11.Prawda.

15 3 0
                                    

Tydzień później opuściłem szpital. Po powrocie do domu, w holu powitali mnie Moon, mój przyjaciel, Nakamoto oraz Seo, natomiast Lee nigdzie nie było. Szkoda, bardzo chciałem go zobaczyć, sprawdzić, czy nic mu nie jest. Yuta zabrał moją torbę z uśmiechem i odprowadził mnie do sypialni. Kiedy dotarliśmy do drzwi, zapytałem.
- Gdzie Yong-hyung?
- W Siedzibie NCT. Słuchaj, Haechan. Tyong prosił mnie, abym przekazał Ci, że ochronę Ciebie zleca mnie oraz John'owi. Ma dużo spraw, z którymi Tae Il-hyung nie da rady. Przeprasza Cię, ale musiał tak zrobić. – odpowiedział Japończyk.
- Niezła wymówka. To nie dlatego, to przeze mnie i moje uczucia, jakimi go darzę. Wie o nich, dlatego to zrobił. Chce mnie odizolować od siebie, ale rozumiem go. Dziękuję, hyung. – dodałem, wchodząc do pokoju.

Prince westchnął ciężko. Z trudem patrzył na to jak licealista cierpi, tak samo jak jego przyjaciel. Wziął oddech, ruszył w stronę stopni, po czym zszedł do holu, gdzie przebywali pozostali.
- Panowie, musimy coś zrobić. Nie mogę znieść cierpienia Dong Hyuck'a oraz Tae Yong'a. – oznajmił były oficer policji.
- Yuu, kocham Cię, lecz uważam, że nie powinniśmy się w to mieszać. – odezwał się Seo.
- Musimy. Nie widziałeś reakcji Haechan'a, jak mu przekazałem widomość od naszego przyjaciela. On jest w kiepskim stanie, nasz szef również. Nie mogę siedzieć i patrzeć na to. – ciągnął Nakamoto.
- Yuta-hyung ma rację. Haechan nawet nie chce ze mną gadać. – wtrącił Minnie.
- Mam pomysł. Przywieźcie go jutro wraz z Mark'iem do Siedziby. Powiem Yong'owi, że potrzebuje pomocy. – zaproponował Moonie, zaś pozostali uśmiechnęli się.

Nazajutrz, po śniadaniu moi ochroniarze zabrali mnie oraz mojego przyjaciela do biura. Tae Il potrzebował pomocy, więc nie odmówiłem. Tym bardziej, że chodzi z Min Hyung'iem.
- Yuta–hyung. John-hyung, na pewno Yong-hyunga nie będzie w Siedzibie? Wiecie, nie jestem gotów, by się z nim zobaczyć. – zacząłem, jak dojeżdżaliśmy na miejsce.
- Spokojnie, Haechan. Myślę, że go nie ma. – powiedział były żołnierz, z lekkim uśmiechem.

Tymczasem do gabinetu szefa NCT przyszedł jego zastępca, który poinformował.
- Tyong, poprosiłem o pomoc Mark'a oraz Haechan'a. Mam dużo roboty.
Młody mężczyzna poderwał się z fotela, mówiąc.
- Musiałeś, hyung? Mark by Ci nie wystarczył? Z resztą Haechan dopiero wyszedł ze szpitala. Powinien odpoczywać, a nie pracować.
- Nie chcesz go zobaczyć, Yongie? Choć zerknąć, jak wygląda? Nie ciekawi Cię to? – rzekł Moon.
- Nie chcę. Nie muszę go oglądać i nie jestem ciekaw. Nie chcę, by tutaj był. – wyjaśnił Lee.
- Rany. Mówisz jedno, a Twoja twarz, mimika, gesty zdradzają uczucia, jakimi go darzysz. Cierpisz, ogromnie mocno. Katujesz się, bo pokochałeś nastolatka. Powiem Ci coś, to nic złego. Na miłość nie ma rady, jak się zakochasz, to koniec. Skoro przymknąłeś oko na to, że ja randkuje z Min'iem, to może przymknij oko na to, że Ty jesteś szefem NCT, jego ochroniarzem, a on licealistą, synem szefa magii, zapewne jego następcą i Twoim „skarbem". Cóż, to słowo ma teraz większe znaczenie, prawda? – dodał Tae i wyszedł.

Przekroczyliśmy próg biura. Od razu powitał nas Moonie. Zrobiłem szybkie rozeznanie w terenie, lecz nie zauważyłem przystojniaka. Mogłem odetchnąć. Zastępca szefa NCT rozdzielił zajęcia i wysłał Yutę oraz John'a na zakupy.
- Haechan, mogę Cię prosić byś zaniósł te papiery do gabinetu Tae Yong'a? – powiedział Moon.
Przytaknąłem głową, wziąłem teczkę, po czym schodami ruszyłem do biura. Po wejściu do środka, poczułem zapach jego perfum. Uśmiechnąłem się na moment, zostawiłem teczkę oraz usłyszałem głos Lee.
- Dzień Dobry, Haechan. Co robisz w moim gabinecie?
Powoli odwróciłem się w jego stronę. Stał w progu. Uśmiechnąłem się, witając go.
- Dzień Dobry. Tae Il-hyung prosił, abym zostawił dokumenty na Twoim biurku. Już wychodzę. Zapewne masz dużo pracy. Ruszyłem do wyjścia, lecz Tae Yong tkwił w miejscu. Popatrzyłem w jego oczy, a on w moje. Obserwowaliśmy się w milczeniu, które przerwałem.
- Przepraszam. Chcę wracać do pracy.
- Dziwię się, że zgodziłeś się pomóc. Myślałem, że nie będziesz chciał mnie widzieć, po tym, jak złamałem Ci serce, Haechan. – rzekł cicho Yong.
- Nie chcę Cię oglądać. Bycie obok Ciebie, sprawia mi ból. To jest okropne uczucie, ale nie potrafię odmówić pomocy, zwłaszcza gdy prosi o nią chłopak mojego przyjaciela. Bez względu na własne uczucia, nie mogę być samolubny. Z resztą życie toczy się dalej. To minie. Zapomnę o Tobie, z czasem. – wyjaśniłem, natomiast on nieco się odsunął.
Gdy przechodziłem przez próg, chwycił mój nadgarstek, mówiąc.
- Przepraszam Cię. Nie sprawdziłem się jako ochroniarz i dziękuję, za to co zrobiłeś. Jesteś odważny.
- Hyung, to nie odwaga. Zrobiłem to z własnych powodów. A właśnie, wiadomo, kto to? – zapytałem.
- Tak. Należy do gangu, który zaatakował Ciebie oraz Twoją rodzinę. To był odwet za to, że zabito strzelca, który odebrał życie Twojej mamie. Był najlepszy, więc uznano, że jeszcze bardziej dobiją Twojego tatę.... Dong Hyuck, jakie to powody? – ciągnął Tae Yong oraz dodał.
- Jakie powody?
- Proszę Cię. Przecież wiesz. Nie chcę o tym rozmawiać. To bolesne. Wybacz, wracam do pracy. – miauknąłem, jednak on nadal trzymał mój nadgarstek. Powoli przyciągnął mnie do swojego ciała, mówiąc.
- Chcę wiedzieć, chcę usłyszeć to jeszcze raz.
Przełknąłem ślinę, próbując się uwolnić. To nic nie dało. Spojrzałem ponownie w jego ślepia, wpatrywał się we mnie intensywnie.
- Zrobiłem to, bo jestem w Tobie zakochany. To stało się tak szybko, moje ciało samo zareagowało. Z resztą ta kula i tak była dla mnie. – wyznałem.
Tyong objął mnie rękoma w pasie. Oparłem dłonie na jego torsie, by zachować dystans, ale to co powiedział, sprawiło, że przestałem panować na swoim ciałem.
- Haechan, nie potrafię przestać myśleć o Tobie. Wtedy przed przyjęciem, gdy ujrzałem Cię w garniturze, moje serce wręcz zwariowało. Nigdy przedtem nie byłem zakochany. Nasz wspólny wieczór tylko potwierdził, że to nie są halucynacje, że nic mi się nie wydaje. Wybacz, że Cię zraniłem słowami, jednak są pewne granice, których nie wolno przekraczać. Musiałem skłamać, musiałem odciąć się od Ciebie. Tylko, że to nic nie dało, skoro cały czas wkradasz mi się w myśli, mieszasz w nich. Tae Il-hyung ma rację. Na miłość nie ma rady. Jak się zakochasz, to koniec.
- Hyung... czy Ty... mnie? – wydukałem.
- Tak. Jestem w Tobie zakochany. Chcę być z Tobą, budzić się obok Ciebie każdego dnia, spędzać czas, patrzeć jak się uczysz, albo rysujesz. – wyjaśnił Lee, zbliżając się do moich, rozchylonych ust.
- Hachan. Wiesz, że wiele nas dzieli. Wiek, rodziny, otoczenie, ale mimo tego, chcę być u Twojego boku, już zawsze. Oczywiście, jeśli Ty tego zechcesz. – powiedział po chwili, a ja bez wahania oznajmiłem.
- Bardzo chcę, pragnę z Tobą być.
I pocałowałem go. Odwzajemnił tę czułość, taki spragniony, taki zachłanny, taki tylko mój. Kocham go.

Koniec.

Koniec

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
"Trafiony w Serce" (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz