Rozdział 2

155 7 2
                                    

Antlia

Ból, który poczułam był nie do opisania. Całe ciało przeszedł dziwny prąd. Widziałam tylko ciemność. Nie do końca wiedziałam co się dzieje. Jedynie czułam, że leżę na ziemi. W okół mnie był chaos.
Jeszcze przez kilka sekund próbowałam się ruszyć.
Straciłam przytomność.

Deliah

Moja brunetka, drobna brunetka z zielonymi oczami, którą traktowałam jak młodsza siostrę właśnie leżała ubrudzona własną krwią.
Byłam bez radna. Moje ciało odmówiło posłuszeństwa.
Stałam jak wryta i patrzyłam w jej drobną sylwetkę. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
Tłum ludzi zbiegł się w okół i zaczął jej pomagać. Ja nie mogłam.
Osoba, która spowodowała wypadek, zareagowała tak samo jak ja, czyli patrzyła przed siebie nie wiedząc co zrobić. Krzyki, które były skierowane do tego chłopaka i tak go nie obudziły. Ktoś dzwonił po karetkę, a ktoś tamował krew Antli.
A ja? A ja stałam patrząc jak moja przyjaciółka może właśnie umierać.

Po kilku minutach wzięłam się w garść, teraz brunetka była ułożona na moich kolanach, a dokładnie to jej głowa. Czekanie na karetkę było okropne. Sekundy trwały jak minuty. A minuty jak godziny.

Brunet, który spowodował wypadek wyszedł już z auta i leżał na chodniku. Był mniej więcej w moim wieku. Chyba nie chciał uciekać i liczył się z konsekwencjami. Albo dalej był w szoku. Z mojego makijażu już nic nie zostało. Patrzenie na Antlie w takim stanie łamało serce. Wiedziałam, że żyje, bo znalazła się osoba, która miała jakieś pojęcie o pierwszej pomocy.

Tłum ludzi dalej obserwował całą sytuacje. W oddali słyszałam dźwięk karetki.
W końcu kurwa.

Ile bym dała w tamtym momencie żebym to była ja. Żebym to ja została potrącona przez tego cholernego Mercedesa. Czemu los chciał żeby to była ona.

Gładziłam brunetkę to po policzku, lub po czole, omijając ranę, która powstała gdy uderzyła ona głową o szybę.

Karetka dojechała na miejsce.
Ratownicy wybiegli z pojazdu, jedni odrazu do dziewczyny, a inni wyciągali nosze.

Delikatnie przełożyli brunetkę karząc mi odejść. Jeden z lekarzy usztywniał jej ciało a ratownik opatrywał ranę. Kątem oka zauważyłam, że policja zabiera tego chłopaka do radiowozu. Nawet się nie szarpał. Wstał i poszedł z pochyloną głową.

Podsłuchując ratowników usłyszałam, że Antlia ma złamaną rękę, lekko obite biodro, i możliwy wstrząs mózgu.
Za każdą informacją chciało mi się coraz bardziej płakać.

Dużo ludzi nagrywało całą tą sytuację. Wiedziałam, że będzie to w mediach, jak każdy wypadek z resztą.

Wszystko stało się tak szybko, a za razem tak wolno.

Siedziałam na krańcu chodnika i obserwowałam, co ratownicy robią z moją przyjaciółką. Nie czułam już nawet łez spływających po moich policzkach. Tyle w tym momencie mogłam.

A pomyśleć, że dzisiaj miałbyć najzwyklejszy dzień. Że miałyśmy wrócić do swojej uroczej kawalerki, obejrzeć nasz ulubiony serial, obgadać te wszystkie fałszywe suki.
Od teraz nienawidzę Mercedesów. Zwłaszcza tych czarnych.

Siedziałam oparta o szpitalną ścianę trzymając nogi przy sobie. Była już późna noc. Antlię zabrali na prześwietlenie, żeby sprawić że nie doszło do innych urazów czy też złamań.

Romyślałam tak od kilku godzin, nad tym wszystkim co się stało.
Miałam zamiar dalej tak siedzieć. Ale jednach ktoś zaczął mnie zagadywać. Głową miałam schowaną między nogami więc musiałam ją podnieść by zobaczyć osobę, która oczekiwała mojej uwagi.

Był to chłopak.
Brunet, nawet wysoki i umięśniony. Zarysowana szczęka i mocne rysy twarzy. Oczy kontrastowały z włosami, były one dosyć jasne.
Ubrany w ciemne jeansy i bluzę. Na szyi miał srebrny, drobny łańcuszek a na nadgarstku zieloną bransoletkę wykonaną z muliny.

Był to ten sam chłopak, którego widziałam podczas wypadku.
To on kierował tym autem.

Wzdrgnełam się po zobaczeniu go.
Musiałam wyglądać tragicznie po tylu godzinach, ale nie za bardzo mnie to obchodziło.

- Em, hej - odchrząknął - to ja... znaczy się. - był zmieszany - To ja spowodowałem ten wypadek.

Nie dowierzałam to co widzę. Chłopak stał przede mną bawiąc się palcami. Od tak przyszedł sobie do osoby, ktorą potrącił.

- I.. em... - strasznie się jąkał - Jak się czuję tamta dziewczyna? Przypuszczam, że to twoja koleżanka więc...

- Jak się czuję? - wtrąciłam z pogardą w głosie - Przychodzisz tutaj, żeby spytać się jak się czuje dziewczyna, którą potrąciłeś?

Wstałam powoli. Teraz byłam prawie na równi z chłopakiem. Prawie bo dalej był odemnie wyższy.

- Ja wiem, chujowo wyszło, ale serio, nie chciałem.

- Nie chciałeś? - byłam poddenerwowana - Wiesz co, lepiej powiedz to Antli a nie mnie. To ona teraz jest poszkodowana. I tak nie wiem po co tu przychodzisz.

Naprawdę, nie widziałam sensu czemu on tu jest. Nie mógł po prostu zniknąć. Rozumiem, że miał wyrzuty sumienia, ale żeby w ten sam dzień przychodzić. Jeszcze te jego idiotyczne wytłumaczenia.

Fakt faktem, był ładny...
Nie, stop. Mam chłopaka.

Chłopak odetchnął i się wyprostował. Tak jakby zyskał nową siłę i odwagę.

- Dobra, to może tak. Hydrus jestem. - jego ręka zawisła w powietrzu skierowana w moim kierunku.

- Deliah. - odpowiedziałam nie pewnie. Zdałam sobie sprawę, że pewnie mam jakieś łzy na policzkach, więc szybkim ruchem je przetarłam. Nie miałam zamiaru podawać mu ręki.

Dźwięk otwieranych drzwi i jadącego łóżka odciągnął moją uwagę od chłopaka. Wieźli Antlię już na salę. Była blada. I miała gips na lewej ręce.

Miała otwarte oczy.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 08, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

SafestOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz