Alessandro De Luca nie był potworem

11 1 0
                                    

Hejka!
Miłego czytania misie!
!treść nieodpowiednia dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.!

Cassandra pov:

Obudziłam się przykryta kołdrą i otulona kocem,obok mnie spał Alessandro,teraz zauważyłam że jego ręka oplata moją talię więc się spięłam.
-Kolejny raz się mnie boisz,czekoladko.-Mruknął brunet na co wstrzymałam powietrze.
-Ja się nie boje.-Odpowiedziałam twardo.
-I wcale nie spinasz się gdy cię dotknę,uspokój się,Constanzio,nie zamierzam cię krzywdzić.-
Nie wiemy tego.
-Bredzisz.-Stwierdziłam i spróbowałam wstać z łóżka.
-Nie,poczekaj,chcę jeszcze chwilkę.-Powiedział Alessandro i mnie do siebie przyciągnął na co kolejny raz się spięłam.
-Drugi raz dzisiaj.-Szepnął do siebie i zwyczajnie mnie puścił wzdychając.
-Idź się przebierz,czekoladko.-Powiedział a ja wstałam i ruszyłam do łazienki.Gdy wróciłam czekał na mnie Alessandro w białej koszuli i czarnych spodniach garniturowych.
Wyglądał...znośnie.
-Chodź,Constanzio.-Powiedział jednak nie złapał mnie za rękę.
Szłam powoli oglądając się za siebie.Wczorajsza noc był conajmniej dziwna.Lecz tamten Alessandro bardziej mi się podobał.Ujrzałam postać matki stojącej przy stoliku,spojrzała na mnie oceniającym wzrokiem i podeszła do nas.
-Witaj,Constanzio,Alessandro.
-Witaj,matko.
-Witam,pani D'Angelo.-Chłopak posłał jej uroczy uśmiech.
-Jak wasza noc poślubna?-Zamurowało mnie,oby Alessandro nie zaczął jej opowiadać zmyślonej historyjki.
-Wspaniale.-Skwitował tylko.-Niech pani wybaczy,jednak wraz z Constanzią pragniemy już ruszać do domu.Mamy pół godziny drogi.
-Oczywiście,nie zajmuje wam czasu.Żegnajcie-Rzuciła i odeszła.
-Alessandro?
-Tak,Constanzio?
-Czy będę musiała urodzić dziecko?-Spytałam nieco skrępowana.
-Nie,Con.Nie zmuszę cię do macierzyństwa,jeśli kiedyś zapragniesz mieć dziecko,spełnimy twe marzenie.Aktualnie wydaje mi się że nam obu się do tego nie spieszy.-Odparł a ja nieco się zdziwiłam.
-A jeśli to nie nadejdzie?
-To kupisz koty i będziesz ich matką.-Powiedział z rozbawieniem.
Chyba miły Alessandro powrócił.Uśmiechnęłam się,już  się jednak nie odezwałam dopóki Alessandro w samochodzie nie położył mi dłoni na udzie.
-Zostaw mnie.-Fuknęłam.
-A tobie co?-
-Okej.-Wzruszył ramionami i wziął rękę,odpuścił.Tak po prostu dał mi spokój,ucieszyłam się bo utwierdzało mnie to w przekonaniu że w domu będziemy się unikać.
Dojechaliśmy do domu,spodziewałam się willi jednak nie ujrzałam jej.
-To tymczasowe,nie znalazłem jeszcze domu dla nas.-Poinformował mnie nie spuszczając wzroku z widoku przed nami na co pokiwałam głową.
Dla nas.
Domek był raczej z zewnątrz przytulny.Połączenie marmuru ze złotem raczej nie wyglądało ładne,lecz te było bajeczne.Wyszliśmy z samochodu a mój wzrok od razu skierował się na ogrody,zauważyłam dalię,stokrotki,niezapominajki i wiele białych róż,dokładnie te kwiaty jakie były wyhaftowane na sukni którą założyłam gdy się poznaliśmy.
Był to uroczy gest,który w innych okolicznościach całkowicie roztopił by moje serce.
-Nasz pokój jest na górze a po domu możesz
chodzić bezkarnie,jednak lepiej byś nie wchodziła do mojego gabinetu,chyba że czegoś potrzebujesz.-Mówił a ja jedynie przytakiwałam.
-Czemu?-Zapytałam kierując wzrok na Alessandro.
-Po prostu,reszta domu jest do twojej dyspozycji.-Skwitował a ja odpuściłam.Brunet otworzył drzwi a mi ukazał się piękny marmurowy hol.Ściągnęłam szpilki i zawiesiłam beżowy płaszcz.
-Chodź,pokażę ci sypialnie.-Posłusznie ruszyłam za mężczyzną próbując zapamiętać
drogę.Mój zachwyt „skromnością" domu na początku całkowicie zgasł.Przepych i bogactwo w środku dało mi do zrozumienia że nie ma co liczyć.Weszliśmy do pokoju gdzie dominował
beż i biel,duże dwuosobowe łóżko z satynową białą pościelą,toaletką,biurko,szafkę i obrazy
które przedstawiały kwiaty,jednak moją uwagę przyciągnął biały fortepian stojący obok okna.
Alessandro wyraźnie to zauważył.
-Wybacz,zawsze tu stał i jakoś go zapomniałem wynieść.-Wytłumaczył jednak pokręciłam głową i wtrąciłam.
-Nie.-
-Co?-Zdziwił się.
-Nie wynoś,jest bajeczny.-Uśmiech zagościł na
jego twarzy.
-Jeśli tak sądzisz,czekoladko,teraz idę pospacerować a ty zjedz śniadanie.-Odparł i
wyszedł zostawiając mnie całkiem samą.Usiadłam na podłodze opierając głowę o ścianę,przymknęłam oczy i wzięłam głęboki
wdech.Alessandro De Luca nie był potworem,
Chyba.Spojrzałam na swoją sylwetkę,była
szczuplejsza niż przedtem jednak nadal mogło
być lepiej,zawsze mogło być lepiej.Wstałam i
skierowałam się do ogrodu,był czarujący,fontanna pryskała chłodną wodą a kwiaty rosły niemal wszędzie.Usiadłam na trawie w towarzystwie białych róż i uśmiechnęłam się wbijając wzrok w niebo.
-Ojej.-
Usłyszałam i automatycznie odwróciłam się.
Za mną stała białowłosa,prześliczna dziewczynka,na oko siedmioletnia.Była bardzo
podobna do Alessandro lecz pewnie była to
córka kucharki lub kogoś.
-Co ty tu robisz?-Spytałam z uśmiechem jednak ta jedynie chłodno parsknęła.
-Mieszkam,a co ty tu robisz?-Sarknęła,boże jakie wredne dziecko.
-Również tu mieszkam.-Odparłam nadal siląc się na spokojny ton.
-Nie wydaje mi się,nie wiesz że służba nie może wchodzić do ogrodu?-Warknęła a ja coraz bardziej się denerwowałam.
-Nie jestem służbą i to że pewnie jesteś jedynym dzieckiem i służba traktuje cię pobłażliwie nie znaczy że możesz w ogóle tak do mnie mówić.-Wstałam otrzepując suknie a ta parsknęła śmiechem.
-Idiotka.-Skomentowała.-Jestem...
I wtedy mnie zamurowało.

POLSACIK  MOI DRODZY!
Jak myślicie kto to?
A-Siostra
B-Kuzynka
C-Córka
D-Ktoś inny?-

Ti odio.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz