Nieznajomy

31 3 3
                                    

Nie wierzę, że znowu to zrobiła. Zostawiła kolejną szramę od szkła z butelki na moich plecach.
Czułam spływającą po nich krew i mieszający się z nią pot.
Rzuciłam się biegiem do pokoju Dylana. Tylko on może mi pomóc. Słyszałam jeszcze krzyki mojej matki lecz gdy wbiegłam do pokoju brata, jej bluzgi skierowane w moją stronę ucichły. Wpadłam w ramiona brata który akurat stał przy biurku.
Dopiero teraz pozwoliłam sobie na łzy. Dylan zawsze mnie rozumiał. Wiedział jak to jest. Zanim zmarł ojciec, to on był na moim miejscu. Po jego śmierci matka nie zwraca na niego uwagi i dalej uważa, że to jedno wina. 

-No już, już. Znowu to zrobiła promyczku?- Ciepło rozlało się w moim wnętrzu na dźwięk tych słów. Wiedział że uwielbiam jak ktoś, a konkretniej nasz zmarły ojciec tak mówił.

-Chce uciekać razem z tobą- mówiłam i jednocześnie wycierałam łzy którymi się się dławiłam.

-Co? - zapytał zdezorientowany i patrzył na mnie jakbym była jednorożcem 

- Myślisz że jestem głupia? Słyszałam jak wczoraj  rozmawiałeś z Jasonem. Chcecie uciekać, a mnie zostawić w tym syfie.

-Co? To nie tak. Nie chcieliśmy cię zostawić. Chodziło raczej o...

-O co? Może chcieliście mnie porzucić? I zostawić samą na pastwę losu?!

Dylan był kochany, zawsze cierpliwy i wyrozumiały. Znosił moje grymasy i dziecinne zachowania. A później uciekaliśmy tylnym wyjściem i szlajaliśmy się z jego znajomymi do wschodu. Tym razem również się to wydarzyło. 

-Przepraszam, jak będziemy uciekać damy ci znać. Może pozwolę ci się z nami zabrać- westchną i podrapał się po głowie zastanawiając się co powiedzieć- To co? Uciekamy na miasto? 

-Oczywiście. A pójdziemy na pizzę?

-Jak sobie życzysz kochana. Tylko ty zostajesz na dworze, a ja z chłopakami wchodzimy. Potem pójdziemy zjeść do parku. 

-Okej

- To idź się przebierz, a ja zadzwonię do reszty.

Poszłam do pokoju i ubrałam się w pierwsze lepsze dresy z szafy. Popsikałam się mgiełką którą zawsze dostawałam od taty na każdą okazję. Miałam jej  zapas chyba do końca życia. Włożyłam telefon do kieszeni i zeszłam na dół. Na dole czekała już na mnie trójca święta.

-No, nareszcie zeszła nasza księżniczka-powiedział zalotnie Matt

-Kurwa, jeszcze raz tak powiesz do mojej siostry to zamienię ci twarz z dupą.

-Dylan, spokojnie - warknęłam 

-No właśnie, Dylan- powtórzył po mnie Matt. A potem dodał po chwili pod nosem- Przecież i tak nie jest w moim typie.

- Bo nie jest chłopem?- wtrącił Jason

-Bo co, bo jak nie jestem chłopcem to jestem gorsza? Boże, w tych czasach są sami geje.

-Nie, po prostu Matt jest inny, taki...

-Specjalny- dokończył Jason

- Sam jesteś specjalny zjebie - końcówki uszu Matta przybrały czerwoną barwę, przez co można było zobaczyć jego lekkie pod denerwowanie - Chcesz się bić?! - zapytał, parodiując przy tym Jasona, wystawiając w jego stronę zaciśnięte pięści.

I wtedy rozległ się dźwięk rozbitego szkła. Rzuciliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia i wybiegliśmy tylnymi drzwiami. Przeskoczyliśmy przez płot, po czym skierowaliśmy się do całodobowej budki z kebabem. Jako że jesteśmy stałymi klientami Abdula i Ahmeda z pewnością znów dostaniemy lekki rabat. Tak jak wcześniej się umówiliśmy zostałam na dworze a chłopcy poszli zamawiać. 

Stojąc i czekając na nich, zobaczyłam na oko czterdziestoletniego niezadbanego mężczyznę który zmierzał w moją stronę. Z początku nic z tym nie robiłam, bo myślałam że idzie tak jak my po kebaba. Jednak im bliżej mnie był traciłam ta myśl zamieniała się w najczarniejsze  scenariusze. Gdy podszedł już na tyle blisko i poczułam jego odór zaczęłam się cofać dotąd aż wpadłam na coś twardego. Jakby czyjaś klatka piersiowa. Odwróciłam głowę i napotkałam zdziwione spojrzenie brązowych tęczówek nieznajomego mi bruneta. Oderwał wzrok od moich oczu, spoglądając na mężczyznę za mną rzucając mu nieprzychylne spojrzenie. Najstarszy z nas widząc jego spojrzenie odwrócił się na pięcie, kierując się w przeciwną stronę.

- Dziękuję - rzuciłam w stronę chłopaka, jeszcze raz spoglądając w jego niemal czarne oczy

- Za co? Za to że na niego spojrzałem? - zapytał posyłając mi miły uśmiech

- Tak, bo mogłeś po prostu odejść i zostawić samą z tym mężczyzną

-To po co chodzisz w nocy po mieście skoro boisz się meneli. Oni panoszą się tu najczęściej właśnie w nocy.

-Uciekłam z domu z bratem i jego kolegami. Um... To znaczy, bardziej wyszłam i wrócimy dopiero jutro, albo pojutrze.

-Wasi rodzice nie będą źli?

-Matka nie zwraca na nas uwagi, totalnie ma nas gdzieś, najlepiej jakby nas tam nie było a ojca nie mamy. Więc raczej nie będą.

-Bardzo mi przykro, przepraszam że w ogóle zacząłem ten temat.

- Nic nie szkodzi, nic się nie stało.

-Chwila, to jest twój brat?-powiedział wskazując na Matta który wyszedł zza rogu z fajką sprawdzić czy dalej tam jestem, czy może gdzieś się rozpłynęłam

-Nie, to Matt. Kolego mojego brata.

-A, ten Matt z 12 klasy?

- Tak. A co? znacie się? 

-Nie. Nie do końca. To kolega mojego brata.

-A... - chciałam coś powiedzieć ale przerwał mi Dylan który wołał mnie do środka- Oj przepraszam, muszę już iść. Jeszcze raz bardzo dziękuje.

- Cóż, skoro jesteś tak wdzięczna powinnaś mi zdradzić swoje imię.

- Diana - powiedziałam słysząc z oddali głupi rechot mojego brata.

- Nicolas.

Odwróciłam się w stronę chłopców, patrząc na nich kilka długich sekund po czym kolejny raz wróciłam wzrokiem w miejsce gdzie przed chwilą stał brunet. Już go tam nie było. Podeszłam do lokalu. Jason wziąć 2 kartony i skierowaliśmy się w stronę parku który był pięć minut na piechotę.

-Co to był za chłopaczek?- zaczął lekko podirytowany Dylan
-Nie wiem.
- Jasne, jasne. Widziałem jak się do niego szczerzysz.
-Wszyscy widzieliśmy!- wtrącił się Jason który ledwo dawał siebie radę z kartonami, więc Matt przeją jedno.
- No jej nie wiem, nie znam go. To jakiś brat jakiś bliźniaków z 12 klasy
-O kurwa... Masz się trzymać od nich z daleka!- warknął brat - To są jebani bogacze, coś im się w tobie nie spodoba i już jesteś na straconej pozycji. Nie dadzą ci żyć w spokoju. Uważaj na nich
-Wydaje się miły.
-Wydaje. Ale tak naprawdę to są diabły.
-Lucyfery - dodał Matt
- Dokładnie- potwierdził Dylan

Dotarliśmy do parku i rozsiedliśmy się na drewnianych ławkach połączonych ze stołem nad którym sterczał parasol.

Górną część kartonu podaliśmy na dwa kawałki i używaliśmy jako talerzy.

Jedliśmy w spokoju. Ale ta trójka nie była by sobą gdyby czegoś nie odjebała








Co Było Nam Pisane Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz