Chwyciła mnie faza na huncwotów, w tym oczywiście na uwielbianego wolfstara. To moje pierwsze podejście do tego shipu, więc nie wiem jak wyszło, ale tak świeżo po napisaniu to nawet zadowolenie mnie ogarnęło, tym bardziej, że to też pierwsze moje *coś* po kilku miesiącach przerwy od pisania (znowu). Siedzę sobie teraz głównie w młodych huncwotach, za czasów ich szkoły, ale przyszedł do mnie taki koncept na trochę słodyczy z naszymi starymi, gdy faktycznie są już starymi.
No i oto i jest, miłego czytania! Chętnie się dowiem czy Wam leży mój wolfstar i czy potencjalnie jest zainteresowanie na coś więcej z tą parką/z tego fandomu :)
-----⋆。°✩----⋆。°✩-----⋆。°✩-----⋆。°✩-----⋆。°✩-----⋆。°✩-----⋆。°✩-----
Ogień skrzypiał w kominku, gdy Remus leniwie przerzucał kartki książki. Tańczące płomienie, wijące się po ciemniejących kawałkach drewna i drobna lampka w kącie pokoju były jedynymi źródłami światła, ale nie powstrzymywało to Lupina przed uważnym śledzeniem liter. Siedział w wygodnym fotelu, tuż koło kominka, podpierając się o podłokietnik, a dłonią podtrzymując brodę. Nogę miał założoną na nogę i wyglądał, jakby zastygł w tej pozycji już jakiś czas temu, nie myśląc nawet, aby ją zmienić. Zapewne za jakiś czas jego plecy pożałują tej decyzji, jednak w tej chwili nawet o tym nie myślał. Gdy czytał czuł się, jakby książka go pochłaniała. Można by powiedzieć, że było w tym coś magicznego, ale cóż nie było magiczne w życiu Remusa Lupina? Sądził jednak, że jest to odpowiednie słowo i w czytaniu kryła się pewna magia. Może inna niż ta, z którą obcował na co dzień, ale była obecna między tymi czarnymi literkami wypisanymi równo na stronnicach.
– Na brodę Merlina, przysięgam, że rok i będziesz ślepy.
Jego spokój został przerwany przez znajomy głosy. Syriusz wszedł, nie – Syriusz pojawił się nagle w pomieszczeniu. Przynajmniej zdaniem Remusa, który był tak pochłonięty lekturą, że gdyby Black się nie odezwał to zapewne wciąż nie byłby świadomy jego obecności. Zresztą było coś takiego w Syriuszu co sprawiało, że określenie wszedł to było za mało. On jakby dumnie wstępował; coś w jego chodzie i całej mowie ciała było pełne godności i majestatyczne. Drobny i mający tyle gracji, że Lupin skłamałby, mówiąc, że nie lubi mu się przyglądać. A to łechtało – i tak już duże – ego Syriusza. Zawsze wiedział, kiedy Remus go obserwuje. Czasami to komentował, nie mogąc się powstrzymać i szczycąc się tym z nieukrywaną satysfakcją. Innym razem pozostawiał bez słowa, ale drobny uśmieszek krążył na jego wargach, nie pozostawiając złudzeń. Taki to właśnie był ten jego Syriusz.
Tym razem Lupin nie obserwował go od początku, bo dopiero co uświadomił sobie jego obecność (karygodne, mógłby rzec Black). Wyrwany nagle ze świata myśli i słów, uniósł wzrok na swojego drogiego przyjaciela*. Uśmiechnął się lekko.
– Myślę, że mój wilczy wzrok mnie przed tym uchroni – odparł łagodnie, składając książkę, ale palec wskazujący wsunął między strony, by nie zgubić miejsca, na którym skończył.
Kochał książki, ale nigdy nie miał przy sobie właściwiej zakładki. W ten sposób musiał zaznaczać strony tym, co miał akurat pod ręką (lub – właśnie ręką). Czasami były to papierki (głównie po cukierkach, które lubił podjadać w trakcie czytania albo sreberka po czekoladzie, oczywiście, gdy już się upewnił, że nie są od niej brudne), jakieś świstki, które zawsze skądś się brały, mimo, że nikt nigdy nie wiedział skąd, pióra, czy jakieś drobiazgi, które akurat miał w kieszeniach (a umiał mieć naprawdę dużo dziwnych małych przedmiocików pochowanych po spodniach, marynarkach czy szatach; Syriusz nigdy nie umiał zrozumieć skąd Remus to bierze, a tym bardziej po co mu to).
– Ah no tak. Człowiek okazuje troskę, a ty co... – Black przewrócił oczami. Szczerze nie interesowało go, czy faktycznie wilkołacza część Lupina zapewnia mu niestarzejący się, wyostrzony wzrok do końca życia. Musiał przecież pokazać, że jest troskliwym mężem i trochę go zbesztać.
– Ależ oczywiście, oczywiście. Doceniam. – Uśmiech Remusa trochę się poszerzył.
– Wcale nie doceniasz. Naśmiewasz się ze mnie – Syriusz prychnął.
– Ja? Jakbym śmiał? – Przybrał głos niewiniątka, co w połączeniu z jego naturalnie łagodnym tonem mogłoby zwieść, ale Black znał go za długo, aby się na to nabrać. Do tego Lupina zdradzał ten drobny uśmiech grający na jego wargach i zmarszczki w kącikach oczy, uwydatniające się, gdy coś go rozbawiło.
– Jesteś okropny. Tyle lat, a ty się ze mnie nabijasz. – Ostentacyjnie przyłożył dłoń do czoła, przymykając powieki.
– Tyle lat, a ty dalej jesteś królową dramatu...
Syriusz otworzył oczy, znowu prychając z oburzeniem (nieco udawanym, doskonale wiedział, że jest mistrzem robienia scenek, po prostu nie mógł się powstrzymać). To tylko jeszcze bardziej rozbawiło Remusa, który zaśmiał się lekko. Łapa mógłby dalej się na niego gniewać – udawać, że się gniewa – gdyby nie to, że śmiech Lupina był jego słabym punktem. No, może i cały Remus był jego słabym punktem... Ale ta łagodność i czystość tego radosnego dźwięku miała w sobie coś takiego, że Syriusz czuł delikatne ciepło w klatce piersiowej. Tak, jakby znowu miał 15 lat i czuł, że zakochuje się w nim po raz pierwszy.
Każdego dnia czuł, jakby zakochiwał się w Remusie Lupinie na nowo. I nic piękniejszego nie mógł sobie wymarzyć.
– Jesteś okrutny. Chciałem ci zrobić niespodziankę, a ty się ze mnie śmiejesz. I to na głos! Wprost! – Pokręcił głową. – Chyba na nią nie zasługujesz...
Lunatyk przekrzywił głowę z zainteresowaniem.
– Masz szczęście, że jestem wspaniałomyślny i nie chowam urazy. No, może i czasami chowam, ale ty masz fory. – Podszedł do mężczyzny na fotelu i wyciągnął do niego dłoń, w której przez cały ten czas trzymał filiżankę z parującą zawartością.
Do nozdrzy Remusa teraz jeszcze wyraźniej dotarł zapach. Miał bardzo dobry węch, oczywiście, więc gdyby nie był tak zajęty czytaniem, a potem przekomarzaniem się z Syriuszem od razu zwróciłby uwagę na charakterystyczną woń. Uśmiechnął się szeroko.
– Już nie będę narzekał.
Wyglądał trochę jak małe dziecko, któremu mama daje wymarzony upominek, więc to w chwili euforii obiecuje już nigdy nie krzyczeć i zawsze sprzątać swoje zabawki. Odebrał od Blacka filiżankę z gorącą czekoladą, a ten pokręcił głową. Podobno mugole mają takie przysłowie – przez żołądek do serca. Może wcale nie są aż tacy głupi, ci mugole, bo Syriusz mógł przysiąść, że w tym przypadku te słowa jak najbardziej się sprawdzały. Pod warunkiem, że chodziło o słodycze.
– No, mam nadzieję. – Przysiadł na podłokietniku fotela, patrząc jak Remus bierze pierwszy łyk napoju. – A jakieś dziękuję...?
– Oh, oczywiście, że dziękuję, Siri. – Remus uniósł na niego wzrok, uśmiechając się, a ten uśmiech tak naprawdę był wystarczającym podziękowaniem.
Przez to, że Black siedział nieco wyżej, mimo różnicy wzrostu ich twarze znajdowały się na podobnej wysokości. Lupin wykorzystał ten fakt i przysunął się, cmokając go krótko w usta. Wiedział, że to wywoła zadowolenie Syriusza.
I miał rację.
– Smakujesz jak czekolada – stwierdził po chwili, gdy usta Remusa odsunęły się od jego własnych.
– To raczej dobrze.
– To idealnie. – Syriusz uśmiechnął się szeroko, z zawadiackim błyskiem w oku i pocałował go znowu. – Lubię to.
Czekolada chyba będzie musiała poczekać.
-----⋆。°✩----⋆。°✩-----⋆。°✩-----⋆。°✩-----⋆。°✩-----⋆。°✩-----⋆。°✩-----
*and they were roommates
CZYTASZ
Smak czekolady || Wolfstar || Harry Potter
FanficSyriusz Black każdego dnia czuł, jakby zakochiwał się w Remusie Lupinie na nowo. I nic piękniejszego nie mógł sobie wymarzyć.