżeństw i rozrodu dla wszystkich samotnych. Chociaż Hermionie nie spodobało się porównanie, którego dokonał Malfoy poprzedniej nocy o zniewoleniu skrzatów domowych, nie mogła zaprzeczyć, że istniały podobieństwa: byli związani wbrew swojej woli do popełnienia czynów pożądanych przez ich oprawców pod groźbą kary. W ostrym świetle dnia trudno było w ogóle dostrzec różnicę.

Czując się całkowicie zniechęcona, Hermiona udała się do kuchni. Tym razem nie pozwoliła, by zamknięte drzwi do pokoju Malfoya wzbudziły jej nadzieje i rzeczywiście, siedział na tym samym krześle, co wczoraj, z rozmontowanym blenderem jej matki na stole przed nim. Zauważyła, że zrezygnował dzisiaj z szat i po prostu miał na sobie białą koszulę zapinaną na guziki i proste, czarne spodnie.

— Nie masz nic lepszego do roboty? — zapytała Hermiona zamiast powitania.

— Co na przykład? — warknął, wyraźnie nadal rozdrażniony po wczorajszej kłótni.

Hermiona zabrała się do przygotowania płatków z mlekiem. Jakkolwiek nietypowa była rozmowa z Malfoyem w jej kuchni — i on mieszkający w jej domu — to dziwnie przypominało ogromną część jej życia, podczas której widywała go każdego dnia. Od kilku lat wypadła z obiegu, ale wcześniej zawsze był obecny przy jej posiłkach, na większości zajęć i aż nazbyt często w jej kącie biblioteki. Jednak w tamtym czasie wymienili nie więcej niż kilkadziesiąt słów, z pogardą, której żadne z nich nie mogło ukryć w swoich głosach, i powód nie był owiany tajemnicą.

— Myślałam, że będziesz szukał — powiedziała cicho. — Z pewnością masz dostęp do lepszych zbiorów niż ja.

Odwrócił się, by na nią spojrzeć, a zmieszanie na chwilę przeważyło nad gniewem.

— Szukać czego?

Jej łyżka zatrzymała się przed otwartymi ustami.

— Och, nie wiem, dekretów małżeńskich, obowiązujących przepisów, pierwszeństwa w procesie odwoławczym? Czy coś z tego nie wydaje ci się istotne?

Twarz Malfoya wykrzywiła się na jej ton, ale zauważyła zrozumienie.

— Musi być jakieś wyjście z tej sytuacji, prawda? — brnęła dalej. — Znaczy, mamy dwa tygodnie, zanim...

[T] Dziesięć na dziesięćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz