Rozdział VI - Przez mgły widzę wyspę...

20 2 0
                                    

ㅤMijały tygodnie i miesiące, a życie w Kolonii toczyło się już swoim normalnym rytmem. Nie licząc oczywiście takich incydentów, jak utworzenie się dwóch nowych obozów. Tak jak się spodziewano od jakiegoś czasu, generał Lee wraz z popierającymi go ludźmi – w tym magami wody – wyruszył na zachód, gdzie powstał tak zwany Nowy Obóz. Jego mieszkańcy odkryli nową kopalnię rudy, gdzie wydobywały ją krety – odpowiednicy kopaczy. Nie wymieniali się oni rudą z królem, a potrzebne towary zazwyczaj wykradali, napadając na konwoje przeznaczone dla Starego Obozu. Przez takie sytuacje konflikt między obozami zaostrzył się, a mieszkańcy jednego nigdy nie byli mile widziani w drugim. Trzecim odłamem, który powstał jeszcze później, był Obóz Sekty – nazywany również Bractwem Śniącego. Jego geneza była dość dziwna dla przeciętnego człowieka – pewnego dnia jeden ze skazańców o imieniu Y'Berion doznał wizji, w której ukazało mu się bóstwo przedstawiające się jako Śniący. Obiecał on zwrócić więźniom wolność, jeżeli założą obóz na wschodnich bagnach, gdzie będą go czcić, przy okazji produkując i paląc bagienne ziele w celu stałego duchowego połączenia z owym bóstwem. Brzmi jak kompletne wariactwo, ale o dziwo znaleźli się ludzie, którzy przyłączyli się do Y'Beriona i wyruszyli za nim. Ludzie z innych obozów widzieli w wyznawcach Śniącego szaleńców, ale jedni nie wchodzili drugim w drogę. Mieli za to dobre kontakty za sprawą handlu zielem po atrakcyjnych cenach, a wiadomo było, że nie ma na co liczyć ze strony króla, jeśli chodzi o dostawy tego typu towarów. W taki sposób już ostatecznie ukształtowało się życie w Kolonii i od czasu tych zmian nie wydarzyło się już nic wartego większej uwagi.

ㅤNie każdy dzień był jednak nudny i całkowicie podobny do poprzedniego. Tego dnia większość mieszkańców Doliny wyczekiwała bowiem na coś specjalnego. Życie mijało tak jak zwykle, aż do chwili gdy na niebie zaszło już słońce, ustępując powoli jaśniejącym księżycowi i gwiazdom. Powietrze pachniało rześko, a cykanie świerszczy tworzyło miłą dla ucha melodię. Było ciepło, ale nie parno – wieczór pozornie taki jak każdy inny.

ㅤAle nie był to byle jaki wieczór, ponieważ już dziś miały rozpocząć się pierwsze walki na arenie w Starym Obozie. Jeden z cieni, Scatty, kilka dni wcześniej zebrał wszystkich ochotników do walk i przyjął zakłady. Na ten dzień czekali niemal wszyscy, jako że było to jedno z niewielu źródeł rozrywki w Kolonii. Na trybunach zebrali się już kopacze, cienie oraz mieszkańcy pozostałych obozów, a strażnicy zajęli swoje pozycje, również przyglądając się arenie. Specjalne miejsca zajęli oczywiście magnaci. Siedzieli w loży, a w samym środku rozsiadł się Gomez wraz ze swoją kobietą, którą wyjątkowo pozwolił wypuścić z komnaty. Wszyscy kibicowali swoim reprezentantom, w tym także członkowie Nowego Obozu oraz Obozu Sekty, ale ci pierwsi nie byli zbytnio poważani wśród rodzimych mieszkańców. Wszyscy za to delektowali się dobrym jedzeniem i winem oraz czekali na rozpoczęcie turnieju, popalając ziele.

W końcu Scatty powitał wszystkich i przedstawił pierwszych zawodników. Byli nimi niedawno wybrany strażnik ze Starego Obozu oraz jeden ze szkodników. Ten drugi nie został zbyt ciepło przywitany przez tłum, ale gdy tylko walka się zaczęła, walczył równie dobrze jak jego przeciwnik.

ㅤCałe to widowisko obserwował z uwagą Blizna, który zajął miejsce obok Gomeza. Cała ta atmosfera – walki, trybuny, okrzyki kibiców, wino lejące się strumieniami – przypominało mu turniej w Przystani Łotrów, w którym brał udział osobiście jako jeden z zawodników. Wtedy naprawdę dobrze się bawił, chociaż czasem było ciężko. Teraz natomiast siedział w loży jako jedna z najważniejszych osób w Kolonii, patrząc na to, jak dwóch skazańców wymierza sobie ciosy mieczami. Obydwoje w jakiś sposób przypominali mu dawnego siebie, jednak z racji swojej przynależności do Starego Obozu kibicował jego reprezentantowi.

Walka jednak skończyła się zwycięstwem szkodnika, który zebrał zarówno owacje od widzów z Nowego Obozu, jak i wybuczenie ze strony staroobozowiczów. Nawet strażnicy przyłączyli się do żywiołowej reakcji. Szkodnik jednak zszedł z areny z wyraźnym zadowoleniem, a Scatty po uregulowaniu wszystkich zakładów przedstawił zawodników gotowych na kolejną rundę.

Pozwól sobie wierzyć || Kroniki Myrtany: ArcholosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz