CHEMIA JEST DO DUPY

657 32 65
                                    

Powiedzieć, że Biedronka i Czarny Kot w swoim związku żyli jak w raju, to zdecydowanie spore niedopowiedzenie. Gdyby ta dwójka dostała wybór pomiędzy oddzielnym trafieniem do nieba, a wspólnym smażeniem się w piekle, bez zawachania wybrałaby to drugie. Tak już po prostu jest, gdy spotkają się dwie bratnie dusze. Dwie raz połączone połówki, które pasują do siebie idealnie, nie chcą się rozłączyć.

Spędzali ze sobą maksymalnie tyle czasu ile się dało. Blondyn, jak to on, non-stop flirtował z dziewczyną, próbując być zabawnym, zaś ona jak zawsze zgrabnie odbijała pałeczkę. Różnica pomiędzy ich relacją wtedy, a kiedyś była jedynie taka, ża granatowowłosa czasem raczyła przystać na jakiś pocałunek, czy wymyślną randkę.

Paryska bohaterka jako osoba niezbyt wylewna nie przypominała ukochanemu o swoim uczuciu. Wystarczyło, że powiedziała to już raz i on wiedział.

Po kilku tak cudownie spędzonych tygodniach Adrien zaczął czuć niedosyt. Dobijało go to, iż widział swoją dziewczynę codziennie na zajęciach w szkole, a nawet nie mógł podejść i jej pocałować. Ona nawet nie miała pojęcia, iż byli tak blisko siebie...

– Hej, Marinette – przywitał się, zajmując miejsce w ławce obok fiołkowookiej.

– Alya i Nino chcą się pomigdalić za teczką – mruknęła znudzona. – To już trzeci raz w tym tygodniu.

Cóż, blondyn też by tak chciał, ale ze swoją Kropeczką to mógł co najwyżej pocałować się na dachu jakiegoś budynku.

Przez resztę lekcji przyglądał się Dupain-Cheng. Doszukiwanie się detali w jej twarzy, gdy nie nosiła maski, to chyba jego nowe hobby. Chłonął wzrokiem jej uroczą grzywkę opadającą na czoło, niesamowicie piękne tęczówki, malinowe usta i...

– Panie Agreste! – Mendelejev sprawiła, że rombnął ponownie o ziemię. Głowa a chmurach na lekcjach z nią to niemałe ryzyko. – Ja wiem, że podoba ci się twoja koleżanka, ale na randki jest czas po lekcjach.

– Co? Nie! Ja tylko... – próbował się tłumaczyć, zaś jego zakochani przyjaciele w ławce przed nimi wybuchnęli głupkowatym śmiechem.

– Jeśli tak potrzebujecie więcej czasu razem, to ja wam go załatwię – mruknęła stara zoł... pani nauczycielka, znaczy się. – Na jutro macie mi przygotować prezentację o alkenach.

– Ale ja mam plany! – zawołali równocześnie, myśląc o patrolu.

– Zgadzam się. Waszym planem jest robienie projektu.

Załamani niesprawiedliwością ze strony pani od chemii, wyszli razem z klasy. Zielonooki słuchał wciąż, jak jego dziewczyna wyzywała kobietę, używzjąc coraz to ciekawszych epitetów.

– A tak właściwie to co miałaś dzisiaj robić? – zagadnął od niechcenia, udając, iż wcale nie wie. – No wiesz, zanim ta raszpla nie zafundowała nam siedzenia nad projektem.

– Miałam mieć randkę z chłopakiem – wyznała tak bezpośrednio, że blondyn omal się nie udusił tlenem. Obstawiał raczej jakąś bardziej wykrętną odpowiedź.

Musiał jakoś wytłumaczyć swoje zdziwienie, więc...

– Masz chłopaka?

– Eee... No tak – odparła, modląc się o to, żeby jej były ukochany nie drążył tematu.

A tamten debil postanowił to wykorzystać.

– Znam go?

– Tak – odparła bez namysłu. – A w sumie to nie. Nie wiem sama... Może.

– A to kto to? – dopytywał dalej, doprowadzając Marinette do szewskiej pasji.

– Taki ktoś. Nieważne – odpowiedziała wymijająco, a następnie szybko się ulotniła, wolając jeszcze przez ramię. – U mnie o szesnastej!

***

– Chemia jest do dupy – jęknęła, opadając plecami na podłogę, na co Agreste zareagował śmiechem.

Siedzieli nad tamtą prezentacją już od prawie czterech godzin, główkójąc, jak dokonać niemożliwego – zadowolić Mendelejev.

Przy okazji zielonooki zdążył przelustrować wzrokiem pokój ukochanej. Miał ochotę się uśmiechnąć, jak zobaczył różę od siebie w szklance wody na szafce nocnej.

W tamtym momencie chciał zaryzykować i wyznać jej prawdę.

– Marinette – zagadnął. – A może tak odpoczniemy i oczyścimy głowę?

– Mhm, czemu nie? – ziewnęła.

– Wiesz co mnie zawsze zastanawiało – zaczął. – Jak to jest z tymi superbohaterami. No bo oni mają jakieś  tam hasełko, żeby aktywować moce pewnie, no nie? I jak tego Czarnego Kota się nasłuchałem nie raz, tak to Biedronki ciągle mnie zastanawia...

– Ja tam nie wiem – odpadła od razu fiołkowooka.

– Może tak samo jak u jego tylko w owadziej wersji? – celowo zastanawiał się na głos. – Może... wysuwaj kropki?

– To brzmi idiotycznie.

– Rozwiń skrzydła? Zjadaj sałatę?

– Nie – Dupain-Cheng już ledwo powstrzymywała śmiech, nie wyczuwając płapki chłopaka.

– Wygoń ślimaki? Stonkuj? Wysuń czułki?

– Kreatywnie, nie powiem, że nie, ale chyba to brzmi inaczej – wydusiła z siebie rozbawiona dziewczyna. Zapominając o konsekwencjach, chciała to powiedzieć dla świętego spokoju. – Powinno być chyba... kropkuj.

Ależ to była nieprzemyślana wypowiedź. Już po chwili biedna Marinette zrozumiała jaką gafę popełniła, a na jej ciele pojawił się bohaterski kostium. Adrien, choć lekko zamurowany ostatecznym dowodem na to, co i tak już wiedział, nie mógł ukryć rozbawienia pomyłką ukochanej. Nie unknęło to jej uwadze.

– Ty... – od razu wyczuła podstęp. No tak, Agreste coś podejrzewał. To by wszystko wyjaśniało. – Ty zasrany idioto!

Zielonooki chciał dokończyć swój nikczemny plan, więc nic nie robiąc sobie z obelg, zbliżył się do dziewczyny. Już miał zacząć swoje wyznanie od pocałunku, ale...

W zamian za to dostał z liścia. I to tak mocno, że odrzuciło jego twarz na bok.

– Wyjdź z mojego domu – zażądała. – Nie mogę na ciebie patrzeć.

Pogarda w głosie dziewczyny tak go zabolała, że aż zaniechał dalszych prób wyjawiania torzsamości.

Chyba lepiej, żeby nie wiedziała – pomyślał, opuszczając piekarnię.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

PAM PAM PAAAAAM

ADRIEN WYKORZYSTAL JUŻ MÓZG, KTÓRY OTRZYMAL NA POCZĄTKU FF NIESTETY

ZBIERAMH KASE NA NOWY

POZDRAWIAM,
ŹDZISŁAW

Are You My Lady? ~ Miraculous Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz