Rozdział Piąty

4.8K 298 25
                                    

Elise spoglądała na Caleba. Twarz miał zwróconą ku ziemi, łokcie opierał o kolana, a plecy zgięte w łuk napierały drewnianą ścianę wagonu.
Od wieczora poprzedniego dnia nie odezwał się do niej ani słowem. Elisę zastanawiało jego dziwne zachowanie tamtej nocy. Sposób, w jaki na nią patrzył, nie pozotawiał ją obojętną. Nawet ona mogła zauwarzyć, że coś w jego oczach zmieniało się, gdy spoglądał w jej stronę. Pojawiała się w nich iskra, ciemna i mroczna przez skrywające się w niej emocje.
Elise westchnęła i spojrzała do góry, w małe okienko nad głową Caleba. Migały w nim zielone plamki, czasem przebłyski błękitu.
Elise żałowała tego, co zdarzyło się między nią a Calebem tamtego wieczoru. Chciała odwrócić czas, by było jak dawniej : spokojnie, miło, niewinnie. Teraz miała świadomość tego, że Caleb coś ukrywa. Ukrywa coś przed nią. Wiedziała, że jej nie ufa, że może nawet nie odważa się do niej zbliżać. Bała się, że naprawdę odkrył coś o jej prawdziwej tożsamości. Ale skoro tak, to dlaczego nic o tym nie mówił ?
Elisę aż rozbolała głowa od tych rozmyślań. Przymknęła na chwilę oczy, by odpocząc, trochę się wiercąc na niewygodnej, drewnianej podłodze. Jej chwila spokoju nie trwała jednak zbyt długo, bo pociąg zaczął zwalniać, i w końcu się zatrzymał. Drzwi wagonu rozwarły się i stanął w nich młody sierżant.
- Wysiadka - rzucił oschle. - Jesteśmy w Hagenshire.
Znajdujący się w wagonie żołnierze poczęli podnosić się z podłogi i zeskakiwać na ziemię. Elise spotkała spojrzenie Caleba, ale on szybko odwrócił oczy i ominął ją szerokim łukiem. Gdy przyszła jej kolej wysiadki, Elise instynktownie wyciągnęła delikatnym gestem swoją rękę do młodego sierżanta, by ten pomógł jej zejść. Zanim zdała sobie sprawę, co zrobiła, i zanim zdąrzyła ją szybko zabrać, młody sierżant chwycił jej dłoń i przytrzymał, aż nie zeskoczy. Pewnie też działał instynktownie, bo nawet nie mrugnął tylko poprowadził ich za resztą dążącą w jedną stronę uczniów Szkoły Wojskowej w Stonebrook City.

* * *

Caleb zmarszczył brwi i z żądzą mordu spojrzał na sierżanta Delaney. Nikt, nikt nie miał prawa tykać delikatnych dłoni jego Jeda. A ten skurwysyn właśnie to zrobił.
Policzkując się mentalnie za tą głupią myśl, Caleb zdał sobie jednak sprawę z dziwnej sytuacji, która właśnie miała miejsce. Chłopak podający rękę o pomoc jak dziewczyna ; było to dość nietypowe. A tak właśnie zrobił Jed.
Odpychając w głąb umysłu męczące go pytania, Caleb przystanął razem z innymi podczas gdy porucznik Jukinov ich salutował.
Do Hagenshire przyjechały dwie dywizje ; czyli około dwudziestu mężczyzn.
- Waszą misją tutaj - wydarł się Jukinov - będzie, przez miesiąc, pilnowanie wybrzeża od piratów, przemytników, i rebeliatów z Irlandii. Mieszkać będziecie w namiotach. Warunki nie będą takie same jak w waszej przytulnej akademii, ostrzegam. Ta misja ma na celu przygotowanie was do realów wojny.
Przeleciał wzrokiem po swoich ludziach.
- Zrozumiano ?! - ryknął.
- Tak jest ! - odpowiedziało mu dwadzieścia głosów.
- A teraz marsz montować namioty !

* * *

Dla Pana Henry'ego Kensigthy, od Diany Kensigthy
Stonebrook City, 24 styczeń 1857
Henry,
Piszę ci w katastrofie. Mój plan zawiódł ; nie ; powiedzmy, że wszystko nie ułorzyło się dokładnie tak jak to przewidziałam. Caleb wyjechał dziś rano na misję do Hagenshire, a razem z nim jeszcze pare innych dywizji - tak mi napisał. Nie wiem, czy Elise też tam pojechała. Napisałam jej krótką notkę do Szkoły, i inną do Hagenshire. Modlę się tylko, żeby jej tam nie było.
Caleb już nic nie może zrobić, skoro nawet jej nie pamięta.
Nie wem już, co robić. Nie zdołałam nawet pomóc mojej najlepszej przyjaciółce.
Błagam cię, ty pomóż mi.
Diana
P.S. : Wracam 29 stycznia. Nie wiem, czy będę potrafiła korzystać z tego wyjazdu przez moje zmartwienia.

Henry zamarł z listem w ręku. Atrament z czubka jego pióra powoli kapał na drewniany blat biórka, rozbryzgując małe kropelki na jego czystą koszulę.
Spojrzał nieprzytomnym wzrokiem na roztaczającą się za oknem białą łąkę. Pod jego niebieskimi oczami widniały głębokie cienie, miał dwudniowy zarost i rozczochrane niedbale włosy. Od dwóch dni czekał na jakieś wieści od Diany. I wreszcie się doczekał.
Był 26 stycznia ; Diana wracała dopiero za trzy dni. Tyle czasu raczej nie wytrzyma.
Zmiótł list i rzucił go wściekle o ścianę. Następnie wypadł ze swojego pokoju i pobiegł schodami na dół.
Elise. Elise była w niebezpieczeństwie.
Elise !
- Mamo. Tato - powiedział, jak tylko wszedł do salonu, w którym jego matka sączyła herbatę z książką w ręku, a ojciec przeglądał gazetę.
Jego rodzice zerknęli na niego, zdziwieni.
- Coś się stało, Henry ? - spytał jego ojciec.
- Jadę odwiedzić Caleba - odparł Henry.

A gdyby tak... On i onaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz