11. Powrót do domu

149 10 11
                                    

Spaliłem buraka. Bill też był czerwony. Obaj odwróciliśmy wzrok.

- Przepraszam - powiedział.

- Nic nie szkodzi - mruknąłem.

- Nie jesteś zły? - spojrzał na mnie zdziwiony.

- N-nie jestem... Lubię cię.

- Ale w jaki sposób,,lubisz"? - spytał. Chyba na prawdę mu zależało na mnie.

- Nie wiem - szepnąłem.

- Szkoda, bo ja cie bardzo lubie - zasmucił się. - Lubię lubię - dodał.

Cisza, która właśnie nastała, była niewiarygodnie niezręczna. Zastanawiałem się co powiedzieć. Jak się zachować? Co mam powiedzieć? ,,Ja ciebie też"? Próbowałem przeanalizować swoje uczucia względem demona.

- Jak nie czujesz tego samego, to nie musisz, jakoś przeżyje - zapewnił.

- Ale ja nie chce cie zranić - przyznałem się.

- Nie ranisz - położył dłonie na moich ramionach. - Nie ranisz - uśmiechnął się. Widziałem ból w jego oczach. - Nie ranisz - tym razem ledwo go usłyszałem. - Zostawię cię - wyszedł z pomieszczenia.

Zacząłem płakać, zwinięty na łóżku. Zależało mi na blondynie, ale nie byłem pewny jak bardzo. Dodatkowo był chłopakiem, a ja nie byłem gejem. Chyba.

***

Nawet nie wiem kiedy zasnąłem, ale gdy się obudziłem i przypomniałem sobie wydarzenia z wcześniej, szybko wstałem z łóżka. Musiałem się czymś zająć, żeby znowu nie ryczeć. Postanowiłem wyjąć z plecaka dziennik i opisanie swoich przeżyć i dziwności kolejnych wymiarów.

Gdy prawie skończyłem opisywać podwodny świat, który odwiedziłem nie dawno, do pokoju wszedł Bill.

- Hej, Dipper - przywitał się, drapiąc sie po karku.

- Cześć - spojrzałem na niego.

Czułem się nie zręcznie w towarzystwie demona. Cały czas myślałem o wcześniejszej rozmowie.

- Wiedziałeś, że festiwal ognia trwa cztery dni? - zaczął rozmowę. - Pomyślałem, że fajnie by było przejść się tam.

- Oo jasne - schowałem zeszyt do plecaka.

Wyszliśmy z domu, na szczęście nie spotykając po drodze Arilole'a.

- Co się tutaj dzieje? - spytałem, przedzierając się przed tłum.

- Trzeciego dnia festiwalu jest organizowany turniej walk - wyjaśnił demon.

- Trzeciego? Przecież wczoraj...

- Przespałeś cały wczorajszy dzień.

Na scenę wyszło dwoje chłopaków. Jeden z był wysokim brunetem o fiołkowych oczach, a drugim Arilole.

Następną godzinę oglądałem walki żywiołów. Było to niesamowite. Piękne. Ogień tańczył w powietrzu na tle nocnego nieba. Wszyscy wiwatowali.

O świcie wróciliśmy do domu wykończeni. Jednak takie eventy są męczące. Nawet nie pamiętam kiedy zasnąłem.

***

- Wstawaj, Sosna - obudził mnie Bill, potrząsając mną.

- Jeszcze chwila - mruknąłem zaspany.

Między Wymiarami | Billdip |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz