rozdział 3

763 64 35
                                    

Ogarnęłyśmy się do końca i zeszłyśmy na dół do mojej mamy, która łaskawie zgodziła się nas zawieźć. Sama byłam w szoku że się na to zgodziła ale mi to pasuje.

— Gotowe dziewczyny? - spytała Liliana, moja matka która była wysoką czarnowłosą kobietą obracając się w naszą stronę, bo właśnie szykowała sobie kolacje.- o matko Meliso, nie za mocna ta pomadka? a ta sukienka taka krótka, lepiej na siebie tam uważaj bezboz- powiedziała już zirytowana moim wyglądem.

Przewróciłam oczami i ścisnęłam usta w wąską linię. Moja mama od zawsze ma problem do mojego ubioru. Nie ważne co bym założyła, zawsze musi to jakoś skomentować, oczywiście źle. Nie pamiętam kiedy ostatnio mnie skomplementowała... Nie przejmuje się tym jakoś bardzo, ale jak czasami tak o tym myśle to mi przykro.

-Ta no, będę stała w kącie i patrzała na innych bo mam czerwoną pomadkę na ustach, dzięki za te zajebiste rady mamusiu - odpyskowałam matce. Nie podoba mi się, że ciągle ma tylko problem, staje się to już irytujące. Nawet jak podobałam się sobie, bo akurat się ładnie ubrałam i pomalowałam, to ona zaczyna mi wytykać każdą najmniejszą rzecz, nawet lekki garb którego bym nie zauważyła, gdyby mi tego nie wypomniała.

-Język, Mel! bo zaraz nigdzie nie pojedziesz.- odpowiedziała stanowczym tonem, a ja przewróciłam oczami i zajebałam jej kanapkę z serem i warzywami z talerza, po czym szybko całą wsadziłam ją do buzi, a kawałek ogórka spadł przypadkiem na dywan, uśmiechnęłam się szczerząc zęby tak aby było widać że to jej jedzenie i zrobić jej na złość. Mama je bardzo dużo a jest chuda jak szczypior więc jedna kanapka mniej, jej nie zbawi. Podniosłam ogórek, i wsadziłam go do buzi. Normalnie bym go nie zjadła ale zasada 5 sekund pozostanie na zawsze w moim sercu.

-Co za niekulturalne zachowanie, kto by się spodziewał że tak wychowałam swoją córkę- mruknęła coś jeszcze pod nosem ale ja z Norą już kierowałyśmy się do auta. Mając gdzieś co ona ma do powiedzenia.

-Jak ja jej nie nawidzę- powiedziałam bardziej do siebie niż do Nory a on spojrzała na mnie ze współczuciem i smutkiem w oczach.

Wsiadłyśmy do auta koloru czarnego bo moja matka ma obsesje na punkcie czarnych sportowych aut, ja z przodu obok mojej rodzicielki, a Nora, ubrana w jasną różową cukierkową sukienkę oraz w butach takiego samego koloru na wysokim obcasie, z tyłu.
Po przejechaniu jakiś 20 minut, nawigacja pokazywała że jesteśmy w docelowym miejscu. Więc moja matka stanęła po środku niczego a jedyne co widziałam to las, i małą wydeptaną dróżkę do jego wnętrza.

Wysiadłam z auta i akurat wdepłam w pierdolone błoto. Pierwsze co usłyszałam to śmiechy i głośna muzyka w oddali, i już wiedziałam że jesteśmy w dobrym miejscu i nikt nas nie chciał zabić, tylko serio zaprosić na imprezę (nie żebym o tym myślała, broń boże) Trochę się bałam wejść w głąb puszczy, w dodatku zauważyłam że nie ma tu zasięgu. Las kojarzy mi się z mrokiem i pająkami a jak wszyscy dobrze wiemy nie jetem w dobrych relacjach z tymi robakami.

-NO ja pierdole, jeszcze tego mi do szczęścia brakowało- krzyknęłam, a moja matka spojrzała na mnie wkurwiona, z politowaniem.

-Nie przeklinaj dziecko!, o drugiej masz być w domu i ani minuty dłużej!- odburknęła stanowczym tonem, zamknęła moje drzwi, bo ja zapomniałam tego zrobić, przejęta swoimi brudnymi butami które wyglądały jakbym ich nigdy nie myła. Spojrzałam na swoją przyjaciółkę i zaczęłam się śmiać na cały głos. Bo stopą wdepnęła w kałuże która miała głębokość jej całego obcasa.

SPIDEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz