Hermiona spędziła ostatnią noc wolności na żałobie, kpiąc ze swojego wieczoru panieńskiego. Chociaż zabawa była ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę i odmówiła wyjścia z domu, to Harry, Ron i Ginny nie chcieli zostawić jej samej, by utopiła swoje smutki. Przybyli przez Sieć Fiuu, wyposażeni w butelkę Ognistej Whisky, a po jej dodaniu do tego, co Hermiona już zaczęła, wieczór był podwójnie alkoholowy, czego żaden z imprezowiczów nie spodziewałby się podczas takiego wydarzenia.
Leżała na sofie wciśnięta między Harry'ego i Rona. Ginny zajęła fotel, a Hermiona myślała tylko, jak dziwnie wyglądali w jej salonie. Mieszkała sama od ponad trzech lat i nie pamiętała, żeby kiedykolwiek tu byli. Rude włosy Weasleyów okropnie kontrastowały ze skórą mebli w kolorze khaki i była pewna, że zauważyłaby to wcześniej. Ogólnie rzecz biorąc, nie była to niezwykła scena — ani na Grimmauld Place, ani w Norze nie brakowało sof — ale w porównaniu z tymi z natury magicznymi miejscami, dom dzieciństwa Hermiony wydawał się mugolski w sposób, w jaki nigdy wcześniej na niego nie patrzyła. Nie obwiniała Harry'ego za to, jak bardzo wyrzekł się wspomnień z jego dawnego życia, ale przebywając z czarodziejskimi przyjaciółmi w tym domu, zdawało się to dość znacznie podkreślać, że w jakimś stopniu była outsiderem.
Jej oczy błądziły po pokoju, gdy analizowała jego zawartość, i zatrzymały się na ustawionym na kominku zestawie bloków z literami. Trzy drewniane prostokąty, ułożone jeden na drugim, odważnie głoszące klucz do życia w różnych dziwacznych czcionkach.
Żyj
Śmiej się
Kochaj
Żołądek jej się skręcił na te kpiące z niej słowa. Przeżyła — przetrwała wojnę toczoną tylko po to, by wytępić takich, jak ona. Nie śmiała się zbyt często — żadne z nich tak naprawdę się nie śmiało — ale wyleczyła się na tyle, że od czasu do czasu widmo wszystkiego, co straciła, bledło do punktu, w którym znów mogła poczuć lekkość. Na pewno w końcu radość wróci. Albo powinna. Jej oczy płonęły groźbą łez, gdy opłakiwała utratę miłości, której nawet nie pragnęła, dopóki szansa na to nie została odebrana. Byłoby miło pewnego dnia się zakochać, pomyślała. Mieć dla siebie cząstkę tego, co uratowało ich wszystkich.
Zamiast tego będzie miała nieustanne przypominanie przeszłości i wszystkich sytuacji, w jakich jej adoptowany świat uważał ją za gorszą. Do końca życia nie zrozumie, czym sobie na to zasłużyła.
Stojący w rogu szafkowy zegar jej dziadka wybił trzecią i na ten dźwięk łzy popłynęły po jej policzkach.
— Boże — wymamrotała. — Kończy mi się czas.
— Zostaniemy z tobą — zaoferował Ron, obracając się na sofie i biorąc ją za rękę. — Przez noc.
Hermiona potrząsnęła głową, czując, jakby jej mózg chlupotał w środku. Każde z nich złożyło jej kondolencje na swój własny sposób; nic naprawdę pocieszającego, ale docenianego tak samo. Przypuszczała, że pewnego dnia zrobi dla nich to samo, chociaż trudno było sobie wyobrazić, by którekolwiek z nich trafiło tak źle, jak ona. Przypuszczała, że jeden z chłopaków może dostać Pansy. To byłoby złe. Nie tak, jak Malfoy, ale prawie.
Nie mogąc jednocześnie nadzorować więcej niż kilkudziesięciu aranżowanych małżeństw, Ministerstwo ogłaszało dopasowania falami. Hermiona była w pierwszej rundzie. Ron był w trzeciej, Ginny w piątej, a Harry w dziesiątej. Wszyscy starali się nie spekulować, czy to oznaczało, że Harry i Ginny zostali już uznani za nieidealną parę.
CZYTASZ
[T] Dziesięć na dziesięć
Fiksi PenggemarTytuł oryginału: Ten out of Ten Autor oryginału: morriganmercy Autor tłumaczenia: Arcanum Felis Zgoda na tłumaczenie: jest Beta: Kera Fandom: Harry Potter Para: Hermiona Granger/Draco Malfoy Rozdziały: 16 Gatunek: marriage law, angst, smut, fluff Kl...