Rozdział 3.

1.7K 201 14
                                    

Raveena

Powrót do życia w Seattle był jak zaczerpnięcie głębokiego tchu pośrodku lasu — oczyszczający i napawający szczęściem. Pobudka w łóżku z nowym — sprezentowanym przez tatę — materacem, pod pachnącą dzieciństwem pościelą oraz ze świadomością, że piętro niżej czeka na ciebie pyszne śniadanie było jak wygrana na loterii. Mimo że przez ostatnie dwa dni poranki miałam samotne ze względu na pracę rodziców i braci, czułam się wybornie. I bałam się, że popadnę w rutynę lenistwa, która odbierze mi bezczelnie moje najdłuższe w życiu wakacje. Potrzebowałam motywacji do działania. Ale jak tutaj brać się do roboty, gdy w domu jest tak przyjemnie? Ciężko. Baardzo ciężko, tak dla ścisłości.

Wstałam przed dziesiątą, wzięłam otrzeźwiający prysznic i w szlafroku zjadłam przygotowane przez mamę kanapki. Raczyłam się nimi na tarasie, ogrzewając ciało porannym, ciepłym słońcem. Myślałam głównie o mamie i o tym, jak dziwne byłoby dla moich znajomych z Anglii, że mama zostawia mi co rano w kuchni śniadanie. W końcu niedługo skończę osiemnaście lat, powinnam być samodzielna i dorosła, prawda? Prawda, ale za śniadaniami, tak jak i wieloma innymi niewielkimi rzeczami w ciągu dnia kryją się bolesne dla mnie sprawy.

Mama co rano przygotowuje śniadanie dla siebie i dla taty, a potem zawsze jedzą je wspólnie, rozmawiając i drocząc się ze sobą. Gdy wszyscy mieszkaliśmy w domu, jako dzieci i aż do przeprowadzki, jadaliśmy pierwszy posiłek całą rodziną. Mama kochała i nadal kocha przygotowywać dla nas jedzenie. I nie jest to jej skrzywienie związane z nadmiernym matkowaniem, czy naszym lenistwem. Mama po prostu potrzebowała się o nas troszczyć i małymi gestami przypominać, że w każdej chwili swojego dnia myśli o każdym z nas. Kiedyś opowiadała mi, że gdy była dzieckiem zawsze jadała śniadania samotnie, bo nikt z domowników nie spieszył jej do towarzystwa. W zasadzie całe jej życie było przedłużającą się samotnością, w której przebłyskiwała radosna twarz cioci Kirby. Mama przez lata trwała w zawieszeniu i dopiero po związaniu się z tatą zaczęła żyć. Przestała być samotna. Dlatego teraz gdy któreś z jej dzieci śpi w domu rodzinnym, robiąc śniadanie dla siebie, przygotowuje też porcję dla tego, kto budzi się później. Uwielbia i bardzo chce być potrzebna. A ja nie potrafię się oprzeć niczemu, co przygotuje, więc choćbym miała się spóźnić na najważniejsze spotkanie świata, zatrzymam się i zjem wszystko, co przygotowała. A potem czuję się dobrze przez cały dzień, bo mój brzuch nie płacze w nieodpowiednich momentach o porcję jedzenia.

Postanowiłam zrobić sobie spokojną rundkę po przedmieściach i przywitać się z tymi, z którymi jeszcze nie udało mi się tego zrobić po powrocie do domu. Ubrana w krótkie spodenki na szelkach i słoneczną koszulkę z krótkim rękawem, udałam się w drogę. Moim pierwszym celem była klinika cioci Kirby, która już zdążyła na mnie nawrzeszczeć za zbyt późne powiadomienie jej o moim przylocie. Prawdę mówiąc trochę się bałam tego spotkania, więc wybrałam się do niej do pracy, bo przy pacjentach nie mogła się na mnie złościć. Jako osoba będąca dla wielu ludzi przykładem i wręcz terapeutą musiała być opanowana, więc nie było opcji bym zaprzepaściła tę szansę. Wkroczyłam do jej budynku z szerokim uśmiechem pełnym skruchy i od razu podeszłam do biurka, przy którym pracowała Emerie, córka cioci Kirby i wujka Reminghtona. Od zawsze zazdrościłam jej jej grubych blond włosów i urody niczym z filmów o ratownikach. Była opalona, wysoka, zgrabna i po prostu piękna. Jej narzeczony był szczęściarzem i miał farta, że zdawał sobie z tego sprawę. A tak myśląc o Hugo... z nim też będę musiała się rozmówić na temat zaręczyn, o których mnie nie powiadomił!

— O mój Boże! Ravi! — wrzasnęła wesoło moja przyjaciółka i wybiegła zza lady, by wpaść prosto w moje ramiona i ucałować moje policzki. — Jak pięknie wyglądasz, rany! — Chwyciła mnie za ramiona, odsunęła od siebie i spojrzała na mnie z góry na dół, dłużej zatrzymując się na mojej klatce piersiowej, która zmieniła się przez dwa lata mojej nieobecności. — Wow, naprawdę wyglądasz obłędnie. Już nie można nazywać cię dzieciakiem, młoda.

Scars #3: Blizny zapisane w twoich oczachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz