Wstęp

74 8 0
                                    

Czerwcowe popołudnie... Mała, piętrowa chatka na skraju średniej wielkości stawu. Słońce, mimo że zeszło już z zenitu, grzało okolicę tak, jakby jego zenit jeszcze się nie skończył. W altance nieopodal brzegu stawu siedziała sobie pewna para. Mężczyzna, który miał tak wiele imion, że mało kto w ogóle wierzy, że zna "to prawdziwe" oraz, tuż obok, jego partnerka. Jej imię nie sprawia zaś tylu problemów. Nazywa się Julia. Co do mężczyzny... Jego najłatwiej (oraz chyba najlepiej) określić imieniem "Autor". Dlaczego? Najbardziej optymalnym wyjaśnieniem będzie powiedzenie wprost: gość swoje przeżył, stron pamiętników, jakie spisał, nie idzie zliczyć... Poza tym przeżył tyle przez kilkanaście lat roboty w "specyficznej firmie", co niejeden przez całe swoje życie.

Teraz udał się na dobrowolną (za stanowczą namową Julii) na swego rodzaju "emeryturę". Wspomniany wypoczynek trwa już od około 5 lat, niestety Julia przez ten czas nie zdążyła się jeszcze napatrzeć na swojego towarzysza. Nie mogła, choć ponad wszystko tego pragnęła. Chciała nadrobić, jak ona określa, stracone lata, a były to czasy, kiedy ona dla Autora była jedynie dobrą kumpelą. Ze względu na jego specyficzny tryb życia trzymana była ona, przez jego obowiązki na bardzo spory dystans, boleśnie dla niej spory. Teraz... mogłaby się chamsko na niego gapić godzinami nic nie jedząc, ani nic nie pijąc... On pozostał dla niej, tylko on i to, co do niego czuła. Gdy zaczynał o czymś opowiadać, kto jak kto, ale umiał w opowiadania, Julia praktycznie się rozpływała... obojętne dla niej było czy byli sami, czy wśród jakiegoś towarzystwa. Jej świat na czas jego opowiadania jeszcze bardziej stanowił on, nie żeby na co dzień tak nie było. Autor... co do joty to odwzajemniał. Niewiedza w jego głowie pojawiała się wtedy, gdy próbował znaleźć odpowiedź na to, jak bardzo ją kochał. Gdy przychodziło do niego drugie pytanie, czuł wewnętrzną złość na siebie. Oczy wtedy smutniały, zęby same się zaciskały... serce zaś niemiłosiernie bolało. Nie umiał racjonalnie wytłumaczyć sobie przed sobą, jakim cudem śmiał on trzymać biedną Julię na takim dystansie od siebie. Trzecie pytanie przyprawiało o dreszcze, tak wielki wstyd go ogarniał. Jak bardzo dawniej musiał być ślepy na nią, na jej uczucie.

Powoli dopalał mu się tytoń w jego fajce. Planował go dokończyć i oddać się kontemplacji chwili ciszy i spokoju u boku Julii. 
- Opowiedz mi jeszcze coś, proszę - Przerwała błogą ciszę
Mówiąc to, przybrała pozę zafascynowanej, małej dziewczynki, która z niecierpliwością czeka na kolejną "legendę z życia swojego dziadka". Autor widząc to, (co prawda nie pierwszy już raz) nie mógł się powstrzymać od obdarowania ukochanej swym ciepłym spojrzeniem. Kobiecie, krótko mówiąc, to nie wystarczyło
- Kochanie, już dwa razy Ci dziś...
- Opowiedz i trzeci! - Wtrąciła się 
- ... Opowiadałem, nie chciałbym zmęczyć Cię moją gadaniną - Dokończył przerwaną myśl z przekąsem
- Ale wiesz, że ja to uwielbiam! - Położyła głowę na jego barku, bacznie go obserwując 
- Opowiem Ci jutro kochana, obiecuję - Powiedział, delikatnie głaskając ją po głowie
- A poza tym... - Szykowała się riposta - To sam mówiłeś, że "nigdy nie można być pewnym jutra"- Dodała na swoją obronę
- Wtedy... - Znów nie mógł dokończyć
- Wtedy, czy teraz... Jakie to na znaczenie?
- A teraz, to ja Cię mogę za uszy trzepnąć - Powiedział mierzwiąc jej fryzurę
Julia na głowie nie miała już od dawna jakichś "przesadnych ekscesów", od kiedy nie musiała się martwić o życie Autora, kiedy po prostu był spokój, zwykły warkocz jej w zupełności wystarczał.
-Inni opowiadają takie nudne rzeczy, zachwycają się kompletnymi trywiałami! - Powiedziała, aż na zbyt pewna siebie - Dlatego to właśnie z Tobą chcę spędzać czas
Jak by nie patrzeć, miała rację. "Normalni" ludzie zachwycają się w, porównaniu do nich dosłownie, bzdetami: kupnem samochodu, udanymi wakacjami, dobrymi promocjami na kawę w sklepie... Autor, by nie opowiadać jej zbyt dużo, chciałby się z tym nie zgodzić. Jednakże co on mógł, pod tym względem, nie dało się z nią wygrać.

Patrząc na ich dwoje z perspektywy osób trzecich, można by odnieść wrażenie, że jedyne historie, jakie mógłby opowiedzieć Autor, to historie z liceum, jakie niedawno ukończył. Ich uczucie, na pierwszy rzut oka wydaje się sławetną "pierwszą miłością" mniej więcej z tego właśnie okresu. Swoiste, bardzo bolesne i wymowne, zderzenie z rzeczywistością następuje w momencie gdy okaże się, że niedawno Julia obchodziła swoje półwiecze. Autor zaś, miał już za sobą 55 wiosen. Nie zmienia to faktu, że wszyscy, którzy ich znali, wręcz nie dowierzali, że "można tak" bez żadnego ślubu, bądź tego typu innych formalności. Sami zainteresowani wspólnie wprost stwierdzili, że prawdziwa miłość nie potrzebuje specjalnych kwitów czy wesela na kilkaset osób... Po prostu potrzebuje wzajemności w obojgu kochanków. Na brak jej, nie mogli narzekać. 

Po niedługiej chwili zastanowienia, Autor nie miał już jakichkolwiek argumentów pozwalających mu zaprzestać opowiadania historii. Mimo to nie rozumiał, co może być w nich takiego dla niej "fascynującego".
- Przecież wiesz, że to nie "baśnie z morałem: nie kłam, bo urośnie Ci nos"... To zlepek słów, zdań, wściekłych wykrzykników i smutnych pytajników. To opowieści, które niejednego wpędziłyby w osłupienie, a nawet w obrzydzenie - Powiedział, nie żeby ostrzec, Julii nie dało się odciągnąć od słuchania tego typu opowiastek. Raczej skierował do niej pytanie wynikające z niezrozumienia fenomenu jej zasłuchiwania się w to, co mówił oraz dziecięcego wręcz oczekiwania na więcej - To nie są fikcje wyssane z palca czy wyciągnięte z rękawa... to jedno wielkie cierpienie i jeszcze większe niezrozumienie - Dodał po chwili
- Wiesz, czego ja tak na prawdę pragnę... - powiedziała patrząc się w kierunku jego oczu, jego wzrok zaś, był skierowany daleko na wprost.
Autor pogrążył się w zamyśleniu. 
- Pragnę... Ciebie! - Dopowiedziała widząc, że zadumany nie odpowie jej na wcześniejsze - Chcę w tych historiach Ciebie! Chcę być z tym człowiekiem, jaki widnieje realnie w tym, co opowiadasz ze swojej przeszłości. Pragnę być z człowiekiem, jakim dokładnie jesteś... nie z jakim chcesz być - Mówiąc to, przytuliła się do niego mocniej - Chcę patrzeć na człowieka, którego poznałam, którego pokochałam. Gdybyś miał znów wyjść do świata i udawać kogoś, kim nie jesteś, nawet dla "świętego spokoju"... Za nic nie chciałabym na to patrzeć! Tylko bym czekała z dala od tej maski dopóty, dopóki nie wrócisz Ty... Prawdziwy Ty!

Autor poczuł jak łzy napływają mu do oczu, ma świadomość, że nie ma co się chwalić tym, co robił za nim otworzył oczy i zobaczył, jak przy Julii bije jego serce. Jednakże... czy miał wybór? Nie uważał, jak ona, by tego typu, "terapia" działała, co więcej, wywoływała jakiś "pozytywny" efekt. Wręcz przeciwnie. Gdy tylko odwrócił swój wzrok i popatrzył w jej oczy... Zaprzestał jakiejkolwiek dalszej argumentacji na swoją korzyść.
- To o czym chcesz posłuchać? 
- Naturalnie, że o Tobie! - Odpowiedziała już w połowie jego pytania, retorycznego pytania
- Odpada... - Skwitował jasno
- To może... - Szukała innej możliwości by usłyszeć o swym ukochanym - To może o tym Specjaliście, o którym już mi wspominałeś?
Julia zauważyła, że Autor posmutniał. Nie do końca rozumiała, dlaczego zawsze reagował gdy pytała o tego konkretnego Specjalistę, wiedziała przecież, że było ich dość sporo. Autor znał przecież ich większość, tym bardziej nie mogła się doczekać by usłyszeć o nim, czuła że jej kochany będzie miał jakieś ważne miejsce w jego historii... i w końcu o nim usłyszy.
- Dlaczego zawsze tak reagujesz, jak akurat jego mam na myśli? - Zapytała się troskliwie
- No bo... -  Autor próbował sklecić na poczekaniu jakąś wymówkę, ale wycofał się z tego pomysłu w porę. Julia strasznie się oburzała na niego, gdy próbował coś kręcić i wymigiwać się
- Po prostu, trudno cokolwiek mi się o nim wspomina - zasięgnął w końcu języka w gębie by powiedzieć prawdę - Bo jego... Jego, z osób które znałem... Chyba najbardziej mi szkoda...

Autor po chwili jednak wyprostował się, był to dla niej jasny znak, że rozpocznie się opowiadanie. Julia natychmiast chwyciła za krzesło i usiadła centralnie za przeciwko niego. Nie miała o co oprzeć łokci, by podeprzeć głowy, więc przesunęła stolik, który był nie opodal. Nie minęła minuta, a słuchaczka była w pełni gotowa na kolejną "legendę".
- A więc... -  Autor przyjął pozę "rasowego retora" - A więc opowiem Ci znów o pewnym Specjaliście o imieniu "Jan"...

Specjalista. Wezwanie zza grobuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz