Wojna skończyła się już lata temu. Kocioł jest bezpieczny na wyspie i jak na razie nikt nie próbował go wykraść i użyć tak, jak król Hybernii. Między dworami zapanował względny pokój, lecz wewnętrzny krąg dworu nocy wciąż pracuje nad tym, by nastał on na stałe. Tamlin doszedł do siebie, Eris został księciem dworu jesieni, chociaż dziwię się, że Kasjan i Mor jeszcze go nie zabili. W reszcie dworów również panuje spokój. Amrena jest szczęśliwa z Varianem a Kasjan z Nestą. Księżna i Książę dworu nocy także są szczęśliwi i mają 14 letniego syna. Oto ja. Nyx Archeron, następca księcia dworu nocy.
Jest zima, a ja zamiast bawić się z rówieśnikami w Velaris siedzę przy biurku w gabinecie, który kiedyś należał do mojej matki i słucham wykładów ojca i cioci Amreny. Opowiadają mi o wojnach, zarówno tej pierwszej, jak i tej która skończyła się nie tak dawno temu. Gdy skończą, polecę z wujkiem Kasjanem do Domu Wiatru na trening z nim i z Azrielem. Po rozgrzewce, treningu i sparingu z nimi każą mi chodzić po schodach. Moim celem jest pokonanie dziesięciu tysięcy stopni, czego podobno kiedyś dokonała ciocia Nesta. Później, wraz z mamą pójdziemy do jej przytulnego studia w dzielnicy Velaris zwanej Tęczą i będziemy malować. Tak samo jak jej, pomaga mi się to uspokoić i przelewam wspomnienia na płótno. Na koniec dnia rodzice będą uczyć mnie latać. Oboje nie muszą zawsze mieć skrzydeł. Tata jest półkrwi, a mama jest zmiennokształtna. Tylko ja muszę dzień w dzień utrzymywać je na tyle wysoko, by nie szurały po ziemi. Ilyryjskie skrzydła są bardzo delikatne. Czasem też zamiast latania uczą mnie posługiwać się zdolnością daemati. Każą mi podnosić bariery lub przebijać się przez te zbudowane przez nich i wchodzić do ich umysłów. Niekiedy zdarza się jednak, że któraś z lekcji z mamą lub tatą są odwoływane przez ich obowiązki związane z utrzymaniem dobrych kontaktów z dworem koszmarów i resztą.
-Nyx- usłuszałem głos mojego ojca.- Nyx słuchasz mnie w ogóle?
-Przepraszam tato, zamyśliłem się.
Amrena przewróciła oczami za co Rhysand zgromił ją wzrokiem.
-Synu, za tydzień jest przesilenie. Wiesz co to oznacza?
-No tak. Muszę kupić prezenty dla wewnętrznego kręgu i jeszcze jeden dodatkowy dla mamy na urodziny.
Ojciec pokiwał powoli głową.
-Dokładnie. Jednak jesteś już wystarczająco duży i wraz z Kasjanem i Azrielem stwierdziliśmy, że najwyższy czas byś wziął udział w naszej corocznej tradycji. Oczywiście jeśli wszystko zepsujesz i pokonamy cię od razu, tradycja ta pozostanie tylko dla mnie i dla moich braci.
Spojrzałem na niego zdziwiony. Istnieje jeszcze jakaś tradycja oprócz kupowania prezentów? Pokonamy cię? Widząc moje zmieszanie książę kontynuował.
-W dzień przesilenia polecisz z nami do chaty w górach Ilyryjskich i stoczymy bitwę na śnieżki. Na łaźnię jeszcze jesteś za młody, więc w tym czasie pomożesz Feyrze i Mor w dekorowaniu domu.
Bitwa na śnieżki? Mama kiedyś mówiła, że mają dziwne tradycje, ale tego się nie spodziewałem. Wychodzi na to, że zachowują się nie jakby mieli ponad 500 lat, a zaledwie 10.
-Dobra Nyx- odezwała się nagle ciocia Amrena.- Idź już, bo Kasjan się już pewnie niecierpliwi.
Spojrzałem na zegar zawieszony nad drzwiami. Faktycznie, jeśli teraz nie wyjdę, wujek poleci sam, przez co zostanę skazany na przeskok z ojcem, matką lub ciocią Mor.
Odłożyłem więc pośpiesznie księgi i wybiegłem przez drzwi. Na szczęście Kasjan jeszcze tam stał.
Kiedy dolecieliśmy, przez większość czasu słuchałem rozkazów wujków. Szybko przeszliśmy do sparingu.
-Drugie pchnięcie, trzeci blok, pierwsze cięcie, pierwszy blok, trzecie cięcie, pierwsze pchnięcie!- krzyczał z boku Kasjan.
Wykonywałem wypowiedziane przez niego kombinacje to na kukle treningowej, to na wujku Azrielu, który każdy z moich ruchów parował.
Skończyliśmy po kilku godzinach. Wyczerpany poszedłem do drzwi, za którymi znajdowały się schody i zacząłem schodzić.
Sporym utrudnieniem było to, że schody ciągle zakręcały. Sto, trzysta, pięćset, tysiąc, dwa tysiące...
W końcu doszedłem do stopnia numer dwa tysiące trzysta czterdzieści. Zrobiłem sobie chwilę przerwy i zawróciłem. Miałem wrażenie, że zaraz wypluję płuca. Na górze czekała na mnie mama, która spisała na tabeli mój dzisiejszy wynik i zabrała mnie z powrotem do Velaris.
...
Ten tydzień minął bardzo szybko. Przez całą noc nie mogłem zasnąć, myśląc o wojnie na śnieżki. Spojrzałem na zegarek. Szósta trzydzieści. Za pół godziny do mojego pokoju wejdą wujkowie i wyciągną mnie z łóżka.
Zgodnie z moimi podejrzeniami, równo o godzinie siódmej wszedł wujek Kasjan. Powiedział, że Azriel wyciąga teraz z łóżka mojego ojca. Polecieliśmy więc na ustalone miejsce i gdy byliśmy już wszyscy, zaczęliśmy budować śnieżne forty. Pierwsze miejsce zajął mój ojciec, drugie Azriel, trzecie należy do mnie a wujek Kasjan przegrał. Po skończeniu "wojny" rozdzieliliśmy się. Ja poszedłem do domu w którym miałem pomóc przy dekoracjach a oni poszli do łaźni. Przed wejściem wyciągnąłem zza pazuchy prezent dla mamy. Był to niewielki szkicownik z kieszonką na narzędzia malarskie. Ostrożnie sprawdziłem, czy przypadkiem go nie uszkodziłem. Na szczęście był cały. Wziąłem głęboki wdech i wszedłem do budynku. Już na progu podbiegła do mnie ciocia Mor i zaciagnęła mnie gdzieś na bok.
-Masz prezent?
-Tak- powiedziałem spoglądając na szkicownik.
-Dobra.-rzuciła wyciągając pakunek.- Idziemy jej je dać.
Pociągnęła mnie tak gwałtownie, że prawie poleciałem na panele. Jakim cudem ta kobieta ma tyle energii? W końcu znaleźliśmy mamę na schodach i oboje ją przytuliliśmy. Zaskoczona aż krzyknęła co nas rozbawiło. Chwilę później siedzieliśmy na schodach i śmialiśmy się w niebo głosy. Najpierw odpakowała prezent od cioci. Był to delikatny, srebrny naszyjnik z ametystami. Kamienie w kolorze oczu moich i ojca. Pasował jej idealnie. Później przyszła pora na prezent ode mnie. Gdy go otworzyła, zasłoniła dłonią usta po czym rozwarła ramiona, by mnie przytulić. Gdy tak siedzieliśmy do domu weszli, jak to mama i ciocia zwykły ich nazywać, Ilyryjskie dzidziusie. Wujkowie, a w szczególności Kasjan również rzucili się z prezentami. Od taty dostała prezenty rano. Jednym z nich była kolejna tiara do kolekcji. O innych nie wiedziałem. Od Kasjana dostała nową, ilyryjską zbroję, ponieważ jej stara była już zużyta. Azriel natomiast dał jej kolejne farby przywiezione z kontynentu. Resztę prezentów zapewne dostanie dopiero wieczorem, przy torcie. Tymczasem wraz z Mor wygoniły facetów do łazienki by się jeszcze umyli i przebrali a mnie zaciągnęły do pomocy.
Bardzo szybko nastała godzina 22. Coraz większymi krokami zbliżał się czas na rozdanie przesileniowych prezentów, których od zawsze pilnował książę. Jak co roku wszyscy się już niecierpliwili i po części byli już upici winem.
-Rhys! No daj już nam te prezenty - krzyknęła Mor.
Ojciec przewrócił oczami i przeleciał wzrokiem po pozostałych. W końcu westchnął i na środku pokoju pojawiła się cała sterta pakunków.
Najbardziej rozbawiły mnie prezenty od Mor. Wujek Kasjan dostał kolejny sweter, który miał nosić na treningach, Azriel dostał niebieski krawat z wyszytymi gwiazdami, który według cioci miał nosić na wyprawach do innych dworów. Tata dostał fioletowe bokserki, podobne do tych, które kiedyś dostał Kasjan. Ja natomiast dostałem sweter w kolorze Sidry z dziurami na skrzydła. Ciocia Nesta dostała książkę a Elaina sadzonki. Mamie dała kolczyki pasujące do naszyjnika, który dostała wcześniej, a Amrenie potężny naszyjnik z niebieskimi kamieniami, na którego widok ta aż zapiszczała. Doprawdy, rzadko się to zdarzało, jednak ciocia miała dosłownie obsesję na punkcie wszelkiego rodzaju błyskotek. W tym roku nie towarzyszył nam Varian. Został z rodziną na Dworze Lata. Reszta prezentów była względnie normalna. Najlepszy był jednak tort mamy. Ogromny, trzypiętrowy biszkopt z granatową masą udekorowaną złotymi perełkami. Kawałki które ukroiła mama były ogromne. Wszyscy, oprócz mamy, mnie, cioci Elainy i Cioci Amreny pochłonęli te kawałki praktycznie od razu i wzięli sobie kolejne. Wszyscy zaczęli zachwalać ciasto a ciocia Elaina się zarumieniła. Jej wypieki zawsze były boskie. Na Kocioł, jakim cudem ona tak dobrze gotuje i zajmuje się ogródkiem przy domu w Velaris i Domu Nad Rzeką.
-Musisz częściej robić takie cuda- powiedział rozbawiony Azriel na co ciocia się zarumieniła.
Usłyszenie słów podziwu z jego ust było rzadkim osiągnięciem. Ja osobiście nigdy ich nie usłyszałem. Tak samo było z jego śmiechem. Na chwilę przysnąłem wykończony treningami, a gdy się obudziłem była już 2 w nocy. Siostry mamy leżały oparte o siebie na wielkim fotelu. Kasjan, Mor i Azriel siedzieli na podłodze oparci o kanapę i znużeni pijackim snem. Wujkowie opierali głowy o ramiona cioci. Ciocia Amrena leżała sama na szezlongu a mama i tata poszli do innego pokoju. Po podłodze walały się opróżnione butelki po alkoholu i puste talerze. Stawiając ostrożnie kroki w ten sposób, by deski nie zaskrzypiały podszedłem do stołu na którym stał ostatni kawałek tortu. Wziąłem go i rozsiadłem się w ostatnim wolnym fotelu zbudowanym na potrzeby ilyrów, który pod ciężarem mojego ciała cicho zaskrzypiał. Rozejrzałem się wokół. Nikt się nie obudził. Jakkolwiek przeżył bym obudzenie tych siedzących na podłodze, tak gdybym obudził ciocię Nestę lub Amrenę, to już mógłbym kopać sobie grób. Wtedy za oknem zauważyłem ruch. Z początku to zignorowałem, jednak po chwili znów coś zauważyłem. Kilka sekund później ze schodów zawiał chłodny wiaterek i usłyszałem skrzypienie podłogi. W najlepszym przypadku to nietrzeźwy tata. W najgorszym jednak- ktoś się włamał. Sięgnąłem do cholewy buta po sztylet, jednak jego tam nie było. Musiałem zostawić go w studiu mamy, gdy otwierałem nim nowe farby które kilka dni kupiliśmy w Tęczy. Rozejrzałem się ponownie po pomieszczeniu. Po cichu podszedłem do sofy. Ojciec kiedyś opowiadał, że wraz z wujkami znosili tu kiedyś bronie, chowali je gdzieś a potem o nich zapominali.
Zacząłem obmacywać oparcie i siedzenie mebla w nadziei na znalezienie czegoś. Czegokolwiek, co nadało by się na prowizoryczną broń. Chociażby zardzewiały sztylet. Kroki zaczęły się zbliżać. Wróg za chwilę znajdzie się na schodach. Spróbowałem wykorzystać moje moce daemati, jednak odbiłem się od bariery napastnika wciąż nie wiedząc kim jest. W końcu coś znalazłem. Zza oparcia wyciągnąłem pas z nożami do rzucania. Były stare, lekko zardzewiałe ale wciąż się nadawały. Wtedy na schodach mignęła ruda czupryna przeplatana srebrnymi pasemkami. Fae ubrany był w barwy dworu jesieni. Byłem już pewny kto to był. Zacząłem próbować budzić wujków i ciocie, jednak ci spali kamiennym snem. Ich umysły również osłaniały bariery na tyle mocne, że jeszcze nie byłem wstanie się przez nie przebić. Napastnik się zbliżał. Beron. Były książę dworu jesieni. Co on tu robił? Wyciągnąłem jeden z noży, czemu towarzyszył nieprzyjemny pisk. Po chwili dźwięk ten zlał się z cichym śmiechem Berona. Stanąłem w pozycji gotowości co chyba rozbawiło go jeszcze bardziej.
Nagle wyciągnął zza pazuchy nóż z poszarpanym brzegiem i rzucił co w moją stronę. Za pierwszym razem chybił. Kolejnego ataku jednak nie zauważyłem i moje skrzydło przeszył palący ból. Nóż utkwił w nim tak, że dzięki ząbkom nie byłem w stanie go wyciągnąć a każdemu mojemu ruchowi towarzyszył ból. Dzięki treningom udało mi się skupić na oddechu i zaatakować. Pierwszy nóż rozkruszył się na jego napierśniku. Drugi zostawił głęboki ślad na jego prawym ramieniu, co utrudni mu przez chwilę atak. Trzeci natomiast trafił w szyję. Były książę zakrztusił się własną krwią. Wziąłem głęboki oddech, policzyłem w myślach do trzech i ostrożnie, by nie uszkodzić ścięgien wyszarpnąłem ze skrzydła nóż. Rana krwawiła grubym strumieniem. Urwałem więc kawałek szaty i obwiązałem skrzydło. Okręcając w dłoni broń ponownie rzuciłem się na Berona. Powaliłem go na ziemię jednym z kopnięć, których nauczył mnie wujek. Były księże jednak nie poddał się zbyt szybko i poparzył mi ramię. Bez zastanowienia wbiłem nóż prosto w krtań.
Zdołał powiedzieć tylko coś co brzmiało jak "Tamlin" i z jego ust wydobyło się ostatnie tchnienie.
Przez kolejne kilka minut patrzę na zwłoki. Ciało mężczyzny, którego zabiłem własnymi rękami. Przerażony swoim czynem podbiegam do wujków. Żaden z nich się nie budzi. Ciocia też. Wracam więc do kuchni po wiadro zimniej wody i bez skrupułów wylewam ją na nich. Dopiero wtedy się budzą.
-Co się dzieje?- pyta na wpół przytomna Mor.
Wujkowie rozglądają się po pomieszczeniu aż wzrokiem natrafiają na martwe ciało.
-Kto to?-odzywa się wujek Kas i wskazuje palcem na trupa.
Oczy Azriela otwierają się szerzej gdy znajduje się w odległości dziesięciu stóp od nieboszczyka.
-Były książę Dworu Jesieni- mówię, a głos mi się łamie.- Beron. Przepraszam, ja nie chciałem.
W tym momencie od tyłu podchodzi do mnie ciocia Mor i obejmuje mnie delikatnie.
-Spokojnie. Opowiedz, co tu się stało.
Więc opowiedziałem. Ze szczegółami. Gdy skończyłem, Mor zabrała mnie z powrotem do domu nad rzeką i przeskoczyła jeszcze po moich rodziców. Zajęły się mną Nuala i Cerridwena. Po około godzinie w moim pokoju pojawił się ojciec, a tuż po nim mama.
-Mor opowiedziała nam mniej więcej co się stało - odezwał się ze spokojem tata, a mama usiadła obok mnie na łóżku i mnie przytuliła.
Jej dotyk był ciepły i przyjazny. Rozpłynąłem się w jej objęciach i spojrzałem ponownie na ojca.
-Synu, powtórz proszę ostatnie słowa Berona.
Zamknąłem na chwilę oczy.
-Rhys...- odezwała ostrożnie matka.
Przeniosłem na nią wzrok i podkręciłem delikatnie głową by ją uspokoić. Znów spojrzałem na księcia.
-W porządku. Powiedział tylko jedno słowo. A raczej imię. Tamlin.
Moi spojrzeli po sobie. Ja jednak kontynuowałem. Nie uczyłem się całymi dniami na marno.
-Myślę, że Tamlin zmusił Berona do pomocy w zamian za odzyskanie tronu. Jego misją było zabicie mnie.
-Boże- usłyszałem cichy głos mamy.
Ojciec w końcu ruszył się z miejsca i objął naszą dwójkę.
-Spokojnie, damy radę- powiedział cicho.- W końcu wygraliśmy wojnę. Tamlin nic nam nie zrobi.
Zacisnął delikatnie uścisk i siedzieliśmy przez jakiś czas w ciszy. Po jakimś czasie wyszli z mojego pokoju i przeszli do salonu, w którym, z tego co czuję, czeka na nich reszta. Słyszałem przyciszone głosy za ścianą. Do moich uszu dochodziły pojedyncze słowa. Bariera. Obrona. Syn. Wiosna. Ostrożność. Byłem jednak zbyt zmęczony i chwilę później nie rozumiałem już kompletnie nic. Położyłem się więc na łóżku nie przebierając się wcześniej i wpatrywałem się w sufit, który powoli zaczynał mi się rozmazywać. Nie wiem ile czasu tak leżałem, ale chwilę później pochłonął mnie sen.
CZYTASZ
a court of fire and shadows
FanfictionFanfic do serii dwór cierni i róż Tw: śmierć, przemoc Spoilery do serii