13

172 9 4
                                    

- Moon? - dobrze znałam ten głos.

Anthony, który był najlepszym przyjacielem Jerrego, wszedł do mieszkania. Choć nigdy nie darzyłam go jakąś wielką sympatią, teraz z desperacją przyjęłam jego przytulasa.

- Widziałaś to wszystko, prawda? - zapytał, a ja z wielkimi, przerażonymi oczami na niego spojrzałam. Pokiwałam lekko głową. - Idź się przebrać, a ja ogarnę ten burdel. - powiedział, jakby zdenerwowany.

- Jesteś zły? - zapytałam, aby się upewnić.

- Owszem, jednak nie na ciebie. - odpowiedział szybko.

- A czy... - przerwałam i spojrzałam mu w oczy. - Czy Jerry jest zły?

Nie odpowiedział, a jedynie pokręcił głową. Wysłałam mu lekki uśmiech i, wciąż z twarzą pełną łez, pognałam do pokoju, aby znaleźć jakieś czyste ciuchy i wziąć prysznic.

×××

Całą noc myślałam o całym zajściu, przez co nie zmrużyłam oka, choć na chwilę. Słyszałam krzątanie się po domu, więc sądziłam, że Anthony został u nas na noc.  Niezgrabnie wyszłam z łóżka i od razu skierowałam się do salonu, w którym wcale nie było Anthonego. Musiał wyjść, chociaż nie słyszałam, aby drzwi się jakkolwiek otwierały.

Na kanapie siedział brodaty mężczyzna, który od razu wlepił we mnie swój zimny wzrok. Cholera jasna, jeszcze tego brakowało!

Bez żadnego słowa wbiegłam do swojego pokoju, zamykając go na klucz. Słyszałam ciężkie kroki i wiedziałam, że mężczyzna poszedł za mną. Zablokowałam drzwi krzesłem, tak na wszelki wypadek. Weszłam do mojej łazienki i także zamknęłam ją na klucz.

Z niemałą paniką, słysząc jak mężczyzna wykrzykuje moje imię i wali w drzwi, zadzwoniłam do Jerrego. Nie odbierał. Trzęsącymi rękoma, wybrałam numer jeszcze raz. Dzwoniłam do niego z 5 razy, jednak jedyne co zdołałam usłyszeć, to dźwięk przerwanego połączenia.

- Moon! - krzyczał. - No dalej, przecież wiesz, że nic ci nie zrobię!

Nie zwracając uwagi na to co robię, odruchowo wybrałam numer do mamy. Jeden sygnał, drugi... i trzeci.

- Och, Moon - przysięgam, że to był głos mamy. - Jakaś ty głupia! Wystarczyła by rozmowa! - zaśmiała się do słuchawki, a ja się rozłączyłam.

Co to było?!

Z jeszcze większym przerażeniem wybrałam numer Anthonego. Był moją ostatnią deską ratunku. No dalej, odbierz! krzyczałam w myślach. Wypuściłam, z ulgą powietrze, kiedy usłyszałam jego głos, mówiący zaspane "halo?"

- Anthony! - uradowałam się lecz chwilę potem się skarciłam za bycie zbyt głośno. - Anthony, musisz - wzięłam głęboki wdech. - Mi pomóc. - dokończyłam. Walenie w drzwi stało się jeszcze głośniejsze i byłam pewna, że mógł je usłyszeć. Obawiałam się tego, że mężczyzna jakimś cudem zdołał je otworzyć. Jednak to chyba niemożliwe, prawda?

- Zaraz będę. - nie zadawał zbędnych pytań, tylko szybko wstał z, jak mniemam, łóżka i się rozłączył.

Pukanie ucichło, a ja wiedziałam, że nie wróży to nic dobrego. Po chwili usłyszałam strzał pistoletu i otwieranie się drzwi. Skuliłam się na podłodze, a moje oczy wypełniły się gorzkimi łzami.

~~~

heeejj

jak samopoczucie?
mam nadzieję, że u was wszystko dobrze ;)

do następnego!

Can we talk about Moon?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz