- Tylko mi nie mów, że to znowu jakieś wdarcie się do zamku - Jęknął cicho demon. Jego towarzysz, bandyta o imieniu Mark i on znali się od dawna. Razem mieli sporo przygód i dzięki nim więź, która ich łączyła, pogłębiła się. Nie chodzi tu tylko o formalną więź między duszą bandyty a istotą mroku, obaj już traktowali się jak bracia, choć innego gatunku. Oczywiście, początki były trudne
Mark sam zajął się demonem, który od tej pory nosił imię Joel. Nie umiał pisać, czytać ani mówić. Z pomocą przyszedł jego towarzysz, który go wszystkiego nauczył. Niezmierna cierpliwość zwykłego miejskiego rzezimieszka sprawiła, że z bestii wyłonił się całkiem mądry demon, który nikogo nie skrzywdziłby bez potrzeby.
Ten sam demon patrzył teraz na swego przybranego brata z dozą irytacji. Zawsze chciał, by Mark zszedł z drogi brudnego bandyty, jednak popędy rudowłosego zawsze ciągnęły go w te strony. Przez to Joel też był wplątany w parę dosyć nieprzyjemnych spraw, o których wolałby zapomnieć. Chociażby porwanie księżniczki, która skradła Markowi serce. Skończyło się na tym, że demon musiał użyć swych mocy, by pomóc bratu uciec z celi. Tamtej nocy jeden z rycerzy znienawidził ich za to...
- Więc? Co to będzie? - Joel założył ręce i czekał na odpowiedź. Był w swej demonicznej formie, więc okalała go ciemność, ciągnąca się za nim smugami przy każdym kroku, a jego oczy błyszczały złowieszczą czerwienią, przeszywając swego towarzysza. Cóż on znów wymyślił? Kolejne porwanie, wdarcie się do zamku, czy podkradnięcie rycerzowi worka z monetami? Już oczekiwał jednej z tych odpowiedzi, toteż oparł się o ścianę, znikając w cieniu. Tylko jego oczy były teraz widoczne, zapewne przestraszyłby zwykłego mieszczanina.
W tym świetle dobrze widoczna była blizna na prawym oku Marka, pamiątka, po porwaniu księżniczki. Książę jednak przyłapał go na tym, brutalnie zostawiając ranę na twarzy bandyty. Od tego czasu nie miał już jednego oka, więc skupił się na innych zmysłach, teraz wyostrzonych jak brzytwa. Demon zazdrościł mu takiego poziomu umiejętności, często wydawało mu się, że to Mark jest tu przywódcą, pomimo, że Joel powinien przecież nim kierować. Cóż, te dawne czasy, gdy jeszcze był bezduszną bestią odeszły w niepamięć. Rude włosy mężczyzny odbijały promienie słońca, a czarne ubranie było tak brudne i znoszone, jak podczas ich pierwszego poznania.
Wtem nagle bandyta oparł swe dłonie na ramionach Joela. Zaskoczony, demon nie wiedział co robić. Jego brat teraz przyciskał go lekko do ściany. Chce bitwy, czy ktoś ich przyłapał? Lecz wtedy Mark popatrzył się prosto w oczy swego towarzysza. Bił z nich blask determinacji i olśnienia, jakby właśnie natrafił na genialny pomysł. Taki właśnie pomysł opuścił jego usta po chwili milczenia.- Joel. Nie chcę już być bandytą...Zostańmy piratami!