Rozdział II - Witamy w Kolonii!

26 1 0
                                    

ㅤMarvin miał wrażenie, że ta podróż nigdy się nie skończy. Dzięki tej ,,pieszej wycieczce'' udało mu się zobaczyć całkiem sporą część wyspy, ale był tak wyczerpany, że w ogóle o tym nie myślał. Jedyne o czym marzył to chociaż te kilka godzin snu i cokolwiek do jedzenia, a w zamian za to może już od jutra harować w kopalni do końca swoich dni. Cóż, i tak była to teraz jego jedyna możliwość...

ㅤInni więźniowie również byli wyczerpani. Na miejsce zaprowadzili ich inni strażnicy niż ci ze statku, a w samej Kolonii powitali ich jeszcze kolejni. W końcu ktoś musiał pilnować tych skazańców, którzy już zdążyli się tu zadomowić. Pochód zatrzymał się w niewielkim obozie założonym tuż przed wejściem w głąb gigantycznej góry – Marvin podejrzewał, że to właśnie tu mieści się kopalnia.

– No, w końcu jacyś nowi – odezwał się jeden z witających ich strażników. – Jak to mówimy w tych okolicach – witamy w Kolonii! Na pewno wam się tu spodoba.

Nie bardzo dało się wyczuć, czy był to sarkazm, czy też całkowicie poważne słowa. Możliwe, że dla niektórych był to o wiele lepszy los niż to, czego doświadczali wcześniej, ale zapewne byli oni w zdecydowanej mniejszości.

– No cóż chłopcy, wiemy, że przebyliście naprawdę długą drogę. Tak jak pewnie słyszeliście już wcześniej, dostaniecie teraz swoje racje żywnościowe, a potem możecie należycie odpocząć. Jednak jutro o świcie chcemy was widzieć u wejścia do kopalni, a potem wydobywających magiczną rudę! Wasza praca przyczyni się do umocnienia potęgi Królestwa Myrtany, pamiętajcie o tym w chwilach zwątpienia! – zakończył swoją mowę strażnik.

Po tych słowach dało się usłyszeć pomruki wśród tłumu skazańców. Ktoś szepnął coś, co brzmiało jak ,,jeszcze dziś pójdę się powiesić''. Zapewne tego typu sytuacje nie zdarzały się w tym miejscu rzadko – mimo to starano się zapewnić więźniom jak najlepsze warunki, bynajmniej nie dlatego, że komuś szczególnie na nich zależało, a jedynie po to, aby było jak najwięcej rąk do pracy.

ㅤWszyscy następnie ustawili się po swój przydział w żywności – każdy dostał kawałek bochenka chleba, butelkę wody i miskę ciepłej zupy. Nie aż tak źle jak na więzienne warunki – przynajmniej na razie. Potem każdy znalazł sobie miejsce w obozie, zaklepując dla siebie jakikolwiek obszar do spania, obojętnie czy był to prosty materac, czy też najbardziej miękki kawałek ziemi. Niektórzy siedzieli w samotności, większość jednak podzieliła się już w mniejsze czy większe grupy.

ㅤMarvin trzymał się Gomeza, tak jak postanowił wcześniej. Póki co nie miał okazji do poznania kogoś innego, nie kojarzył nawet żadnej twarzy z przeszłości. Postanowił jednak poznać przynajmniej kilka nowych osób. Wyprzedził go w tym Gomez, który dosiadł się do przypadkowej trójki przebywającej pod drewnianym dachem. Nawiązywanie znajomości było dla niego najwidoczniej czymś tak łatwym i naturalnym jak oddychanie.

– Przysiądziemy się tutaj – powiedział, nie pytając nikogo o zdanie. Nikt jednak nie zaprotestował. Każdy zajmował się w ciszy swoim posiłkiem.

– Zupełnie nie tego spodziewałem się po tej całej Kolonii – odezwał się jeden z nich. Miał czarne włosy i zarost oraz wyjątkowo przenikliwe spojrzenie.

– Tak? A jak to sobie wyobrażałeś? – spytał inny, który cały czas wykrzywiał się podczas posiłku. Najwyraźniej zanim tu trafił był przyzwyczajony do nieco lepszego jedzenia.

– Cóż, póki co strażnicy traktują nas po ludzku – odparł poprzedni.

– To dopiero pierwszy dzień. Sam się przekonasz, jak bezwzględni potrafią być, jeśli nie wyrobisz dziennej normy wydobycia – wtrącił się Gomez. On najwyraźniej nie miał zamiaru zaufać strażnikom i czujnie obserwował każdego z nich.

Pozwól sobie wierzyć || Kroniki Myrtany: ArcholosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz