Nasza tajemnica.

138 15 5
                                    

Ostatniego dnia wakacji nie można spędzać w domu. To jedno z niepisanych praw ucznia. Zamykam książkę I wyskakuję z łóżka. Poprawiam kasztanowe włosy. Wywracam do góry nogami szufladę, aby znaleźć 30 Second To Mars, który muszę oddać przyjaciółce, ale po chwili przestaje szukać płyty.
- Nie wracaj zbyt późno - przykazuje mi mama. Pędze wąskimi uliczkami centrum miasta. Moje miasto to jedno wielkie oszustwo, myślę, mrużąc oczy we wściekłym słońcu. Z deginicji miasto ale tak naprawdę wiocha. Viterbo zyje zabarykadowane, samo dla siebie, wciąż ukrywa swoje tajemnie. Moja rodzina jest tego najlepszym przykładem. Ale w jakim innym miejscu na świecie mogłyby jawnie żyć anioły? Mieszkańcy nas szanują; być moze kiedyś się nas bali, ale teraz uznają fakt - pomijając nawet naszą krew I skrzydła - że widzieliśmy narodziny tego miasta, żyliśmy razem z ich przodkami I jesteśmy swiadkami jego historii. Oto dlaczego ta dziura zabita dechami, trochę szara zimą, troche ciasna, jeśli ma się siedemnaście lat ( I wielką ochotę poznać świat ) jest jedynym miejscem, w którym anioły takie jak moja rodzina mogły się osidlić i żyć. Takie jak moja rodzina, podkreślam, ale nie jak ja. Mój ojciec jest aniołem, moja matka jest aniołem, moja siostra Elena jest aniołem ; wszyscy piękni jak na obrazkach i wszyscy mają skrzydła. Dziwnie jest nie mieć skrzydeł, należec do rodziny aniołów. Dziwnie jest byc jedyną czerwoną różą na polu białych róż. Wybryk natury. Czarna owca.
Przecinam plac i jestem na miejscu.
Lorenzo jest moim najlepszym przyjacielem, wychowywaliśmy się razem, znamy się od czasu kiedy ja miałam kasztanowe warkoczyki a on miał juz złocistą grzywkę, którą mogłoby mu pozazdrościc słońce. Naciskam guzik domofonu, nikt nie odpowiada. Typowe : pewnie siedzi pod prysznicem lub suszy włosy. Przyklejam się do guzika, dwoma palcami. Zobaczymy, czy teraz usłyszy. Po dobrej minucie reaguje.
- Cześć Vichi! Wchodź.
Odrywam palce od guzika, zawsze umiał rozpoznać ze to ja dzwonie. Lorenzo otwiera drzwi, jego jasne wloay jeszcze są wilgotne.
- Wybacz, wycierałem się.
Oczywiście.
- Nic nie szkodzi, tak myślałam. Idziemy do jego pokoju; on kończy sie ubierać a ja rzucam się na niebieski fotel z gąbki.
- Któregoś dnia, ten potwór mnie połknie - mówię, zapadając się w fotel.
- Tak, usiłuję go wytresować ale nie jest mi posłuszny!
Wybucham śmiechem i zapadam się na dno.
- Daj mi rękę, nie mogę z tego wyleźć!
- strasznie mnie kusi aby zostawić Cię na pastwe losu - mówi Lorenzo ze śmiechem. Bierze mnie za rękę i wyciąga z pòłapki. W przeciwienstwie do mnie, Lorenzo jest aniołem idealnym.
- Co robimy?
- Idziemy obudzic Ginevrę?
- Doskonały pomysł.
Ginevra to moja najlepsza przyjaciolka. Ginevra nie jest aniołem, jest śmiertelniczką. Lorenzo jest z Ginevrą, choć prawa im na to nie pozwalają.
Kilka godzin później wracam od Ginevry.

Dlaczego? Pytam. Dlaczego życie nie jest łatwe i spokojne? Oto siedzę na siodełku skutera I staram się nie spaść. Usiłuję kontrolować samą siebie, mój pojazd który nie chce wspópracować, gaz, którego nie mogę wyrgulować i męczące młodści które zawdzięczam ciastkom Ginevry. Omal się nie Wywracam, opony piszczą, skuter się przechyla a ja razem z nim, starajac się nie wywalić. Kierownica robi co chce i o mało nie wjeżdżam...
W niego
Siedzi na ławce po turecku, czyta książkę, odrobinę unosi głowę nie przejęty tym, że jakas wariatka o mało w niego nie wjechała. Niewzruszony, unosi brew. Wygląda jak posąg. W tej chwili patrzy w moje oczy, są jak studnia. Czarne, tak piękne, że aż boli.
Uciekaj.
Wewnątrzmy nakaz brzmi w mojej głowie.
Uciekaj, szybko!
Mijam kilka metrów i zawracam. Skręcam w stronę ławki. Zniknął.

Anioł.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz