1. Zawsze może być gorzej

74 15 29
                                    

Sięgnąłem po telefon i wyłączyłem budzik. Ziewnąłem leniwie i spojrzałem na zegarek w telefonie. 7.20. Przekląłem pod nosem i momentalnie zerwałem się z łóżka. Wyglądało na to, że przespałem budzik o 6.50 oraz 7.00 — o 7.20 to ja powinienem wychodzić, nie wstawać.

Zapinając guziki koszuli w kratę kalkulowałem.

W szkole muszę być najpóźniej o 7.40. Dziesięć minut zanim przyjdą do niej te całe szkolne fejmy. Wolę unikać kontaktu z nimi.

Wyplułem pastę i przemyłem twarz wodą. 7.30. Szkoła jest blisko mojego domu, jak pobiegnę to zdążę. 

Udałem się do kuchni, skąd wziąłem kromkę chleba tostowego i wodę. Zerknąłem na pozostawioną na lodówce kartkę o tym, że obiad jest w lodówce i mam go sobie podgrzać w mikrofali, gdy wrócę. 

Wybiegłem z domu, w międzyczasie pakując do plecaka wodę i pośpiesznie szukając w nim kluczy. I w tym właśnie momencie, jak ostatnia fajtłapa, upuściłem swój chleb prosto na grządkę z kwiatami. Westchnąłem z żalem. No nic, pójdę bez śniadania. Znalazłem klucz i zamknąłem dom. 

Jednak, kiedy biegłem przed siebie przez przejście dla pieszych nagle poczułem, że czegoś zapomniałem.

Cholera jasna, okulary!

Natychmiast zawróciłem i znowu, biegiem do domu. Aby nie było za łatwo, po drodze miałem jeszcze dwa razy czerwone światło i raz wywaliłem się, potykając o krawężnik. Gdy dotarłem do domu, korytarzowy zegar pokazywał 7.40. Szybko zgarnąłem okulary, które leżały na blacie w kuchni i wyszedłem z domu. Zacząłem biec. Jednak... to chyba bez sensu. Dzisiaj muszę się spóźnić.

Spóźnianie się nie leżało w moim zwyczaju, jednak w tej chwili widziałem jedynie dwie opcje: spóźnić się, lub nie przychodzić do szkoły w ogóle. Naprawdę nie lubiłem mieć kontaktu ze szkolnymi fejmami. Jeśli się spóźnię, oni wejdą do szkoły przede mną, a ja równo z dzwonkiem lub nawet po nim polecę do klasy. Tak, to był dobry plan.

Szedłem do szkoły najwolniej jak się dało. Najspokojniej, bezstresowo. Jednak na miejsce dotarłem przed ósmą. A żeby było jeszcze gorzej — szkolne fejmy rozmawiały sobie na dworze, blisko bramy.

Postanowiłem zaczekać aż wejdą do środka, nie chciałem się z nimi mijać. Schowałem się za drzewem, niedaleko szkolnego ogrodzenia i przeglądając komórkę udawałem, że mam na głowie ważniejsze niż szkoła sprawy. Ukradkiem słyszałem jak Daria opowiada przyjaciółkom o swojej ostatniej wizycie w Paryżu. Gestykulowała przy tym żywo i uśmiechała się uroczo, ukazując przy tym białe zęby idealnie pasujące do jej blond włosów. Miała również idealną twarz. Ubrana też była idealnie. Daria była definicją piękna.

Stojący obok, jej młodszy brat, Steve, również był piękny. Nawet nie "przystojny" a piękny. Wyglądał jak męska kopia siostry.

Dobra, ale pod szkołą jest już Daria, Steve, Lucy i Angela. Dlaczego nie wchodzą do środka? Ach, chyba czekają na Maxa.

Fejmy czekały, więc ja również cierpliwe czekałem. Może Maxa nie będzie dzisiaj w szkole? Jeśli tak, będą czekać jeszcze dłużej. Już dochodziła ósma, jeśli oni się nie pospieszą, spóźnię się bardziej niż planowałem. Może powinienem po prostu ich zignorować? Przecież nie boję się grupki dziewczyn i piętnastoletniego skrzata, to Maxa się boję.

Z rozmyślania wyrwał mnie głos, który usłyszałem za plecami:
— Ładnie to tak śledzić innych?

Odwróciłem się i zamarłem. Stał za mną wysoki blondyn o czarnych oczach. Ubrany był całkowicie na biało, a jego szyję zdobiły srebrne słuchawki. To był Max. Chłopak Darii.

Przedświt - remake "Koniec Jest Tylko Nowym Początkiem"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz