Rozdział 7

318 13 9
                                    

  Wiecie czego nienawidzę na tym świecie?
Obrażania się. Dosłownie. Nie mam najmniejszego pojęcia, dlaczego takie zachowanie w ogóle istnieje, a jednak w tej właśnie pieprzonej chwili to praktykuję to w cholerę i nie mogę przestać.
  Tak, zrobię dosłownie wszystko dla mojego kochanego – i mądrego inaczej idiotę (tak, czytaj: Will)
  I dzięki mojemu jakże inteligentnemu planu Will z każdym dniem wydawał się być coraz bardziej zagubiony, a ja patrzyłem na to z coraz większą satysfakcją. Może i podchodzi to pod sadyzm, ale gdyby ten Wszystkowiedzący dureń nie zachowałby się w ten sposób, nie byłoby sytuacji. Oczywiście nie miałem całkowitej pewności, co do swoich przypuszczeń, jednakże, gdyby się okazało, że jestem w totalnym błędzie to raczej bym tego nie przeżył, także ostatecznie wolałbym zostać w niewiedzy. Nie mam ochoty również siebie skompromitować, chociaż z drugiej strony na ten moment w moim życiu wydarzyło się tak dużo żenujących momentów, że nie wiem, czy w jakikolwiek sposób pogorsze swoją reputację.
  Pokręciłem głową. Przecież mi na tym nie zależy. A jedyne, co jest dla mnie ważne to Will.
  Położyłem się na podłodze. Dlaczego to jest takie trudne?
  Nagle usłyszałem pukanie do drzwi, jednak postanowiłem je zignorować. Nie miałem siły na wstawanie. Niestety dźwięk robił się coraz bardziej natarczywy.
Wstałem więc z głośnym wzburzeniem, tak, żeby idiota walący w moje drzwi, może się przestraszył i sobie poszedł. Niestety wraz z moim powolnym krokiem w kierunku drzwi, pukanie wcale nie ustawało.
  – Przecież idę! – krzyknąłem nie mogąc już znieść tego hałasu
  Gdy w końcu dotarłem do jego źródła i otworzyłem niechcianemu przybyszowi, z wielgachnym wysiłkiem woli powstrzymałem się od zatrzaśnięcia mu drzwi przed nosem.
  – Źle wyglądasz – powiedział Will w ramach przywitania.
  Przewróciłem oczami.
  – Czego chcesz?
  – Porozmawiać – odparł.
  – Teraz nie mam czasu – odmówiłem, zamykając za sobą drzwi. Zostałem, jednak powstrzymany.
  – Wejdę – powiedziawszy to Will dosłownie wcisnął mi się do domku.
  Westchnąłem tylko i podszedłem, by usiąść na kanapie. On usiadł na fotelu. No pięknie jeszcze tylko brakuje mu notatnika i długopisu.
  – Dlaczego nie mówisz mi, co się u ciebie dzieje? Bardzo się martwię.
  Prychnąłem.
  – Nie mam do teraz nastroju, przyjdź później.
  Syn Apolla zmarszczył brwi.
  – I wtedy mi powiesz?
  Spojrzałem mu w oczy.
  – A co ja mam tobie niby powiedzieć? Może ty powinieneś mi coś powiedzieć! – oburzyłem się choć bardzo niechciałem.
  – Słucham?
  Odwróciłem wzrok
  – Nieważne.
  – Nie Nico. Powiedz mi. Proszę.
  – Wyjdź – rzuciłem tylko. Kiedy usłyszałem trzask drzwiami jęknąłem z bezradności i zsunąłem się z kanapy na ziemię. Podłożyłem ręce pod głowę, żeby się wygodnie ułożyć i zamknąłem oczy. Oczywiście nie mogłem się odprężyć choćby na chwilę, ponieważ od razu wlał się we mnie potok myśli.
  Co ja najlepszego wyrabiam? Skoro postanowiłem go ignorować i mieć w niego wywalone, to rzeczywiście powienem się tego trzymać, a nie nagle zachowywać się jakby mi zależało. A to sprawia, że moje zachowanie nie prowadzi tak naprawdę do niczego.
  Może ja po prostu mam jakieś urojenia. Może Will po prostu widzi w nas jedynie przyjaciół i tak już na zawsze pozostanie? Albo Will nie czuje się dobrze z tym, że ma inne preferencje. Ale z drugiej strony to przecież nie miałoby sensu skoro jest psychologiem.
  Zaraz jednak wszystkie myśli odleciały, gdy usłyszałem jak drzwi
ponownie się otwierają. Nie siliłem się nawet na otworzenie oczu. Skoro mam grać niedostępnego, to będę się tego trzymał.
  – Nico. Wstań, proszę.
  Nie odezwałem się wiernie odgrywając rolę. Zostałem szturchnięty. Ponownie. Zawołany. Podniesiony. I usadzony na kanapie. Jednak tym razem nie sam. Will usadowił się koło mnie, a ja ciężko westchnąłem.
  Otworzyłem oczy i spojrzałem na niego. Dziwnie mi się przypatrywał. Może powinienem po prostu zaakceptować jego głupią i nieprawdziwą wersję o tym, że widzi w nas tylko i wyłącznie przyjaciół. W końcu, jeżeli mówił prawdę (czego z pewnością do cholery nie zrobił) to zachowuje się jak rozwydrzony bachor.
  Milczałem. Skoro on mnie tu posadził i wszedł bez pozwolenia do mojego domku, niech pierwszy się odzywa. On jednak nadal mi się przypatrywał. A może...? Spojrzałem mu w oczy. Czy on chce mnie pocałować. Will jednak wbrew moim oczekiwaniom odchrząknął i odsunął się trochę.
  – Nico. Powiesz mi, co się dzieję?
  Willu powiesz mi, czy jesteś debilem?
  – A co ma się dziać? To ty mnie nachodzisz.
  – Chcesz wrócić do sesji?
  Z nim naprawdę jest coś nie tak.
  – Pytasz się, czy mówisz? Mam jakiś wybór?
  – Proszę bardzo, skoro stawiasz mnie w tak negatywnym świetle. Ja po prostu staram się tobie pomóc, a ty...
  – Pomóc mi tak? Czyli nawet nie widzisz we mnie przyjaciela? – oburzyłem się, znowu zapominając, że powinienem to po prostu zignorować.
  – Ciężko widzieć przyjaciela w takiej zadufanej w sobie osobie jak ty – odparł.
  Co?
  – Idź sobie – powiedziałem cicho, nie ufając swojemu głosu.
  – Słucham?
  – Idź sobie.
  – Nico, spójrz na mnie – powiedział łagodnie. Tak łagodnie, że prawie posłuchałem. Wtem jednak jego łagodny głos zaczął mi się kojarzyć z tonem, którego używa się mówiąc do zwierzęcia, kiedy chce się, by coś zrobiło lub gdy robi coś złego i chcesz, żeby podeszło, aby je złapać.
  – Nico, przepraszam. Naprawdę nie wiem, dlaczego tak powiedziałem. Ja się po prostu o ciebie martwię i... i nie chce cię stracić. Oczywiście, że jesteśmy przyjaciółmi—
  – WYPIERDALAJ.
  – Okej Nico, ty naprawdę potrzebujesz tej sesji.
  Nie zniosę już dłużej jego obecności. Ja zaraz... Czy naprawdę planuję przenieść się cieniem? Nie robiłem tego od dłuższego czasu, więc powinno być wszystko okej.
  – Nie traktuj mnie jak jakieś zwierzęciem, które próbujesz okiełznać – rzuciłem na odchodne i przeniosłem się cieniem na dach. W jednej chwili znienawidziłem siebie. Przecież mu obiecałem, że tego nie zrobię. On mi już nigdy nie zaufa. Pewnie, gdy tylko mnie znajdzie zamknie mnie w tym swoim durnym pokoju, a ja nie będę mógł nic z tym zrobić odurzony przez jakieś jego specyfiki.
  Nagle poczułem łzy przelewające mi się po policzkach. Ja tylko pragnę żeby mnie przytulił i był ze mną.

  – Czy mógłbyś powiedzieć cokolwiek?
  Czy znowu znajdowaliśmy się w moim pokoju na nie–sesji wraz z  i r y t u j ą c y m Willem? Tak, zgadliście.
  Powiedziałbym „dupa", ale nie zrobię tego skoro aż tak bardzo mu na tym zależy.
  – Nico proszę rozmawiaj ze mną.
  Jeżeli nadal będzie mnie tak nachodził ja po prostu tego nie wytrzymam. Przewróciłem oczami. Trzeba się go stąd jakoś pozbyć.
  – Czy mógłbyś zatruwać czas komuś innemu?
  Jego oczy na chwilę rozbłysły. Nienawidzę tego.
  – Dlaczego uważasz, że zatruwam tobie czas? – niby się zainteresował
  – Gdzie się podział twój notes? – zapytałem zamiast tego.
  Will popatrzył się na mnie dziwnie.
  – Przecież nie mamy już sesji...
  – Tak tylko pytam, skoro aż tak bardzo tobie niej zależało – odpowiedziałem, jakby było mi wszystko jedno.    
  Czy ten debil naprawdę nie zauważa tego, że to on pogarsza naszą relację? Nie wiem już nawet, co o nim myśleć po jego zdecydowanie nieprzyjemnym i protekcjonalnym zachowaniu.
  – Nico, ja tylko staram się tobie pomóc.
  Uniosłem przesadnie brwi, jakby ze zdziwienia.
  – Oh, naprawdę? Wiesz, co ciężko jest mi w to uwierzyć, skoro po każdej twojej wizycie ryczę przez przynajmniej godzinę zastanawiając się, dlacze— Urwałem przerażony tym, co przed chwilą powiedziałem. To oczywiście nie było kłamstwem, ale on nie powinien tego wiedzieć. A może powinien? Żeby szybciej załapał, że jedynie mnie skrzywdził.
  Odkaszlnąłem, kiedy poczułem na sobie strasznie intensywny wzrok Wszystkowiedzącego.
  – Chciałem tylko powiedzieć, że twoje metody są do dupy. Znowu zachowujesz się oficjalnie – machnąłem niedbale ręką na to, że on znowu siedzi na fotelu, a ja na kanapie.
– Naprawdę... płakałeś? – zapytał, wyraźnie słyszałem w jego głosie ból i niepokój.
  – Nieważne, może już lepiej tutaj nie przychodź – odparłem cicho, by wzbudzić w nim współczucie, litość, czy inne pierdoły.
  – Dobrze – zgodził się, a mnie przeszył szok. Przecież nie o to mi chodziło.
  – Ughh. – Dlaczego on musi mi wszystko utrudniać. Czy mógłby kiedyś użyć mózgu? – Czekaj – zawowałem zanim.
  Obrócił się. Moje serce zaczęło szybciej bić, gdy zdałem sobie sprawę, co zaraz chcę zrobić. Wyglądał na lekko zdezorientowanego, kiedy powoli do niego podchodziłem, jednak również na pełnego skrytej nadziei. Wońcu pokonałem dzielącą nas odległość i przytuliłem się do niego, a kiedy poczułem jak odwzajemnił uścisk, miałem wrażenie jakbym unosił się w powietrzu.
  – Czy naprawdę uważasz, że zawsze będziemy tylko przyjaciółmi? – wyszeptałem. – Jeżeli odpowiesz tak, już nigdy tego nie poruszę. Obiecuję.
  Cisza, która nastała, przyprawiała mnie o zawał. Prawie się przewróciłem, gdy Will odsunął mnie od siebie. Nadal jednak nieugięty patrzyłem na niego pełnym determinacji wzrokiem. On obdarzył mnie czułym spojrzeniem, od którego poczułem przyjemny dreszcz. Chwycił mnie w talii i przysuwając mnie do siebie, pocałował.
  Nie mogłem powstrzymać uśmiechu wpełzaącego mi na usta. Will zaśmiał się. Zaraz jednak jego twarz spoważniała.
  – Przepraszam – powiedział.
  – Niech zgadnę. Robiłeś to dla mojego dobra.
  Spuścił wzrok.
  – Wszystko pogorszyłem.
  – Trochę tak, ale ważne, że teraz jest supeeerowo.
  Uśmiechnął się z powrotem.
  – Bardzo ciebie lubię, Nico~
  Pocałowałem go w policzek.
  – Ja ciebie również Willu, ja ciebie również.
  – Jesteś pewny, że nie robisz tego z litości? – musiałem się upewnić.
  – Czego? – spytał marszcząc brwi i przypatrując się mi.
  – Tego, że tu jesteś ze mną – odwróciłem wzrok.
  – Nico, popatrz na mnie. Nigdy nie było dnia czy godziny, której nie chciałbym z tobą spędzić. – Pochylił się lekko przybliżając do mojego ucha. – Nie bądź debilem.
Solance patrzył mi w oczy, a ja na jego usta. Tak chciałem ich dotknąć i przekonać się czy są takie miękkie jak sobie zapamiętałem dosłownie sekundę temu. I nagle je poczułem. Przejechałem po nich dwoma palcami, aż poczułem coś mokrego. To jego język. Zaczął je lekko ssać. A potem delikatnie pochłaniać i wypuszczać je pod koniec całując opuszki
To była najintymniejsza sytuacja jaka mnie do tej pory spotkała. Nie zaprzestałem. Wyciągnąłem z niego palce i w jednej chwili nasze usta się połączyły. Chwyciliśmy się w pasie przybliżając do siebie nasze ciała. Zarzuciłem mu ręce za szyje i przycisnąłem w dół kierując nas po omacku znaleźliśmy się przy kanapie. Moje ręce zjechały niżej. Górując nad nim chwyciłem go za podbródek. Will spojrzał na mnie z pewnym wyzywającym spojrzeniem.
  – Powiedz mi jedno.
  – Tak?
  – Co pisałeś w tym notatniku?
  Will uśmiechnął się od ucha do ucha i zrobił się cały czerwony.
  – O tym, co zaraz będziemy robić – odparł po czym skierował ręce do moich spodni.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
KONIEC TEGO JAKŻE NIE WCALE CRINGOWEGO I NIEPOPRAWNIE JĘZYKOWO OPOWIADANIA
DZIEKUJE.

Solangelo - terapeutaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz