W końcu nadszedł deszcz. Trwało to całą noc, a poranek wstał szary i ponury, idealnie pasujący do nastroju Hermiony. Było po dziesiątej, a ona nadal leżała w łóżku. Oczywiście nie spała — przez większość nocy — ale i tak dziwnie się czuła, wylegując się w dzień powszedni. Znużenie i bujna zieleń za oknami dawały tak przytłaczające złudzenie lata, że Hermiona zdała sobie sprawę, ile czasu minęło, odkąd ta pora roku miała dla niej duże znaczenie. Kiedy pracowała na pełen etat, każdy dzień tygodnia był bardzo podobny do poprzedniego i nie od czasów Hogwartu lipiec oznaczał długie przerwy bez żadnych obowiązków.
Obowiązkowy urlop był jednym z postanowień dekretu małżeńskiego — miesiąc miodowy dla tych, którzy mieli szczęście cieszyć się towarzystwem nowych małżonków. Jednak dla kogoś takiego jak Hermiona oznaczało to tylko godziny spędzone z nieproszonym gościem w domu i brak pracy, która mogłaby odwrócić jej uwagę od sytuacji.
Chociaż, jeśli miałaby być szczera, jej praca w Ministerstwie nie była tak satysfakcjonująca, jak się spodziewała. A myśl o powrocie po upływie dwóch tygodni nie wydawała się pociągająca. I tak wystarczająco trudno było sprawić, aby ludzie przejmowali się opłakanym traktowaniem wielu magicznych stworzeń, ale teraz, gdy rząd tak rażąco deptał prawa swoich ludzkich obywateli, nie przewidywała, by w najbliższym czasie było łatwiej.
Te rozmyślania zostały brutalnie przerwane, gdy Malfoy zapukał do jej drzwi. Cóż, pukanie raczej nie było właściwym słowem. Walenie było tym, co zrobił. Trzy głośne uderzenia, po których nastąpiła krótka deklaracja w jego najlepszym akcencie.
— Otrzymaliśmy prawo do odwiedzin.
Hermiona usiadła na łóżku, gdy pod drzwiami wsunął się arkusz pergaminu. Skrzypiąca deska podłogowa na zewnątrz jej pokoju pozostała cicha, więc założyła, że Malfoy czeka przed, aż odzyska list. Spuściła nogi z łóżka i sięgnęła po pergamin.
Był to krótki list na papierze firmowym Ministerstwa, zalecający przyjęcie bliskich przyjaciół i rodziny w domu nowożeńców zamiast oficjalnego przyjęcia weselnego, którego nie chcieli urządzać. Sugestia była wyraźnie słabo zawoalowanym poleceniem i Hermiona westchnęła z powodu kolejnego natrętnego aspektu tej szopki.
Wydawało się, że Malfoy usłyszał to przez drzwi.
— Sowa ministerialna czeka — zakładam, że weźmie nasze zaproszenia. Trzynasta pasuje?
— Tak, w porządku — wymamrotała, podchodząc do swojego biurka i pisząc szybki listo do Harry'ego. Ginny nadal mieszkała z nim w Grimmauld i mogli przekazać tę informację Ronowi.
Złożyła list na ćwiartki i wsunęła pod drzwi.
Podłoga zaskrzypiała, gdy Malfoy go podniósł i odszedł bez słowa.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Chociaż Hermiona nigdy nikogo nie gościła, miała pod ręką wystarczająco dużo herbaty i herbatników, by podjąć znośną próbę zaoferowania poczęstunku. Jednak przygotowania dla pięciu gości prawie wykończyły jej zapasy, więc dodała obie pozycje do bieżącej listy zakupów, którą trzymała na tablicy przyczepionej do ściany w kuchni.
Dokładnie o trzynastej ona i Malfoy stali po przeciwległych końcach salonu, gdy w kominku buchnęły zielone płomienie. Hermiona poruszyła się niespokojnie, kiedy Lucjusz i Narcyza wyszli na jej dywan. Spodziewała się, że będą rzucać dezaprobujące spojrzenia na jej mugolski dom, potencjalnie kręcąc nosem na marny lunch, który przygotowała, ale żadne z nich nawet nie spojrzało w jej kierunku. Malfoy podszedł, by ich powitać, a oboje rodzice zdawali się dostrzegać tylko swojego syna.
CZYTASZ
[T] Dziesięć na dziesięć
FanfictionTytuł oryginału: Ten out of Ten Autor oryginału: morriganmercy Autor tłumaczenia: Arcanum Felis Zgoda na tłumaczenie: jest Beta: Kera Fandom: Harry Potter Para: Hermiona Granger/Draco Malfoy Rozdziały: 16 Gatunek: marriage law, angst, smut, fluff Kl...