Dzień jak co dzień przechadzał się swoją ulubioną drogą nad rzeką, szukając kotki, której poprzedniego dnia dawał jedzenie. Można by uznać to za dziecinne, ale on już nawet nadał jej imię. Nazwał ją Byeol i jeśli tylko ona mu na to pozwoli, to weźmie ją ze sobą do domu. Wyglądała na bezpańską, więc wziąłby ją do weterynarza i kto wie, może miałby swoje pierwsze dziecko w ten sposób. Podobał mu się tutejszy klimat, zapach rzeki idealnie komponował się ze świeżym, wilgotnym lasem liściastym. Wszedł na mostek, by jak to miał w zwyczaju postać i nacieszyć się przyjemnym powietrzem i wiatrem, ale jak się okazało nie był tam sam. A to zamiast go ucieszyć, jedynie przeraziło.
- Hej! Nie rób tego! - podbiegł nieco bliżej chłopaka stojącego na krawędzi mostu, jak widać gotowego, by zakończyć swój żywot. San nie był dobry w pocieszaniu, ale miał nadzieję, że uda mu się przekonać nieznajomego do zmienienia zdania.
- Kim ty jesteś, żeby wiedzieć co mam robić a co nie? - spojrzał na niego przelotnie, a w jego oczach widać było jedynie obojętność. To było aż nie do wiary, że ktoś tak bardzo był zmotywowany do skoku w przepaść. Wręcz odchłań.
- Pomogę ci, okej? Tylko nie rób tego, proszę cię - powiedział spokojnie, podchodząc jeszcze bliżej, nie chcąc go wystraszyć. Wystawił do niego swoją dłoń, czekając, aż ją chwyci i będzie mógł go uratować. - Obiecuję ci, że wszystko będzie okej. Wezmę cię do siebie, dam ci ciepłe ciuchy, zjemy razem coś dobrego, pomogę ci, ale musisz się mnie chwycić i obiecać, że nie skoczysz.
- To na nic. Nie przekonasz mnie do zmiany decyzji - spojrzał na niego z łzami w oczach, ale nie zaparł się, tylko oddalał od krawędzi. - Muszę skończyć to wszystko. Nie potrzebuję już życia. Nie mam nikogo. Nie mam nic - zaczął płakać, chwytając się ręki Sana, a ten przyciągnął go do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Nie znali się, to fakt, ale nie liczyło się to dla niego tak długo, póki był bezpieczny w jego ramionach.
- Powiesz mi, jak masz na imię? - zapytał, lekko odsuwając go od siebie i zakładając kosmyki włosów za jego ucho. Drugą dłonią gładził jego policzek, pozbywając się niepotrzebnych łez, starając się jakoś sprawić, by poczuł się komfortowo.
- W-Wooyoung... - załkał cicho, a San ponownie wtulił w siebie jego mniejsze ciało.
- Śliczne imię, Wooyoung. Ja jestem San. Choi San. Miło mi ciebie poznać. Chodź, tak jak obiecałem, jedziemy na ciepłą herbatkę - uśmiechnął się szeroko, dodając przy tym otuchy Wooyoungowi, który trzymał się jego ręki, jakby miała go ocalić.
ღ
San pierwszy raz był w takiej sytuacji, nigdy nie spotkał się z nikim, u kogo przejawiałyby się objawy depresji. Wooyoung siedział naprzeciw niego przy stole, w za dużej bluzie Choi'a, a w dłoniach trzymał kubek ciepłej herbaty. Trwali tak w ciszy już dobre kilka minut.
- Więc... Może to nie moja sprawa, ale jak już oferuję ci swoją pomoc, to może troszkę byś mnie wtajemniczył...?
- Ah, tak - odstawił gorące naczynie i spojrzał mu prosto w oczy. San czuł się, jakby chłopak właśnie sięgał po jego duszę. Nie wyglądał wcale jakby miał mówić o czymś smutnym. - Zacznijmy od tego, że zawsze byłem samotny. I w ogóle. Wiesz, no i ostrzegam, jestem gejem. I mój partner chciał się ze mną przespać. A ja trochę panikuje i zbywałem go ponad dwa lata... Napierał na mnie i... W końcu się zgodziłem, bo bałem się, że mnie zostawi...
San uważnie słuchał całej jego historii, którą opowiadał mu z kamienną twarzą. Już poniekąd domyślał się, co się wydarzyło.
CZYTASZ
I'll Save You Again And Again | WooSan Two Shot
FanficMoje chore, nocne pomysły. Napisane w jedną noc, bez konkretnego planu. Raczej dla ludzi o mocnych nerwach.