4.

629 13 7
                                    

WILLIAM

Shane płakał strasznie mocno. Bardzo przeżywał to, co stało się z jego bliźniakiem jednak, gdy jego szloch zagłuszył wszystko w pomieszczeniu nikt nie usłyszał, że ktoś wszedł do póki płacz chłopaka nie został stłumiony. Jak się okazuje przez marynarkę Vincent'a, w którego się wtulił. Mężczyzna nic nie mówił, po prostu stał i patrzył w ścianę. Po chwili zaczął gładzić dłonią plecy Shane'a, a kątem oka zauważyłem, że Hailie zasnęła tak samo jak Dylan. Prawda, było już późno, ponieważ było grubo po północy, ale nie odczuwałem tego zmęczenia.

— Shane... — Westchnął cicho. — Będzie dobrze. Tony z tego wyjdzie, to silny chłopak, to Monet. A Moneci się nie poddają.

— Wiem — Powiedział zachrypniętym od płaczu głosem. — Ale boję się. Jeszcze nie zwracałem na niego uwagi, ciągle siedziałem z Dylan'em i Hailie, zapomniałem o nim. To moja wina.

— To nie jest twoja wina — Zaprzeczyłem mu. Przez chwilę myślałem, co powiedzieć. — Nie myśl tak nawet. To co się stało nigdy nie było i nie będzie twoją winą, Tony nie chciałby, żebyś tak myślał. Prawda, Tony? — Rzuciłem ostatnie zdanie bez namysłu.

— Prawda — Odparł słabym głosem chłopak, leżący na łóżku szpitalnym. Po czym powoli otworzył oczy.

Podskoczyłem, gdy się odezwał. Nie przewidziałem tego. Widziałem jak Shane się rozpromienił, a nawet na twarzy Vincent'a błysnęło zadowolenie. Fakt, że Tony się obudził wszystkich rozweselił, ale jednocześnie zasmucił, ponieważ to dziwne, że obudził się tak wcześnie. Coś musiało być na rzeczy.

— Jak się czujesz? — Zagadnął Vince. Obserwując uważne swojego brata.

— Bywało gorzej — Spojrzał na mnie słabo wiedziałem, że coś jest na rzeczy. — Chcę do Harley. — Szepnął słabo ze łzami w oczach. Tylko ja zrozumiałem, co powiedział. Było mi cholernie przykro i o mało sam się nie popłakałem.

— Wiem — szepnąłem podłamanym głosem. Pogłaskałem brata po jego czuprynie z lekkim uśmiechem i łzami w oczach. Bardzo się cieszyłem, że się obudził, ale również strasznie się martwiłem.

***

Byliśmy w domu od dwóch godzin. Moje młodsze rodzeństwo nie poszło do szkoły, a Vincent został z Shane'm w szpitalu. Nikt nie chciał się sprzeciwiać, więc zgodnie z rozkazem najstarszego brata siedzieliśmy w domu. Dylan grał w strzelankę, Hailie siedziała obok na fotelu i czytała książkę, którą jej zamówiłem. Ja nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, dlatego też zadzwoniłem do Amelii czy nie ma może czasu. Zaprosiła mnie do siebie. Pojechałem tam i bardzo się z tego powodu cieszyłem, bo ta kobieta była aniołem, mimo wszystkiego, co złe dalej przy nas była. Tony był u niej praktycznie codziennie, robił jej zakupy i pomagał w domu, czasem nawet woził obiad zrobiony przez Eugenie.

Zapukałem do drzwi. Były drewniane i nowo pomalowane na czerwono. Pewnie przez Tony'ego. Staruszka otworzyła je powoli i od razu, gdy mnie ujrzała na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zaprosiła mnie do środka gestem dłoni. Wszedłem, ściągnąłem buty i zamknąłem drzwi. Usiedliśmy przy stole w kuchni.

— Byłam dzisiaj u Tony'ego. — Zaczęła, a ja od razu oderwałem się od filiżanki z kawą. — Był z nim najstarszy brat. Zostawił nas samych i poszedł porozmawiać z lekarzem w tym czasie Tony powiedział mi coś bardzo dziwnego.

— Mi mówił jak się obudził, że chce do Harley, co było też dziwne. — Przerwałem jej.

— A wiesz dlaczego tak powiedział? — Zapytała na co zaprzeczyłem ruchem głowy. — Mówił, że po tym jak nastała ciemność zobaczył ją. Była tam Harley, przytuliła go, rozmawiali i nakazała wracać do nas. W sensie do świata żywych. Tony chciał z zostać, ale nim zdążył coś powiedzieć się obudził.

— To dziwne. Harley nie żyje, więc Tony musiał umrzeć, znaczy przez jakiś czas był martwy, ale później już go przywrócili. Tylko obudził się parę godzin po przedawkowaniu. — Wyjaśniłem w moich myślach kobieta mogła nam pomóc, a szczególnie Tony'emu.

— Czyli tak naprawdę Harley może żyć, a jego podświadomości robi sobie z niego żarty. — Te słowa brzmiały tak dziwnie. Bo fakt ciała nigdy nie znaleziono i pochowano pustą trumnę, ale każdy żył w przekonaniu, że dziewczyna nie żyje przecież nawet, jeśli by przeżyła to byśmy ją znaleźli. Nie ukryła by się daleko. Prawda?

Harley była bardzo dobra w chowanego odkąd pamiętam, kiedy pilnowałem młodego Tony'ego i Harley, mój brat przez parę godzin jej szukał, a zawsze była gdzieś blisko. Czyli, jeśli to, co mówiła Amelia było prawdą, to Harley musiała być gdzieś blisko. W Pensylwanii, a może nawet w naszym mieście.

Najciemniej jest pod latarnią, nie?

Ten rozdział jest niestety krótszy, ponieważ pisany był na szybko, ale następny będzie dłuższy. Może ciężko się go pisało, bo nie potrafię pisać z perspektywy Willa.

Losy Tony'ego - Rodzina Monet Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz