Rozdział 6

5 2 0
                                    

To się nie dzieje.

To tylko wytwór mojej wyobraźni.

Ale oczywiście jak zawsze wszystko musi się zepsuć i w momencie kiedy czuje na swoim karku ciepły oddech dostaje gęsiej skórki.

Wszyscy tylko nie on. No nie dzisiaj.

Mój uśmiech automatycznie znika i odwracając się mam ochotę uciec stąd jak najszybciej. Unoszę wzrok i widzę te cholernie piękne brązowe tęczówki. Jego włosy są w lekkim nieładzie, ma zaciśniętą szczękę ciskając piorunami w osobę za mną.

- A już myślałem, że zmądrzałeś przez te lata, lecz najwyraźniej ludzie się nie zmieniają – odezwał się zza moich pleców Alan. Myślałam, że kiedy oni zajmą się rozmową to zdołam się wymknąć z tego kółka wzajemnej adoracji, ale przeszkodziła mi w tym ręka bruneta zaciskająca się na moim nadgarstku. Podniosłam głowę, kierując na niego swój wzrok i przewróciłam oczami specjalnie go irytując jeszcze bardziej. Prowadziliśmy jakąś dziwną walkę na spojrzenia i chłopak za mną najwyraźniej widząc to postanowił zostawić nas samych bo odszedł.

- Serio? Alan Walker? – mówi przez zaciśnięte zęby, cały czas patrząc mi w oczy próbując z nich coś wyczytać. – Skarbie jeśli chcesz wzbudzić we mnie zazdrość podbijając do mojego rywala to

- Po pierwsze sam do mnie zagadał, po drugie co cię to obchodzi z kim się zadaje, a po trzecie puść mnie wreszcie. - przerywam mu w połowie zdania, wiedząc jak on tego nienawidzi. Pod koniec jednak poważnieje, nie cierpię jak ktoś mnie dotyka, a już zwłaszcza on. Le Roy zamiast puścić moją rękę zaciska palce jeszcze mocniej przyciągając mnie do siebie, tak że poczułam jego ciepły oddech na mojej twarzy. Zacisnęłam zęby widząc jak blisko siebie jesteśmy, miałam już czerwone policzki z tego gorąca. Było tak duszno, że coraz trudniej łapałam powietrze. Musiałam jak najszybciej dostać się na świeże powietrze, zwłaszcza że brunet stojący przede mną tylko pogorszał sytuacje. Nagle poczułam jak kręci mi się w głowie, ledwo co kontaktowałam, jak przez mgłę poczułam jak chłopak ciągnie mnie w stronę wyjścia.

- Larissa oddychaj, słyszysz mnie? Issa wdech, wydech – kiedy wyciągnął mnie już z tego zatłoczonego domu, oparłam się o ścianę budynku i starałam się zaciągnąć świeżym powietrzem. Przez długi czas nie mogłam uspokoić oddechu, z tego całego zamieszania nie zauważyłam jak zaczęłam wbijać sobie paznokcie w rękę. Dopiero po kilku minutach w końcu doprowadziłam się do porządku, wtedy dopiero poczułam czyjeś ręce na swojej tali zaciskające się z każdą chwilą. William widząc, że już się uspokoiłam przyciągnął mnie do siebie oplatając szczelnie ramionami. Nie miałam siły zaprotestować, ale czy chciałam. Jedyne czego w tym momencie pragnę to zostać tak już na zawsze - przyczepiona do niego jak jakaś małpka, wdychając jego zapach.

Boże jak on bosko pachnie.

- Co, co ty powiedziałeś? – odezwałam się zachrypniętym głosem, trochę się jąkając. Podniosłam głowę opierając brodę o jego klatkę piersiową. Musiałam wyglądać wtedy jak totalna idiotka, ale mało mnie to obchodziło w tej chwili.

- Oddychaj, wdech i wydech? – zaczął udawać głupka, który nie wie o co chodzi. Znaczy chyba udawać, nigdy nie wiadomo.

- Nie o to mi chodzi. Jak ty mnie nazwałeś? – chciałam się upewnić, że dobrze usłyszałam. Musiałam to usłyszeć kiedy już kontaktowałam. Zacisnął szczękę i patrzył wszędzie tylko nie na mnie, w końcu jednak przeniósł na mnie swój wzrok.

- Issa – powiedział to patrząc mi prosto w oczy. Takie proste słowo, a tak wiele znaczy. Przygryzłam policzek ledwo powstrzymując uśmiech, który chciał wpełznąć na moją twarz. Nazwał mnie moją ulubioną ksywką z dzieciństwa, którą sam wymyślił i która była zarezerwowana tylko dla niego, co dobitnie mi kiedyś uświadamiał na każdym kroku.

...

- Issa no chodź! Bo zaraz tam wejdę i nie będę już taki miły – mały chłopiec naburmuszył się, kiedy jego koleżanka nie chciała wyjść z domu. W końcu nie wytrzymał i zaczął się wspinać po drzewie wprost na gałąź, która sięgała okna blondynki. Wszedł przez okno, które na jego szczęście było otwarte i zaczął się rozglądać w poszukiwaniu swojej przyjaciółki. Przystanął na środku fioletowego pokoiku, po sprawdzeniu wszystkich kryjówek. Nagle usłyszał cichy ruch pod łóżkiem i od razu wszedł pod nie układając się obok blondynki, która nie mogła już powstrzymywać śmiechu. – Widzę, że bardzo lubisz doprowadzać mnie do szału Issa.

- Jak ty mnie nazwałeś? – uśmiech nie mógł zejść jej z twarzy, bardzo jej się podobało to jak ją nazywał.

- Issa, sam to wymyśliłem – dumny uniósł głowę, przez co walną się w nią, bo zapomniał, że cały czas jest pod łóżkiem. Wtedy dziewczynka nie wytrzymała i wybuchła takim śmiechem, że cała okolica ją zapewne słyszała.

...

- Zaraz przyjdę, pójdę po lody i wracam za moment Issa – z uśmiechem odszedł kupić lody, jednak odchodząc usłyszał jak jakiś inny chłopiec podchodzi do jego przyjaciółki.

- Hej, jestem Issac.

- A ja Larissa

- Chcesz się ze mną pobawić Issa? – słysząc to nie mógł nie zareagować. Jak on śmie odzywać się tak do jego przyjaciółki i to przezwiskiem, które było tylko i wyłącznie jego?

- Wybacz, ale ona nie będzie się z tobą bawić i radzę ci już jej tak nie nazywać, bo pożałujesz tego – mówiąc to objął blondynkę ramieniem i spojrzał na odchodzącego z rezygnacją chłopca.

- Czemu to zrobiłeś?

- Bo nikt nie będzie cię tak nazywał. To jest tylko i wyłącznie dla mnie. 

...

- Jak w dzieciństwie - patrząc tak w jego brązowe tęczówki, nie mogłam się nie uśmiechnąć. Nie wiem czy to na skutek wypitego alkoholu czy już zupełnie odbiła mi szajba ale zaczęłam się śmiać. Z resztą on też bo poczułam jak drga mi broda, którą wciąż opierałam się o jego klatkę piersiową. W pewnym momencie mój śmiech zamienił się w płacz, ryczałam jak małe dziecko wtulając się w niego, coraz mocniej plamiąc mu koszulkę. Wiedziałam że będę tego później żałować, właśnie złamałam drugą zasadę.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 22, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Connected by destinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz