Rozdział II

43 3 0
                                    

Po tym jak opuściłam budynek, czekałam oparta o radiowóz. I chociaż pogrążyłam się w swoich myślach, tak mimo wszystko wiedziałam, że nie mogę stracić czujności. Zdawałam sobie sprawę, że dwójka moich przyjaciół jest tuż za rogiem i w razie jakiegokolwiek wypadku mogę liczyć na ich pomoc, tak nie chciałam ich martwić, ani ponownie wymagać tego, aby któreś z nich mnie chroniło.

Wystarczyło zachować czujność.

Mój wzrok błądził w każdą stronę, rejestrując otaczające mnie otoczenie, jednak nic szczególnego nie przykuło mojej uwagi. Okolica była spokojna, zupełnie jak za czasów kiedy nasza trójką wraz z moim ojcem, wybieraliśmy się do parku, który znajdował się za najbliższym zakrętem. Gdyby nie apokalipsa, zapewne moje nogi same już by mnie tam doprowadziły, jednak teraz z tyłu mojej głowy była świadomość o czyhających na mnie potworach, dlatego mino wszystko pozostałam na miejscu. Przeniosłam jednak swoje spojrzenie na budynek sklepu, wykonany z czerwonej cegły, który przed chwilą opuściłam. Nostalgiczny uśmiech pojawił się na mojej twarzy, kiedy moje spojrzenie natrafiło na neonowy napis, z nazwą sklepu, który zawsze był lekko przekrzywiony, jednak tym razem nie świecił na tyle jasno, że widać go było z drugiego końca miasta. Dzisiaj stracił swoje kolory i blask, był po prostu zwykłym napisem, nazwą sklepu. Pamiętam jak po zabawie w parku, ojciec zabierał nas tu, aby każde z nas wybrało sobie dwie rzeczy, co tylko zechcemy, jedynym naszym warunkiem było niemówienie nic naszym mamom. Takie wyjścia były naszą słodką tajemnicą, o której wiem tylko ja, Jake, Connor i mój ojciec.

- Co się aktualnie znajduje w twojej ślicznej główce? - z melancholijnych myśli, wyrwał mnie głos jednego z braci Davis.

- Nic co twoja tępa główka zrozumie. - odpowiedziałam z przekąsem, rozbawionemu szatynowi, który zachowywał się jakby apokalipsa nigdy się nie miała miejsca.

Był po prostu tym samym beztroskim Connorem Davisem, który  jedocześnie mnie irytował, ale także wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Wielokrotnie to on wyciągał mnie z dołka, rozbawiając swoją gadką i głupimi żartami. To on często przychodził do mnie z pudełkiem lodów i butelką wina, wybierając kolejną tandetną komedię, które tak bardzo uwielbialiśmy.

- Dobra koniec tych przekomarzanek, wchodźcie do auta. - skomentował z uśmiechem, młodszy Davis, któremu znacznie poprawił się humor, od kiedy odzyskał swojego brata.

Odbiłam się od prawej strony auta, sięgając za metalową klamkę policyjnego wozu, kiedy na swojej dłoni poczułam inną znacznie większą i silniejszą.

- Siadasz na tyle, Clarke.

- Wydaje mi się, że coś ci się pomyliło, Davis. - skomentowałam wrednie, próbując zrzucić z siebie dłoń Connora, który nie miał zamiaru cofnąć się chociażby o jeden krok.

Jeszcze chwilę posyłaliśmy sobie nieprzychylne spojrzenia, kiedy przerwał nam głos, młodszego z braci, który niecierpliwił się naszym opóźnianiem wyjazdu.

- Jest pieprzona apokalipsa, a wy kłócicie się o miejsce z przodu?

- Tak.
- Nie.

Odpowiedzieliśmy jednocześnie, jednak nasze odpowiedzi były sprzeczne. W momencie kiedy chłopak nic nie robił sobie ze słów Jake'a, tak mnie zrobiło się od razu głupio. Zamierzałam już odpuścić i zwyczajnie usiąść na tyle, ale wtedy blondyn wypuścił nerwowo powietrze.

- To mój samochód. Connor, siadaj na tyle. - powiedział, na co szatyn spojrzał na niego nieprzychylnie, a ja uśmiechnęłam się triumfalnie, po czym zajęłam swoje honorowe miejsce z przodu auta.

Z delikatnym uśmiechem na twarzy otworzyłam schowek po stornie pasażera, a na podłogę spadło kilka płyt. Podniosłam kilka z nich, po czym zaczęłam przeglądać ich tytuły. Zdawałam sobie sprawę, że w dłoniach trzymałam płyty ulubionych zespołów i wykonawców mojego blondwłosego przyjaciela. Wybrałam jeden dysk, po czym włożyłam go do radia, a już po chwili w aucie rozbrzmiewała cicha piosenka Jamiego N Commons „Lead me home".

Hell is waiting for us - Daryl Dixon | ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz