Rozdział 2, Flora

146 16 5
                                    

- Bar zamykamy o północy, więc nie może wynająć pan loży teraz na trzy godziny, skoro dochodzi dwudziesta trzecia - użeram się z jakimś biznesmenem, siedzącym przy barze, już od dobrych kilku minut. Obok kilka osób stoi i czeka na obsłużenie, przysłuchując się naszej wymianie zdań. Patrzę na nich przepraszająco, ale nie mogę nic innego zrobić, będąc za barem sama. Szukam wzrokiem innych pracowników lokalu, ale wszyscy w jednym momencie zdają się być zupełnie gdzieś indziej.

Pracuję jako kelnerka w samym centrum miasta, w lokalu, z którego najchętniej już dawno bym się zwolniła, gdyby nie to, że muszę mieć za co żyć, a tu mam praktycznie drugą wypłatę z samych napiwków.

- Maleńka, pewnie płacą ci za godzinę, więc jak posiedzisz trochę dłużej, to chyba nic ci się nie stanie - Wzrok tego gościa zjeżdża niżej na moje piersi, od czego od razu robi mi się niedobrze. - Zostawię ci jakiś solidny napiwek, a nawet pozwolę ci do nas dołączyć na górze.

Mruga do mnie, a ja powstrzymuję chęć zwymiotowania dzisiejszego obiadu.
- Pracuję na nogach od kilku godzin i chcę wrócić do swojego łóżka, tak, jak rzeczywiście kończę pracę - mówię twardo, patrząc mu prosto w oczy.

- Zawsze możesz wrócić do mojego - wyciąga rękę w moim kierunku, a ja ją odtrącam.

- Gościu, co jest z tobą nie tak? - wtrąca się chłopak, stojący pierwszy w kolejce, która zdaje się ciągle rosnąć. - Spieprzaj stąd.

- Nie będzie się w ten sposób odzywał do mnie jakiś gówniak - odpowiada facet, który jeszcze przed chwilą chciał mnie dotknąć.

- Sam się zachowujesz jak gówniak, nie szanując młodej dziewczyny - mówi chłopak i wskazuje palcem w kierunku wyjścia. - Sam trafisz, czy ci pomóc?

Mężczyzna patrzy na niego jeszcze przez dłuższą chwilę, ale posłusznie wstaje i idzie we wskazanym kierunku. Mój wzrok cały czas spoczywa na chłopaku, który czeka, by się upewnić, że ten drugi już tutaj nie podejdzie.

- Dziękuję - mówię na tyle głośno, by przebić się przez grającą muzykę. Chłopak z kruczoczarnymi włosami do mnie mruga i wskazuje na stolik w oddali.

- Siedzę z trzema kumplami przy stoliku numer sześćdziesiąt dziewięć - kręci głową na swoje słowa i parska. - Nie ja go rezerwowałem, więc nie oceniaj numerka, który wybrał jeden z nas, ale chciałbym cztery razy drinka numer pięć.

Kiwam głową i informuję go, że zaraz przyniosę, nawet nie zerkając na tablicę z numerami napojów. Jest ich tam trochę, ale już po tygodniu pracy, po kilka, czasem kilkanaście godzin dziennie, ręce same po usłyszeniu numerka wiedziały, za którą butelkę powinny łapać. Nie wspominając już o tym, jak teraz automatycznie działa moja głowa, po kilku miesiącach, jakie tu spędziłam.

Wydaję jeszcze kilka szklanek z napojami kolejnym osobom i zerkam pierwszy raz od paru godzin na wyświetlacz telefonu, robiąc przy okazji wspomniane przez chłopaka drinki.

Z zaskoczeniem odkrywam wiadomość z nieznanego numeru i zamieram po jej otwarciu, przelewając jedną ze szklanek.

Tu Marcus. R-ósemka, którą dzisiaj jeździłaś, ma wgnieciony zderzak. Zadzwoń."

Wgnieciony zderzak?! Jakim cudem? Myślę o spotkanym na torze chłopaku i o tym, jak oddałam samochód w jego ręce, by wjechał nim do garażu. Czy to możliwe, że gdzieś nim uderzył i zrzucił winę na mnie?

Wkładam telefon do tylnej kieszeni, by zaraz odpisać na wiadomość, mimo, że nigdy w pracy go tam nie trzymam. W tłumie łatwo wyciągnąć czyiś telefon i po prostu go ukraść, więc zawsze leży w bezpiecznym miejscu za barem, ale teraz mam większe zmartwienia na głowie. Wzdycham i niosę na tacce zamówione drinki.

Pokonując GraniceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz