Będąc koło niego czuł się dziwnie. To uczucie nigdy się nie zmieniało na inne, z czasem po prostu stawało się nawet mocniejsze. Obserwując to jakim blaskiem potrafił czasem promieniować miał ochotę zbliżać się i zbliżać mimo iż wiedział, że kiedy dotrze do swoje upragnionego celu spali się na proch bezpowrotnie. Trochę jak Ikar przyćmiony wolnością i poczuciem bezkarności był pchany by coraz wyżej latać po niebie jakby chcąc znajdywać się coraz bliżej słońca aż w końcu jego skrzydła nie stopiły, a on sam nie zginął przez swoją własną głupotę. Skrzydła w tej wersji wydarzeń u Chuuyi wydawały się być jego nadzieją na to, że to co zobaczy wcale nie będzie aż tak zepsute jak każdy go ostrzegał. Że Ane-san nie miała racji mówiąc mu o tym jakie typu misję dość często dostawał, że Hirotsu nie miał powodu do pilnowania go kiedy wychodził do baru kiedy trochę mocniej się pokłócili niż zwykle, że nie był on dla Akutagawy tak okrutny jak twierdziła siostra bruneta.
Nie chciał zwracać uwagi na te małe, nieistotne szczegóły skoro miał możliwość pozostać w klatce swoich własnych przekonań. I czasami naprawdę nienawidził i nie rozumiał się za takie myślenie. Szatyn wielokrotnie wykorzystywał go do swoich celów, regularnie naśmiewał się z niego i choć udawał, że go to nie ruszało pozostawiało to na nim swoje piętno w postaci nie zmywalnych blizn w jego umyśle. Każde słowo wypalało na nim swoje piętno, żadnego z nich nie zapomniał. I może właśnie z tego powodu on sam wiedział najlepiej jaki był jego partner. Jak manipulował każdym na jego drodze, jak nigdy nie był z nikim szczery, jak wykorzystywał każdą okazję by zmiażdżyć ludzi będących jego wrogami, ale również by po prostu czerpać z tego satysfakcję i radość, jak samolubny był ciągle pozostając przy swoim życzeniu śmierci.
Kiedy walczyli z Rimbaudem ten postanowił, że jeszcze nie zginie. Że spróbuje, a przynajmniej tak to brzmiało w uszach ryżego. I chociaż nie byli ze sobą blisko w tamtej linii czasowej w żadnym stopniu to poczuł ukłucie ciepła w sercu, które rozrosło się po zdradzie jego pierwszej organizacji. Mimo iż szatyn doprowadził do ich rozłamu oraz zdrady wobec niego nigdy nie życzył mu śmierci. Pod tym względem cenił akurat ludzkie życie ponad wszystko i zamierzał go bronić nie ważne do jak okropnej osoby ono należało. Ale no właśnie w tym był problem. On chciał zginąć. On chciał odejść z tego świata, chciał wymazać swoje istnienie z kart historii, ludzkiej pamięci jakby była ona tylko kartą pamięci. Nie rozumiał tej potrzeby u młodszego i chyba nie pragnął tego zrozumieć.
Wpadł do swojego mieszkania trzaskając za sobą drzwiami i niemalże upadł na podłogę obijając sobie kolana. Dosłownie przed chwilą wraz z Dazaiem wrócili z ostatniej misji, która trochę potrwała, a konkretniej trzy dni. W ich trakcie mieli przechwycić członka wrogiego im gangu i przesłuchać go by wyciągnąć z niego jakieś pożyteczne informacje. Jak zwykle udało im się to, a przynajmniej pierwsza część zadania, dopiero wtedy musieli przejść brudniejszej wersji ich pracy. Najpierw został wysłany do niego pewien świeżak, który pojawił się jakiś czas temu w Mafii za sprawą Dazaia. Na początku nie szło mu za dobrze, zdecydowanie brakło mu cierpliwości w wydobywaniu tego co starszy w widział oraz rzetelności w sprawdzaniu ich prawdziwości. Twarz szatyna przez cały czas była chłodna i surowa, zupełnie tak różna od tego co zazwyczaj by zrobił. Niebieskooki tylko czekał aż wyskoczy z jakimś żartem później tłumacząc się, że chciał rozluźnić atmosferę jakby cokolwiek mogło to zrobić gdy dosłownie przed ich oczami był torturowany mężczyzna, a oni tylko kręcili głową niezadowoleni na to jak z chwili na chwilę tracili szansę na wyciągnięcie czegokolwiek.
W pewnym momencie brązowooki po prostu wstał i wszedł do pomieszczenia nawet nie zaszczycając swojego ucznia przelotnym spojrzeniem. Uśmiechnął się w stronę blondyna w poszarpanym niemalże na strzępy garniturze na co Nakahara zatrzymał nieco dłużej wzrok na jego wygiętych ku górze w karykaturlnym wyrazie. Z swojego rodzaju transu wyrwało go dopiero to jak nastolatek znów poczynił kilka kroków do przodu tak by dojść do małego, srebrnego stolika na kółkach na którym leżały różne przyrządy aż od zwykłej solniczki po najbardziej wymyślne przyrządy lekarskie, które niebieskooki kiedykolwiek widział. Pochwycił w dłonie najzwyklejszy w świcie skalpel po czym zaczął go przerzucać pomiędzy zwinnymi palcami. Obrócił z ekscytacją głowę ku starszemu którego coraz bardziej ogarniał strach. Wydawał się być nawet bardziej przerażony niż wtedy kiedy Akutagawa przebił mu łydkę na wylot swoją zdolnością, a jego krzyk był słyszalny najpewniej aż na parterze co było wyczynem praktycznie niemożliwym jednak nikt nie mógł być tego pewny jeśli nawet Nakahara miał wrażenie, że jego bębenki uszne zaraz pękną.
Obserwował to jak młodszy nacina skórę mężczyzny, jak go z niej obdziera, jak podrażnia rany powstałe wcześniej lub wycina coraz to bardziej wymyślne wzorki jakby był tylko zwykłym dzieckiem któremu dano do zabawy wycinankę. Podążał wzrokiem za tym jak przeskakiwał z nogi na nogę krzycząc coś niczym obrażone dziecko i był świadkiem jak jego aparycja zmieniała się co chwila w bardziej lub mniej poważną. Zastanawiał się czy nie był to jego sposób na jeszcze większe zdezorientowanie i przerażenie przeciwnika. Bo Chuuya wiedział, że on wcale taki nie jest, a nawet jeśli to powstrzymałaby swoje odruchy nie widząc sensu w tym żeby pokazywać się z takiej strony. On taki nie był, a on miał szansę to zaobserwować dzięki temu ile czasu ze sobą spędzali na misjach jak i poza nimi. Musiał też w pewnym stopniu zyskać zaufanie i sympatię chłopaka bo inaczej był przekonany, że nigdy by tego nie dostrzegł. Był on mistrzem w tym co robił, a zawsze i wszędzie po prostu kłamał.
Kiedy skończył podszedł do niego, a następnie z lekki uśmiechem oparł się o jego plecy kładąc podbródek na jego ramieniu. Krzyczał na niego żeby go puścił kiedy ten objął go w pasie swoimi rękoma jednak w głębi duszy nie chciał by ten się odsuwał. Miał wrażenie, że mógłby tak zostać na zawsze i nadal byłoby mu mało. Nawet się nie zorientował kiedy sam oparł się nieco sobą o tors szatyna przynykajac oczy jednak kiedy to wyczuł natychmiast się zreflektował i wyprostował swoje plecy. W tym samym czasie niespodziewanie brązowooki go puścił na co rudy miał ochotę mruknął z niezadowolenia. Ten tylko uniósł ręce w geście niewinności i ruszył w stronę drzwi szybkim krokiem.
— Po prostu chciałem się trochę naładować, ale jak nie to nie — wystawił w jego stronę język w zaczepnym wyrazie po czym zniknął drugiemu z oczu.
Niebieskooki poderwał się z podłogi zakrywając dłonie ustami i biegiem ruszając w stronę łazienki. Potykał się o wszystko na jego drodze cały czas praktycznie się wywracając jednak zdołał utrzymać się pionie. Nie zapalił nawet światła w łazience ze względu na to, że było jasno, a i też nie miał zbytnio tego w głowie. Padł na białe kafelki pomieszczenia otwierając klapę sedesu i pochylając się. Przez chwilę miał wrażenie, że będzie wymiotować przez odruchy wymiotne, które pojawiły się kilka minut temu jak i drapanie w gardle jednak ku swojemu zaskoczeniu zaczął kaszleć. Z chwili na chwilę coraz bardziej brakło mu oddechu, coraz bardziej jego płuca paliły, coraz bardziej czuł się tak jakby zaraz miał się udusić. Z powierzchnią wody zderzyła się bordowa czerwień co niebieskooki obserwował szeroko otwartymi i przerażonymi oczami. Nie rozumiał co się działo, a gdy poczuł jak coś przeciska mu się przez krtań to uczucie się tylko nasiliło. Próbował złapać oddech przez nos jednak nie było to wykonalne bo cały jego organizm skupiał się tylko na tym by pozbyć się ciała obcego ze swojego przełyku. Wszystko go bolało, a zwłaszcza serce bijące w niezwykle szybkim tempie oraz nadwyrężone gardło i płuca.
W końcu jego ciało zdołała ogarnąć ulga kiedy to się skończyło. Jego oczy w których stały łzy były ciasno zaciśnięte więc nie był w stanie zobaczyć tego co było powodem jego cierpienia i nawet nie chciał. Nie miał siły na to by uchylić powieki i spojrzeć wgłąb toalety tak jakby wcale nie opierał się o nią dłońmi i pochylał ku jej środkowi próbując za wszelką cenę nabrać jak najwięcej powietrza w wymęczone płuca. W końcu zdobył się na to by nieco je otworzyć, a gdy zobaczył to co zobaczył musiał je szeroko otworzyć chcąc się upewnić, że to co zobaczył było właśnie tym czym mu się wydawało. Poczuł kolejne napady mdłości kiedy przed jego oczyma pływał pojedynczy kwiat czerwonej kamelii.
***
Uwaga! To jedna z moich najgorszych prac, czytasz na własną odpowiedzialność!
CZYTASZ
Kwiaty dla Ciebie || Soukoku hanahaki au ||
FanfictionChuuya zaczyna coraz mocniej odczuwać kołatanie serca, kiedy tylko znajdował się blisko szatyna. To jak zaczął się przejmować jak w jego oczach się prezentuje lub myśl czy czegoś nie pokręcił w jego towarzystwie całkowicie go dezorientowały. Jednak...