Dom Dziecka

4 0 0
                                    


[ 39910170.3001]


Padający deszcz stuka delikatnie w szybę, jakby grał kołysankę dla smutnego chłopca siedzącego w starym domu dziecka. Ciężko jest zauważyć przez ten krople jego łzy. Nic dziwnego, że się tak czuje. Stracił swoich rodziców. Jedyną prawdziwą rodzinę. Teraz samotnie będzie żył wśród szarych ludzi. Od momentu straty poczuł się inny, mimo że pełno jest sierot. Dorośli ludzie byli według niego szarzy. Bez emocji, bez uśmiechu, bez życia. Jakby wszystko wokoło było nierealistyczne. Wyglądali jak szmaciane pacynki, a ich ruchy jakby ktoś kontrolował za pomocą sznurków. Ta Istota wydaje się nie lubić ludzi. Nie chce dać im rozrywki, odpoczynku czy nawet szczęęcia. Człowiek w Jego rękach przypomina jakieś bydło na pastwisku. Krowy są po to by dać mleko czy mięso. Mają cały czas ten sam tryb życia. Nic nowego. Jedzenie, picie, dawanie mleka, co jakiś czas dać potomstwo by je zastąpić, bo pójdą na mięso. U ludzi wygląda podobnie. Jedzenie, picie, praca, dzieci, a po śmierci potomstwo odziedzicza po swoich rodzicach majątek by tak samo się zachowywać jak ich dorośli. Spojrzał w niebo z wyrazem zastanowienia. Tam u góry znajdują się jego rodzice. Przy boku tej Istoty. A może jest On gdzieś indziej niż oni. Z rozmysleń wyrwało go pukanie do drzwi. Odwrócił się z zaciekawieniem, ponieważ opiekunki nigdy nie pukają.

- Proszę wejść.- Odpowiada

- Ktoś do ciebie. - Opiekunka Mary pokazuje na młodą uśmiechniętą Panią w brązowych włosach. Chłopiec czuje się przytłoczony. Nie rozumie dlaczego. Wcześniej ludzie byli tacy chłodni, a Ona jest ciepła. Speszony lekko przysuwa się bliżej okna. Kobieta patrzy się na niego z zrozumieniem. Jakby wiedziała o czym on myśli. Podchodzi do niego powoli i kuca.

- Nazywam się Morana Nyxes. Bedę twoją opiekunką, bądź Matką jak będziesz chciał. - Uśmiechnęła się łagodnie pochylając głowę na bok, przez co jej włosy zmieniły swoje położenie. Zsunęły się tak delikatnie jakby były z wody. Coś go ciągnęło do Niej. Jej ciepło sprawiało, że chce się przytulić i wypłakać. Otrząsnął się z amoku i powiedział.

- Miło mi Panią poznać. Nazywam się Tieran.-Nowa Matka się uśmiechnęła i pogładziła mnie po włosach. - Mi również bardzo miło Tieran. Weź swoje rzeczy, które potrzebujesz i idziemy do naszej posiadłości.- Wstała i się odsunęła.- Poczekam na ciebie w holu. Musze jeszcze coś obgadać z Panią Mary.- Po tej wypowiedzi wyszła z pokoju. Nagle poczułem chłód. Panika zaczęła w moim ciele szaleć. Usiadłem na łóżku zamykając oczy, aby się uspokoić. Wdech i wydech. Wdech i ... nagle usłyszał śmiech. Przed nim pojawił się jego cień, który sam się poruszał. Patrzył na okno. Nie powinien mieć w taką pogodę cienia. Przyglądał się mu uważnie.

- Nie denerwuj się Tiri. Pakuj się szybko, bo Pani czeka na nas. - Jego cien przemówił. Poczuł się jakby był w śnie. Poruszał głową z myślą, że to jego psychika robi mu żarty przez stres. Wstał i zbierał rzeczy do torby. 

Po 10 minutach wyszedł z pokoju szukając Kobiety. Przemieszczając się po holu, mały Tieran czuł coraz większe ciepło. Wiedział, że idzie w dobrym kierunku. Skręcając w prawo zobaczył Ją z Panią Esterą. Była ona główną Opiekunką Domu Dziecka. Chciał podejść do kobiet, ale poczuł ukłucie w sercu. Gdy się to stało Mama odwróciła się w moim kierunku i podbiegła.

-Tieran wszystko dobrze?!- Było słychać w jej głosie troskę.

-Tak... po prostu to z pośpiechu.- Odpowiedział.

Morana przytuliła chłopca czule. Tieran nie wiedział co się dzieje. Dlaczego go przytuliła? To był jego błąd, że źle się poczuł. Pani Mary nigdy tak nie robiła. Każdy zwalał na niego winę. Obojętnie, co się wydarzył. Nawet jak nie było go w okolicy. Tieran był chodzącym nieszczęściem. Pechowiec. Zaraza. Dziwadło. Tylko to słyszał o sobie. Poczuł napływające łzy. Próbował się uspokoić.

-Tieran nie musisz się powstrzymywać. Jeśli chcesz płakać to płacz. Gdy chcesz krzyczeć to krzycz. Masz własną wolę. Nikt nie może ci zabronić naturalnych rzeczy chłopcze.- Mówiąc te czułe słowa głaskała mnie po plecach. Wtuliłem się mocno w nią. Wreszcie znalazłem kogoś, kto nie każe być mi jak ci szarzy ludzie.

-Już jest ci lepiej ? - Zapytała Morana.

-Tak Mamo- Uśmiechnąłem się do Kobiety. Na początku na jej twarzy było zdziwienie, ale po chwili pokazała swój piękny uśmiech szczęścia. Wiedziałem w tym momencie, że moje życie stanie się lepsze niż wcześniej.

Morana wstała i złapała chłopca za rękę po czym wyszli z Domu dziecka, wcześniej żegnając się z opiekunkami. Za bramą pojawiła się ta szara ulica pełna ludzi. Nie bałem się ich, ani nie czułem pustki jak wcześniej bywało. Przy niej czułem się bezpiecznie. Idąc już ulicą przez 5 minut, Mama się zatrzymała i skręciła w prawo do alejki. Czułem lekki niepokój, ale będąc przy Niej, wiedziałem by się nie martwić. Podeszliśmy do ściany. Nie wyróżniała sie niczym. Stara szara ściana. Kobieta położyła na niej dłoń a po chwili pojawiło się światło oraz jakieś złote wzory. Odwróciła się do mnie i zanim zniknęliśmy powiedziała.

- Witaj w naszym domu Tieranie Nyxes.

Dzieci z Rodu NyxesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz