Alessandro De Luca.

19 0 0
                                    

Hejka! Witam w moim włoskim dziecku,czyli w książce do której zabierałam się od dawien dawna.Jeśli macie zamiar poznać historię Alessandro i Constanzy to zapraszam do mnie w każdy niedzielny wieczór:)

!Książka zawiera trudne tematy typu zaburzeń psychicznych,przemocy domowej i morderstw.Jeśli jesteś czytelnikiem poniżej osiemnastego roku życia,lub wrażliwym na tematy wymienione znajdź sobie coś innego🫶🏻

~Wymuszona Bliskość.
~Enemies to lovers.
~Aranżowane małżeństwo.
~He feel first,but she feel harder.
~Trauma z dzieciństwa.

Zapraszam,moje słoneczka w podróż do pięknego kraju zwanym Włochy.

Constanza pov:

Od dzieciństwa wiedziałam że zostanę wydana za mąż.Każda kobieta z mojej rodziny była tego zupełnie świadoma,moja matka,ciotki czy kuzynki.Każdą czekał ten sam los,los od którego zależało czy ich mąż będzie brutalnym oprawcą,ignorującym je mężczyzną z kobietami na boku czy,co jest rzadko spotykane,ideałem
mężczyzny,uroczym i troskliwym mężem któremu zależy tylko na bezpieczeństwie i szczęściu jego wybranki.Dziś miałam stwierdzić
którym z tych jest mój narzeczony,nie wiedziałam o nim zupełnie nic,jedynie jego imię,Alessandro De Luca,przyszły capo di tutti cappi.Po jego mafijnej pozycji byłam wręcz pewna że to człowiek brutalny,bez serca,niczym moja matka,tylko że ona ma niższą pozycję która prawie nie istnieje w mafijnej hierarchii a pomiatać mogła sobie jedynie mną i żołnierzami.Syknęłam gdy kobieta która miała pomóc mi z suknią kolejny raz pociągnęła za sznurek z gorsetu.
-Non capisci la parola piu morbido?-
Warknęłam na co rudowłosa się wzdrygnęła.
-Panienko,rozumiem jedynie po angielsku.-
Wytłumaczyła od razu.
-Chryste,nie potrafisz delikatnie tego robić?-
Zirytowana powtórzyłam,tym razem jednak w języku angielskim.
-Nie,jesteś jedną z niewielu osób która widziała przyszłego capo di tutti cappi,twa figura musi być doskonała.-Odrzekła a ja przewróciłam oczami i wyrwałam się.
-Wydaje mi się że jest perfekcyjnie,więc możesz wyjść.-
-Ale panienko.- Zaczęła niepewnie.
-Sama się umaluje.- Natychmiastowo jej przerwałam a kobieta westchnęła i wyszła z mego pokoju.Usiadłam przy śnieżnobiałej toaletce wpatrując się w swe lustrzane odbicie.Wyglądałam bajecznie,niczym księżniczka,którą zresztą byłam,księżniczką ubraną w śliczną suknię i zamkniętą w złotej klatce,złotej,lecz jednak klatce.Lawendowa suknia ciągnęła się po ziemii a falbany i tiul były wręcz wszędzie,bufiaste rękawy i białe wyszyte kwiaty były czarujące i przyciągały uwagę,me dłonie zdobiły śnieżne rękawiczki,szyję wisiorek który nosiła każda kobieta z mej rodzina a w me długie blond loki został wsadzony srebrny diadem na którym błyszczały trzy przepiękne szafiry.Wyciągnęłam z szuflady kosmetyki i zaczęłam przyzdabiać swą twarz wszelkimi kryjącymi podkładami,cieniami,różami,błyszczykami i wszystkim co było mi potrzebne do spełnienia mej nowej wizji,czyli biało-jasnofioletowego  makijażu z namalowanymi kwiatami przy powiekach.Spojrzałam na rezultat mojej pracy,wyszło mi bezapelacyjnie.Wbiłam wzrok w zegar nad łożem.
-Za dziesięć minut mam być na dole.-Mruknęłam i schowałam wszelkie narzędzia które wykorzystałam do tego cuda na mej twarzy,założyłam lawendowe szpilki i ruszyłam na dół,mama zabiłaby mnie gdybym się spóźniła więc zeszłam wcześniej.Przy stole ujrzałam mojego ojca,matkę i parę Capo,lecz moją uwagę zdobył brunet który siedział obok mej matki i pustego miejsca.
-A to moja córka,Constanzia.-Uśmiechnął się ojciec wskazując na mnie otwartą dłonią.
-Chodź,usiądziesz obok Alessandro.-Zwrócił się do mnie a ja automatycznie zesztywniałam lecz ruszyłam w stronę pustego miejsca wbijając wzrok w podłogę,nie ma to jak czuć się niekomfortowo we własnym domu.
-Miło mi cię wreszcie poznać,Constanzio.-Odezwał się w moją stronę Alessandro a ja poczułam narastającą gulę w gardle.
-Ciebie również.-Wydusiłam po chwili,gdy matka zauważyła moje zachowanie spięła się nieco.
-To może ja przygotuje herbatę.-Wstała od stołu i poszła do kuchni.
-Ja również będe zmuszony was na krótką chwilę zostawić.-Powiedział ojciec i ruszył do gabinetu.No świetnie,na prawdę,wybornie.
-Więc,czekoladko,ile masz lat?-Głos Alessandra
zakłócił panującą ciszę.
Czekoladko.
-Wydaje mi się że doskonale znasz każdy fakt o mnie.-Odparłam sztywno.
-Chcę to usłyszeć z twoich ust,nie pamiętam twojego wieku,miałem tyle propozycji małżeństw że mi się myli,ale poczuj się wyjątkowa,to ciebie wybrałem,principessa.-
Przy ostatnich słowach ściszył głos do szeptu.
-Wybrałeś moją pozycję i rodzinę,nie mnie.-Naprostowałam.
-Och,czekoladko,jesteś taka głupiutka.-Roześmiał się.-Nie wiesz po co,dlaczego i kiedy cię wybrałem.-Wymruczał tuż przy moim uchu a ja poczułam żółć w gardle.
-Jesteś charakterna,uccellino.Ale spokojnie,naprawimy to.-
-Nie pozbędziesz się mojego charakteru flirciarską gadką.-Rzuciłam twardo.
-Och,lecz ja nie zamierzam tak tego rozgrywać.Nauczę cię posłuszeństwa,skarbie,i
Jestem gotów przysiąc ci że pokochasz to.-Uśmiechnął się a jego wargi musnęły płatek mojego ucha.Spięłam się i odsunęłam.
-Do naszego ślubu pozostały dwa lata,nie należę do ciebie.-Stwierdziłam.
-Czekoladko,jesteś moja odkąd podpisałem umowę z twym ojcem a małżeństwo to jedynie formalność.Do zobaczenia przy ołatrzu,czekoladko.
Rzucił i poszedł do gabinetu ojca a ja jeszcze przez piętnaście minut siedziałam na krześle zastanawiając się nad sensem jego słów.

Ti odio.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz