...Nagle zobaczyłem z oddali zbliżający się mój autobus.
-Sorry my friend. It's my bus- i wsiadłem do środka transportu. Lecz koleś poszedł za mną.
-I have uno idea- szepnął do mnie hiszpan. Przerażony odsunąłem się i zacząłem mówić do niego moim wykwintnym angielskim z brytyjskim akcentem, specjalnie tak, by miał problem ze zrozumieniem mnie. Lecz on w ogóle się tym nie przejął i kontynuował.
-Amigo, I think we have to fly to my private island. I'm a good man and you can meet a new love there, because there is Kristofer. Of course, he's a killer but he's really friendly. I'm sure you'll wanna be his!-
Pomyślałem, że nie jest to taki głupi pomysł.
Po chwili jazdy hiszpan gwałtownie wstał i szarpnął mnie za rękę w stronę drzwi.
Wysiedliśmy na nie tym przystanku co trzeba, więc spytałem o co chodzi, a nieznajomy w odpowiedzi wykrzywił twarz w nienaturalnie szeroki uśmiech. Poczułem jak dreszcz spływa mi po plecach. A mogłem być właśnie na lotnisku, czekając na odprawę i myśląc o kolacji ze swoim ukochanym, a teraz jestem tutaj, na ulicy, pustej jak głowy moich uczniów, z jakimś szalonym hiszpanem, który prowadzi mnie na jakieś ubocze. ,,Oto mój koniec" pomyślałem i spojrzałem na nieznajomego, który szperał w swojej torbie szukając czegoś. Nagle krzyknął i wyciągnął z dna swojego bagarzu zielony spray. Popatrzyłem na niego z ulitowaniem, bowiem zapewne był niedocenionym artystą, który chciał pokazać mi swój nieodkryty talent podczas procesu twórczego, może nowy Banksy? Jednak moją zadumę natychmiast przerwało to, że koleżka zaczął sobie tym psikać na twarz. Po chwili jego twarz stała się jaskrawo zielona i znowu zaczął się do mnie dziwnie uśmiechać. Byłem w takim szoku, że nie miałem pojęcia nawet jak zareagować, więc stałem i czekałem na rozwój sytuacji. Hiszpan znowu schylił się do swojej podręcznej torby, a ja natychmiast zacząłem się rozglądać za najbezpieczniejszą drogą ucieczki przed szaleńcem. Nieznajomy podniósł się, a w jego rękach połyskiwał nóż. Znowu przeszedł mnie dreszcz, a on zaczął do mnie się zbliżać powoli, ze swoim przedziwnym uśmiechem. Zbliżył się do mojego ucha i szepnął -Spanish or vanish?- po czym zaczął we mnie celować ostrym narzędziem. Przerażony krzyknąłem z całej siły ,,vanish" i zacząłem uciekać wzdłuż ulicy. Na moje szczęście zaraz na przystanku pojawił się autobus, w który wskoczyłem z prędkością światła, modląc się, żeby ten wariat nie zdążył. Udało się, kierowca zatrzasnął mu drzwi przed nosem. Na moje szczęście i tym autobusem dotrę na lotnisko, a patrząc na zegarek nawet wyrobię się na samolot do Londynu.
POV Gracjan
Po zakończonej ostatniej lekcji, nim wyszedłem z klasy, założyłem słuchawki na uszy i puściłem mój ulubiony podcast o zbrodniach niemieckich podczas 2 wojny światowej. Zamykając drzwi za plecami minęła mnie zaaferowana Marzena.
-Witaj, wyglądasz na podirytowaną.- Dumnie odparłem. W odpowiedzi zmarszczyła brwi, pewnie nie widziała mnie jeszcze takiego zrelaksowanego.
-Słyszałeś o pewniej uczennicy...- szepnęła i obejrzała się za siebie nerwowo. Natychmiast wczułem się w klimaty konspiracji, wielkiej tajemnicy, poufnych informacji.
-Co zrobiła?!- Krzyknąłem na cały korytarz. Ja to jednak jestem alfą w tym stadzie.
-Ciszej!- syknęła Marzena -Otóż jedna dziewczyna z mojej klasy.. zmieniła ostatnimi czasy szkołe...-
-Skandal!- krzyknąłem
-Ale to nie jest najgorsze, oj nie jest...- kiwała głową ze smutkiem.
-Do Niemieckiej?!- Krzyknąłem oburzony, krew się aż we mnie zagotowała.
-Gorzej... Nauczanie domowe... Ta przeklęta szkoła, z każdym rokiem zbiera żniwa dobrych, ale najwyraźniej leniwych uczniów, którzy przecież tak wiele tracą, przenosząc się na szkołę w komputerze, Gracjanie, to jak uderzenie w twarz, niewdzięczne dzieciaki, ale, ale, ja nie pozwolę na takie wybryki.
-Z całym szacunkiem, ale nie możesz zabronić im zmieniać szkoły-
-Owszem, ale uświadomię rodziców tych obłąkanych bachorów, że nauczanie domowe jest złe i trzeba je potępiać!
-Święte słowa, ale właściwie, co takiego jest w tym złego?
-Gracjan...- Marzena natychmiast zaczęła uciekać wzrokiem po całym korytarzu, jakgdyby szukając argumentu w swojej głowie.
-Wiem... chwila...haha... długi dzień... wiesz...- wybąkała i nadal błądziła wzrokiem po wszystkich ścianach korytarza.
-Chociażby, nie wiem no, no ten, ja chodziłam 10 km do szkoły z ciężkim tornistrem i żyję jakoś, no i co oni tam na tej edukacji domowej, będą się izolować, nie nauczą się życia i co jak do pracy pójdą to też zmienią pracę, bo im się coś nie podoba? Ja na przykład nie znoszę dzieci, a kadra nauczycielska przyprawia mnie o migreny, ale i tak uczę od 30 lat i żyję, a oni co, zamierzają być tacy wolnościowi? Młodzieżowe bzdety.- Spojrzałem na nią ze zrozumieniem na twarzy, lecz zupełnie nie mialem pojęcia o czym ona właśnie mi opowiedziała. Pożegnałem więc Marzenę i znów zatopiłem się w relaksującym podcaście.
CZYTASZ
Londyn Bez Ciebie...
FantasyWszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest wyłącznie przypadkowe;)) Historia o fikcyjnym podboju Berlina przez dziwnego dziadka z wąsem? Zawikłane gej love story? Którą stronę obierze Gracjan? Czym jest tajemniczy stwór? Jak potoczy...