W ręce trzymam kask na motor, wpatruje się w niego od dłuższego czasu. Jest bardzo ładny, zawsze gdy mam go ubrać czuję dreszczyk emocji. Kask sam w sobie jest bardzo... Bardzo, hm.. Ciekawy. Oczywiście kask jak kask, ale ten.. wzbudza we mnie dziwne emocje. Tak wiem to bez sensu.
Kask jest cały czarny, a wykończenia ma fioletowe, na samej górze kasku, są rogi.Po chwili namysłu wkładam kask na głowę, po czym wsiadam na swój motor. Jest fioletowy, lubię gdy rzeczy do siebie pasują. Przekręcam kluczyk w stacyjce, i odjeżdżam z dymem. Jest wcześnie rano, w niektórych miejscach ulice są jeszcze.. nie bardzo zaludnione (?), Mniejsza o to. Aktualnie jadę przez las, mój dom znajduję się daleko od centrum miasta. Dlatego że rodzice lubią tak zwane ,,odludzia". Mi to jakoś bardzo nie przeszkadza.
Patrzę w lusterko, niedaleko za mną podąża czarny van. Szybko zerkam na tablicę rejestracyjne.. to van Jerry'ego, tsk.. a już myślałam że mi zaufa. Nie mógł mi odpuścić ten pieprzony raz!?
Wracam do jazdy udając że go nie widzę.
* * *
Pod szkołą czeka na mnie Clarissa. Jak zwykłe szczęśliwa, jest zajęta rozmową z jednym z chłopaków z szkolnej drużyny lotniczej. Nawet nie zauważa że podjechałam pod szkołę.
Parkuje motor na moim miejscu parkingowym. Ściągam kask, po czym chowam go w motor. Clarissa, jest bardzo ładna, ma różowe włosy i zielone oczy. ( Włosy pofarbowała jakieś trzy tygodnie temu) Bardzo jej pasuję ten kolor włosów. Ma na sobie, biały top na ramiączka i białą spódniczkę sięgającą do kolan. Do tego wszystkiego ma bardzo ciekawy dar, telepatia.. hm.. na głowie ma czerwone rogi jak diabeł, nie są bardzo duże (Coś mówiła że jeszcze rosną). Rogi pomagają jej skupić moc, są takim jakby ułatwieniem.
Skończyła gadać z tym chłopakiem, teraz Clarissa biegnie w moją stronę.
- Hejkaaa!
- Boże nie krzycz.- odpowiadam oschłym tonem.
- Hm.. znowu starzy?
- Ta..Przez chwilę pomiędzy nami panuje niezręczna cisza. Wyciągam kluczyki że stacyjki, i chowam do kieszeni spodni.
- Idziemy do środka?- Czekam aż Clarissa odpowie.
- Tak jasne!- Łapie mnie pod ramię, i idziemy do szkoły. Na korytarzu szkolnym jak zwykłe jest harmider. Niektórzy odnajdują się w takich klimatach. Podchodzimy z Clarissą do szafek, i wyciągamy z nich potrzebne rzeczy.
- Muszę szybko do toalety!- Mówi Clarissa
- Poczekaj pójdę z to..
- Nie trzeba zaraz przyjdę!- krzyczy i szybkim krokiem się oddala.Zamykam szafkę, spoglądam na telefon, jest godzina 8.01. Za 19 minut zaczynają się lekcje. Co mogę w tym czasie robić? Nie mam za bardzo pomysłów. Chwila.. czemu Clarissa pobiegła w stronę boiska.. toalety są tam nie czynne.
Bez chwili namysłu kieruję się biegiem, w stronę gdzie wcześniej biegła moja przyjaciółka. Nie patrząc na ludzi, wbiegam w kogoś, po czym się przewracam. Uderzam głową o podłogę z hukiem. Będzie guz.- Patrz jak łazisz.- Mówi do mnie żeński głos. Nie mam nawet ochoty żeby wstawać z podłogi, bo już wiem kto to.
- Oho, kogo my tu mamy, Ha. - Śmieje się z ironią dziewczyna, podchodzi i kuca koło mnie.
Anysa, dziewczyna która serio mnie nie lubi. Nie mam pojęcia dlaczego, no dobra, jej ojciec siedzi w więzieniu przez moich rodziców. Tylko że oni wykonują tylko swoją pracę, a ja sama w sobie jej nic nie zrobiłam. Serio. Jej darem jest, hm.. jakby to ująć.. Potrafi zmusić każdego żeby coś zrobił, wystarczy że powie coś w stylu.. ,, Imię, chcę abyś..". Oczywiście w szkole nie może z niego korzystać. Nosi specjalny naszyjnik, który w szkole blokuje jej moce. Anysa jest rudo-włosą dziewczyną, o nie ziemskiej urodzie, ma błękitne oczy, ma bardzo ładną figurę, ale szczeka jak pies.
Powoli próbuje się podnieść z ziemii, ale czuję narastający ból z tyłu głowy. Aj będą problemy.
- A gdzie twój ochroniarz?- Pyta Anysa, dalej przy mnie kucając.
- Cholera wie, gdzieś tu jest. Nie obchodzi mnie to, ciebie też nie powinno.- Wysilam się na chłodny ton.
Anysa wstaje, po czym rzuca mi ostatnie, pełne goryczy spojrzenie. Tssk.. jak ja jej nie lubię. Łapię się z bólu za tył głowy. Cholernie boli.
- Nic ci nie jest?- Słyszę za sobą niski męski głos. Odwracam się, i widzę koło siebie klęczącego mężczyznę, wygląda na starszego ode mnie, ma kruczoczarne włosy, błękitne oczy w których można się zatracić. Nie ma jakiś znaków szczególnych.
Kiwam głową na znak że wszystko jest w porządku. Ten mężczyzna chyba mi nie wierzy, kładzie rękę na moim ramieniu, po czym pyta raz jeszcze:
- Napewno, nic ci nie jest? Widziałem jak upadłaś, nic cię nie boli?
Próbuje bardziej odwrócić głowę, tak abym mogła go dokładniej zobaczyć. Od razu żałuję tej decyzji, szybko prostuje głowę, a w głowie zwijam się z bólu.
- Cholernie boli mnie tył głowy.- Mamroczę.
- Zaprowadzić cię to gabinetu pielęgniarki?
- Nie trzeba, dam radę.- Powoli podnoszę się, w końcu staję na prostych nogach.
- Ale jednak nalegam.
- Nalegasz? Po co? Co ci to da?
- Hm.. Tak o żeby się przejść.
Aż nie dowierzam, chcę mnie zaprowadzić tylko po to żeby się kurwa przejść? Serio. Głupszej wymówki się nie dało wymyślić? Spoglądam na niego spode łba. Nie mam ochoty już nic mówić, porostu kieruję się w stronę gabinetu.
CZYTASZ
Made of hope
FantasyKażdy z dniem narodzin otrzymuje dar w postaci niezwykłych umiejętności, ja owego nie otrzymałam. Addison Mártine, szesnastoletnia dziewczyna która wywodzi się z wpływowej rodziny. Wraz z rodzicami mieszka w pięknej rezydencji na obrzeżach tętniąceg...