No i proszę, ostatni kwiat! Violet znalazła potrzebny jej składnik, kwiat Ferra, dosyć rzadki w tych regionach. W końcu, jej las mimo wszystko nie posiadał wszystkich gatunków roślin, jakie istniały. Na szczęście był blisko Gwiaździstej Plaży, gdzie znajdował się ostatni kwiatek. Źle jednak zaplanowała sobie drogę, gubiąc się przy okazji. Teraz słońce już chyliło się ku zachodowi, co oznaczało, że adeptka magii będzie musiała wracać otoczona ciemnością. Nigdy nie lubiła tego, ponieważ las, gdzie mieścił się jej dom był zamieszkany nie tylko przez rośliny.
Orthkulevi - istoty przypominające ludzi, ale spowite mrokiem lub Zencho - dziwne agresywne zjawy ; te i inne stwory mogły ją napaść. Ledwo uszłaby z życiem. Zna tylko zaklęcie na małe światełko. Co teraz zrobić? Właśnie zastanawiała się nad tym, kiedy kątem oka dostrzegła coś na brzegu.
Łódź? Co ona tu robi? Violet przyglądała się jej z daleka, w końcu dziewczyna zobaczyła znajomy kształt. Ciało jakby zrobione z dymu, wysoka sylwetka, czerwone ślepia...- Joel! - Czarodziejka podbiegła do demona i uściskała go. Przestraszyła go tym lekko, ale później przywitali się i Joel się uspokoił szybko. Oczywiście posypały się pytania. Co tu robi? Czemu tak długo się nie widzieli? Dlaczego nie dawał znać? Demon zmieszał się lekko, ale odchrząknął i zaczął mówić: - Ja i Mark po odbudowaniu Sanktuarium wróciliśmy do życia złodziei. Czas mijał, a my obaj uświadamialiśmy sobie, że to już nie dla nas. No i wtedy Mark wpadł na pomysł, żeby zmienić profesję, a ja się zgodziłem. I wiesz co? Zostajemy piratami!
Sanktuarium, było to miejsce stworzone z latających w powietrzu wysp, połączonych ze sobą portalami teleportującymi. Mieszkańcy tych wysp opanowali magię światła do perfekcji, a charakteryzowały ich peleryny odziewające ich ciała i maski, za którymi zasłaniali swe twarze. Pewnego razu zły czarnoksiężnik, Fear, chciał przejąć władzę nad Sanktuarium i ludźmi, którzy tam mieszkali. Na szczęście Mark i Joel wraz z Sunset, jedną z tamtejszych mieszkanek i dwoma znajomymi powstrzymali go.
Widać było, że mroczny znajomy Violet mówi prawdę, przecież mieli łódź. Nie mogła w to uwierzyć. Tyle lat znała ich jako bandytów, rzezimieszków, wyjętych spod prawa, którzy po prostu stanęli (nie?)szczęśliwie na jej drodze! Ci sami złodzieje nagle zostają piratami? Zaraz, a co z nią? Dlaczego nikt jej o tym nie powiedział? Poczuła się trochę odsunięta na bok i zapomniana, zwłaszcza, ponieważ byli przyjaciółmi. Nie mogli jej powiadomić wcześniej, przyjść w odwiedziny? Jej przemyślania przerwał Mark, który zeskoczył na piasek i otrzepał się lekko. Czarodziejka pamiętała jeszcze czasy, kiedy razem chowali się w jaskini i śpiewali piosenki podchwycone z tawerny, którą Mark odwiedzal. Ogień wyzwalał przytulne ciepło i światło, przy którym dziewczyna zasypiała, słuchając deszczu głucho bębniącego o ziemię...
- Co cię tu sprowadza? - Mężczyzna spojrzał na nią, odgarniając włosy z oczu. Violet potrząsnęła lekko głową, wyrywając się z transu wspomnień i ich oczy spotkały się. - Och, szukałam jednego ze składników do eliksiru. Dalej uczę się magii - tu uśmiechnęła się nieśmiało - Narazie same podstawy i słabe eliksiry, wiesz...Jak eliksir leczenia czy mrozu - Przestąpiła z nogi na nogę. Samych podstaw nauczyła się od swojej przybranej siostry, również czarodziejki. To od niej dowiedziała się o magii, miksturach i zaklęciach. Od tego czasu chciała za wszelką cenę poznać tajniki tej intrygującej dziedziny i odkryć wszystko, co jest z nią związane. Zaraz po zadomowieniu się w wieży swej opiekunki, Violet jednak dowiedziała się, że jej przybrana starsza siostra musi wyruszyć w długą podróż. Niestety, tym sposobem dziewczyna została sama, ale za to postanowiła, że dalej będzie się szkolić w magii. Jej marzeniem było stać się znaną czarodziejką i posiadać jakąś magiczną broń, która stałaby się jej atrybutem. Pozostaje do tego jednak długa droga, na której przecież jest dopiero początku.
- Rozumiem - Odezwał się Mark - Jak widzisz, my jesteśmy tu trochę zajęci. Wtedy dziewczyna wpadła na pomysł. - Może wam pomogę?
- Jesteś jeszcze zbyt młoda.
- Ale przyda wam się czarodziej na pokładzie!
- Jesteś dopiero uczennicą, a do tego znasz tylko podstawy.
- Proszę, obiecuję, że będę się dobrze zachowywać! Dajcie mi wyruszyć z wami!
- Wyruszamy w nieznane, skręcimy na północ w połowie drogi do Kyaweg. To zbyt niebezpieczne!
- Więc opuszczacie Ankasth? To jeszcze lepiej! Mark westchnął. Violet nie zdawała sobie sprawy, jak groźna może być ta wyprawa. Co, jeśli dziewczynie coś się stanie? Powinna mieć świadomość, że może nie wrócić, zwłaszcza, że wypłyną tam, gdzie jeszcze nikt z nich nie był. Dla takiej młodej dziewczyny to wielkie zagrożenie, a już napewno jeśli jest nowicjuszką w magii. - Nie idziesz z nami - oświadczył - To moje ostatnie zdanie i w żaden sposób go nie zmienisz. Violet spuściła głowę. Tak bardzo chciała przygody, a kiedy wreszcie nadarza się okazja, nie pozwalają jej wziąć udziału! Już od dawna czekała na taki moment, dlaczego nie może z nimi płynąć? Za młoda? Przecież walczyła tu już z wieloma istotami, wiek nie ma tu nic do rzeczy. Niedoświadczona? Co z tego, douczy się podczas wyprawy. Naprawdę, jeśli tak chcą, to ona nie ustąpi, dopóki nie pozwolą jej płynąć na łodzi.
Demon przyglądał się, jak oboje się kłócą, a gdy przestali przeniósł wzrok na brata. Mark ma trochę racji, nie wiadomo, co ich tam czeka, ani jak tam się wyżywią, o spaniu już nie mówiąc. Jednak widział w dziewczynie determinację i był przekonany, że mimo wszystko poradzi sobie. A nawet jeśli nie, może polegać na nich. Tam tak czy siak będą zdani na siebie, więc co tak naprawdę powstrzymuje Violet od przyłączenia się do nich? - Posłuchaj - zaczął - Może jednak dasz jej szansę? Przecież widać, że ma ogień w sercu, a nawet bez magii jestem pewien, że sobie poradzi. To bystra dziewczyna, zaradna. Na pewno znajdzie wyjście w każdej sytuacji, a jeśli nawet nie, to ma nas - Mówiąc, przenosił wzrok na Violet co jakiś czas, przyglądając się jej. Była kotołakiem, a więc człowiekiem, który może zamieniać się w kota. W niebezpiecznej sytuacji może zmienić formę i po prostu uciec, albo skryć się gdzieś, gdzie źli jej nie dopadną. Mark spojrzał na przyjaciela i cicho westchnął. - Nie dasz mi spokoju - Spytał, na co demon potwierdził kiwnięciem głowy - Pomyślę nad tym - oświadczył. Łódź była trochę spróchniała, należy iść do miasta, by znaleźć odpowiednie części, ustawić ster i tym podobne. Przecież nie popłyną takim wrakiem. Zanim zadecyduje, czy Violet w ogóle wsiądzie na pokład minie kilka dni, a w tym czasie dziewczyna może im pomóc z odbudową łódki. Ba, nie będzie to zwykła łódź - to będzie statek. Statek, którym popłyną w nieznane.Następnego dnia Joel został, by popilnować ich przyszłego środku transportu, a Mark poszedł do miasta. W południe Violet przyszła odwiedzić demona, choć raczej domyślił się, że chciała błagać jego brata, by pozwolił jej również wyruszyć na przygodę. Przyniosła ze sobą trochę ziół i składników. - Nawet jeśli nie pojadę - tłumaczyła - Zawsze przydadzą się wan lecznicze zioła i składnik by przyrządzić jakieś eliksiry. Demon słuchał jej uważnie, kiedy opowiadała o każdej jednej roślinie. Jakie są jej zastosowania, dla kogo jest trująca, a dla kogo nie, kiedy należy żuć, a kiedy używać moździerza i wrzucać do wody. Widać było, że dziewczyna bierze to wszystko na poważnie, chociażby patrząc na jej wiedzę co do roślin. Już przerastała w tym większość ludzi, a zwłaszcza Joela, który w sumie nic o tym nie wiedział.
Po godzinie rudowłosy brat demona w końcu przyszedł, ciągnąc przerzucony przez ramię worek. - No, wydałem większość moich pieniędzy, ale warto było. Spójrzcie tylko! Wysypał na piasek różne części, deski i materiały. Było tego całkiem sporo, chyba oboje jego towarzysze byli zaskoczeni, że zdołał przenieść aż tyle naraz. - No co? Chcieliśmy zrobić statek, prawda? Przecież nie od dzisiaj jestem raczej silny - Odparł, widząc zszokowane twarze przyjaciół. - Mogłem Ci pomóc - Demon westchnął i zaczął przeglądać stertę rzeczy. Violet po prostu przyglądała się z boku, ale powoli Mark i jego brat razem zaczęli wygrzebywać najpotrzebniejsze rzeczy. Deski, młotek, gwoździe i tym podobne. Najpierw trzeba zreperować łódź, ponieważ była w opłakanym stanie. Prawdę mówiąc, odkupili ją od pewnego rybaka, który już jej nie potrzebował. - To raczej nam zajmie tygodnie, miesiące - Joel rzekł, przymierzając się do przybicia pierwszej deski. Mark uśmiechnął się lekko. - Dlatego nie będziemy sami.
- Jak to? Przecież jest nas tylko trójka.
- Zbierzemy ekipę - Mark wziął młotek do ręki - Może skusi się parę rolników. Nie wydałem wszystkiego. Demon popatrzył na niego z wyrzutem. - Czyli po prostu chcesz wynająć siłę roboczą.
- Cóż, tak.
- Nie tak się to załatwia.
- A masz lepszy pomysł bez wykorzystania ludzi?Tu demon już ucichł, więc Mark przybił deskę do łodzi. Oj, długo im to zajmie tak czy siak. Mark jednak był pewien, że kiedy w końcu skończą, będzie to piękne dzieło, a podróż niezwykła. Violet przyniosła im gwoździe i sama przeszukała trochę stertę materiałów. Znalazła jedną czy dwie przydatne rzeczy, może należałoby je odnieść do jej wieży? Przydałoby się do zreperowania magicznego sprzętu. Po chwili jednak odrzuciła tą myśl. Nie warto, przecież czeka ją przygoda! A Mark pewnie będzie chciał wszystkie w jakiś sposób wykorzystać. Wobec tego lepiej się ich słuchać i nie brać niczego dla siebie. Violet nie zmartwiła się tą myślą. Cieszyła ją wizja nieznanego, lądu niezbadanego, nieodkrytych lasów, rzek, gór...Tak, na pewno będzie warto z nimi wyruszyć. Tyle się może stać, a sama myśl o tym ekscytowała dziewczynę. Przygodo, nadchodzimy!