• • • OREGON, Salem • • •
Głucha cisza.
Tylko to dotrzymywało jej towarzystwa. Żadnego skrzypienia paneli, żadnego krzątania się w kuchni obok, żadnego pomruku jej kota, żadnego dźwięku wydanego przez jakąkolwiek żywą duszę. Dopiero kiedy obróciła się na drugi bok, mogła usłyszeć jak jej kołdra szeleści. Rozchyliła powieki, rzuciły się jej w oczy te same co zawsze kremowe ściany tracące powoli swój blask i odzyskujące go tylko w złotych godzinach i te same meble z jasnego drewna mające ślady po jej niedawnym ataku szału. Odetchnęła głęboko i zaczęła się rozglądać jeszcze niezbyt przytomnym spojrzeniem, jakby wczoraj nie istniało, nic się nie działo i dopiero teraz powoli do niej wszystko docierało na nowo.
Jej własne wrzaski rozchodzące się głuchym echem po całym mieszkaniu, jej intruzywne myśli rozbijające się po czaszce jak cholerne komarzyska, które chciała wyrwać wraz z cebulkami włosów, jej cholerną wściekłość tak wielką, że jedyne co potrafiła zrobić, aby nie chwycić za broń i wymierzyć nią w przyjaciela to chwycenie się mebla i wbicie w nie paznokci, a drewno ulegało jak plastelina pod jej naporem.
W gardle miała Saharę, a oczy nie dość, że były napuchnięte, to resztki tuszu i eyelinera ciążyły jej na powiekach jakby wszystkie wyrzuty sumienia do niej wróciły osiadając właśnie tam. Nie potrafiła patrzeć na ten bałagan, podniosła się do siadu unikając kolejnego zerknięcia na dowody jej wściekłości i po wzięciu telefonu w dłoń wstała udając się w kierunku kuchni. O ile dobrze pamiętała tam nic nie ucierpiało podczas ich małej sprzeczki.
Bardzo szybko wstawiła wodę na kawę, po czym wzięła dość suchą kromkę chleba i przegryzając ją wysłała wiadomość, która tworzyła się w jej myślach od wczoraj, nim usnęła otulona jedynie własnymi zimnymi łzami na jej rozgrzanych policzkach.
JA
Bardzo przepraszam za to wszystko... Wiesz, że nigdy bym nie powiedziała tych wszystkich rzeczy, gdybyś tylko nie był tak wścibski, czasami nawet za bardzo się troszczysz, mnie to dobija wiesz? Nie musisz mnie pilnować, mam 18 lat, a się zachowujesz jakbym miała co najmniej 5 i nie wiedziała nic o świecie.JA
Zanim zapytasz wzięłam właśnie leki, ale nadal musisz mi dać czas zanim znowu zaczniemy gadać, stara procedura rozumiesz.HENNNY <3
rozumiem, powodzenia.HENNNY <3
przepraszam tez.Odpowiedź przyszła natychmiastowo, ale wpatrzona w opakowanie powlekanych tabletek nie zauważyła jej. Westchnęła biorąc je do ręki, zacisnęła usta w wąską kreskę i obróciła je w dłoniach słysząc jak jej nowy ratunek szeleści w środku.
— Valproate, huh? — mruknęła i wzruszając ramionami otwarła je. Stare leki nie działały, ani po dwóch miesiącach, ani po pół roku. Było tylko coraz gorzej i gdyby nie Henrick to chybaby oszalała, nie wiedziała jakim cudem z nią tyle wytrzymał, nawet to kiedy pod wpływem starych leków w jednej z kłótni wbiła mu paznokcie aż polała się krew. Miała tylko nadzieję, że to jej faktycznie pomoże, bo to jak co chwila miotała się między pustką, śmiercią, chęcią zniknięcia, a jeszcze większą pustką stawało się uciążliwsze z każdym dniem, każdym nowym lekiem mającym być tym jedynym.
Nie mając innego wyjścia wyłączyła gotujący się czajnik z wodą, zalała sobie kawę i połknęła tabletkę mając tylko nadzieję, że jej zepsuty organizm przyswoi te leki oszczędzając jej mdłości, wymiotów i bólów głowy.
Wiedziała jednak, że to tylko płonne nadzieje i nie dalej jak wieczorem skończy z głową w muszli, albo co gorsza w szkole. Znowu uznają ją za bulimiczkę, ale czy ją to obchodziło? Najzwyczajniej parsknęła na ostatnie oskarżenia jakie padły pod jej adresem, więc i tym razem nie specjalnie ją to będzie obchodzić.
CZYTASZ
VALPROATE • jeff the killer
Fanficwszystko co się wydarzyło było dziełem przypadku i obsesji, a penelope tanner myślała, że stała się pępkiem świata [ creepypasta ] © shigroisant, 2023 all rights reserved