Rozdział 5

7 1 0
                                    

Zawsze myślałam, że umrę ze starości. Jednak życie lubi zaskakiwać i teraz mogę powiedzieć, że prędzej wykończy mnie Mia i umrę z przemęczenia.

20:18

Zgon Larissy Degree

Pamięć po niej pozostanie na zawsze w naszych sercach

- Możesz się łaskawie skupić, a nie bujać w obłokach? – Mia z pretensją odwróciła się do mnie przodem, po czym znów spojrzała na lustro przed sobą. Miała na sobie bordową sukienkę do połowy ud, na ramiączkach z wcięciami po bokach. – Jak myślisz mogę w tym iść czy nie?

- Możesz, Nickowi na pewno się spodoba – mówiąc to właśnie kończyłam nakładać rozświetlacz. Spojrzałam na nią kątem oka i jak się mogłam tego spodziewać, zarumieniła się. Nerwowo poprawiła swoje blond kosmyki próbując zasłonić zaczerwienione policzki. Wyglądała ślicznie, talię miała podkreśloną, a kolor sukienki pięknie komponował się z jej błękitnymi oczami. Wygładziłam moją sukienkę wstając z krzesła i przeglądając się w lustrze jeszcze raz oceniłam swój wygląd. Miałam na sobie czarną sukienkę do połowy ud z wiązaniami na plecach, a włosy były lekko pofalowane.

- Lepiej już chodźmy, bo się spóźnimy – próbując uciec od dalszej rozmowy, wymyśla jakieś bezsensowne wymówki, aby uciec od tematu.

- Wyluzuj, to tylko domówka u Charliego – mówię, po czym psikam się jeszcze raz perfumami. Mia zamawia taksówkę i po chwili już jesteśmy w drodze do domu bruneta. Wysiadając z auta głośna muzyka atakuje moje uszy na co się delikatnie skrzywiam. Wchodzimy do domu i już od progu dochodzi do mnie mocny zapach alkoholu. Podchodzimy do prowizorycznego barku, który normalnie robi za kuchnie. Witamy się z gospodarzem, kiedy stawia przed nami plastikowe kubeczki z alkoholem.

- Hej dziewczyny, cieszę się że wpadłyście. Czujcie się jak u siebie i mam nadzieje, że będziecie się dobrze bawić. – uśmiechnięty Charlie powtarza tą samą formułkę, którą pewnie powiedział wszystkim w tym mieszkaniu.

Boże, zapomniałam że z niego jest taki optymista. Policzki go nie bolą od tego?

- Cześć, dzięki – żeby nie być niegrzeczną uśmiecham się, popijając mojego drinka. Rozglądam się po pomieszczeniu i akurat w tym momencie zaczyna lecieć dobrze znana mi piosenka, przez co czuje jak ktoś mnie ciągnie za rękę.

- No chodź Lari, to nasza piosenka. – zaczęłyśmy kręcić w rytm muzyki biodrami. Szczerze to dawno tak dobrze się nie bawiłam, po tej piosence przyszła następna, a potem kolejna i tak przetańczyłyśmy chyba z 5 piosenek. Ale ta cudowna bańka dobrej zabawy z przyjaciółką musiała zostać oczywiście przerwana, bo w pewnym momencie Mia pociągnęła mnie za nadgarstek mówiąc, żebyśmy dołączyły do Nicka.

- Cześć dziewczyny, jak się bawicie? – zauważając nas objął Mię za talie, na co ta się zarumieniła, a mi posłał uśmiech. Na szczęście ktoś musi na de mną czuwać bo nie zauważyłam nigdzie w pobliżu Le Roy'a, z czego moja dusza aż skakała z radości.

- A wiesz, że nawet dobrze – przerwałam widząc jak do blondyna podchodzi brunet, którego nie chciałam widzieć – no dobra to może ja skocze sobie po jakiegoś drinka – mówiąc to odwróciłam się, żeby jak najszybciej z stamtąd uciec. Naprawdę nie chciałam konfrontacji z Le Roy'em, dziś chciałam się dobrze bawić i nie przejmować się przeszłością. Podeszłam do baru i biorąc drinka poczułam czyjś wzrok na sobie.

- W czymś ci mogę pomóc? – odwróciłam się do bruneta, który zauważając, że przyłapałam go na gapieniu się na mnie uśmiechnął się półgębkiem.

- Tak, mogłabyś mi podać swoje imię śliczna – spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek, nie do końca przekonana.

- Larissa – mruknęłam i popijając swojego drinka przyjrzałam się chłopakowi. Był to brunet o piwnych oczach i chcąc nie chcąc musiałam przyznać, że jest przystojny. Mimo, że nie jestem wcale taka niska to i tak koleś przewyższał mnie o głowę, więc niestety musiałam zadrzeć troszkę głowę, żeby się na niego spojrzeć. Ubrany był w białą, lekko obcisłą koszulkę przez co były widoczne jego mięśnie, czarne spodnie i pod kolor kurtkę dżinsową.

- Bardzo ładne imię, choć długie co powiesz na Lari? – spojrzał na mnie pytającym wzrokiem na co prycham.

- Tak mówią na mnie przyjaciele i muszę cię zmartwić, ty nie dostąpisz raczej tego zaszczytu. Przykro mi, ale będziesz musiał się męczyć mówiąc siedem liter za każdym razem, kiedy zechcesz wypowiedzieć moje imię. – uśmiechnęłam się, kiedy zauważyłam jak jego kącik ust lekko opadł, po chwili jednak wybuchł śmiechem.

- Wow, piękna a do tego zadziorna. Nie dziwie się, że zwracasz uwagę tylu mężczyzn.

- Cóż poradzić, taki mój urok. – wzruszam ramionami i lekko unoszę jedną brew mówiąc – A ja kiedyś poznam twoje imię, czy ma za wiele liter, żebyś umiał je wypowiedzieć?

- Alan – kolejny raz wybucha śmiechem i dopiero jak się uspokoi to w końcu mogę wyłapać jego imię. – Jesteś z Jacksonville High School?

- Tak, a ty?

- Z Miami – nie powiem trochę mnie zaskoczył fakt, że są tu ludzie z innej szkoły i to z tej, z którą prowadzimy zażartą rywalizację.

- Czyli przejechałeś tyle kilometrów tylko po to, żeby pójść na imprezę? – patrzę na niego jak na idiotę.

Koleś nie ma na co wydawać pieniędzy, tylko marnuje paliwo.

- Lubię robić na złość ojcu – uśmiechnął się ironicznie – Muszę już lecieć, ale mam nadzieje, że się zobaczymy jak przyjadę rozwalić tą waszą drużynę na meczu za kilka tygodni. - Już miałam coś odpowiedzieć, ale za moimi plecami rozległ się głos, którego tak bardzo nie chciałam dzisiaj słyszeć.

- Masz szczęście Walker, że za marzenia nie karzą.

Connected by destinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz