Rozdział II. Zderzenie

14 5 0
                                    


Po wizycie Anity, pomimo długiego przekonywania swojego Kompana, Jan powierzył mu dokończenie roboty oraz całą swoją działkę. Przewodnik, a w zasadzie to Waldemar, miał już swego rodzaju "ułożone życie", zaczynając od wykupionego domu, psa rasy husky, zaś na narzeczonej w ciąży kończąc. Ani ona, ani pies nie wiedzieli nic o Cechu, nie wiedzieli też nic o Waldemarze. Jan jedynie polecił mu żyć zdrowo i zbytnio się nie "narażać". Cóż innego może życzyć Specjalista innemu Specjaliście? W zasadzie to może, jednakże była by to niewątpliwie tak zwana "sztuka dla sztuki". Kompan zaś ze łzami w oczach, świadomy potencjalnej powagi sytuacji, zadeklarował się, że jeśli tylko będzie potrzebny, natychmiast się zjawi. Nie ma nic lepszego dla jednego czy drugiego, nie ma nic lepszego ogólnie dla człowieka, niż pewność, że jakaś inna osoba jest gotowa stanąć do walki o twojego boku, byś samotny nie walczył w boju, aż do samej wygranej... albo do końca... 

Opuszczający, krótko mówiąc, nie planował skorzystać z tej sposobności. No cóż, Ludzie IV Pokolenia lubili działać w niewielkich watahach, najczęściej jednak jak ten samotny wilk. Tak właśnie było i w tym przypadku. Jan, po spakowaniu swoich gratów, zaniósł je do swojego samochodu. Był nim ciemno-niebieski Golf, nierzadko przez niego samego nazywany "błękitną strzałą". Specjaliści rozumieli, że aby być niedostrzegalnym w tłumie zwykłych zjadaczy chleba, trzeba poruszać się za pomocą nierzucającego się w oczy środka lokomocji. Ferrari, Porsche czy Aston Martin lub inne tego typu "maszyny śmierci", mimo że piękne i porywające... nie nadawały się na auta dla ludzi chcących pozostać w cieniu. Były zbyt charakterystyczne. Gdy tylko wsiadł do auta, na desce rozdzielczej klasyczny, cyfrowy zegar wyświetlał niedawno miniętą dwudziestą pierwszą. Rzeczy ledwo mieściły się w bagażniku. Można by wnioskować, że pewnie brał on ich na zlecenie bardzo dużo. Otóż "nic bardziej mylnego". Była to niewielka torba podróżna z rzeczami oraz nieduży daypack z resztą bibelotów. Pod względem tak niewielkiego bagażu, takiego przygotowania, po "Starych, Dobrych Czasach", wydawać by się mogło, iż przeobraził się wręcz w minimalistę. W stosunku do czasów świetności Cechu, zmienił się nie do poznania. Dawniej on, podobnie jak inni Specjaliści, w swoich autach lub metach, czy składzikach mieli wręcz tony różnego rodzaju i stylu rzeczy lub pełnych i gotowych kompletów ubrań. Zabiegi te nieziemsko utrudniały identyfikację oraz tak cenne dla potencjalnego wroga, profilowanie psychologiczne. Na prawdę, wiele ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wiele można odgadnąć na podstawie tego, jaki styl ubioru ma dana osoba. Ubrania to jedno, drugą stroną medalu jest samopoczucie, albowiem z kilometra widać, że ktoś czuje się nieswojo w danej kreacji. Na zleceniach różnych wywiadów, wbrew pozorom, pracuje cała chmara ekspertów od mody i tego typu dziwacznych rzeczy. Większość z nich notabene pewnie nawet o tym nie wie... 

Jan po odpaleniu silnika poczekał dodatkowe 30 sekund, podczas których, jednostka napędowa pracowała sobie spokojnie na biegu jałowym. Ten "wesoło klekotający" diesel potrzebował złapać temperaturę roboczą, po której mógł rozpocząć pracę na właściwym obciążeniu. Gdy tylko nim ruszył, poczuł jakby cofnął się w czasie. Zamiast ciemnego środka nocy podczas późnego listopada, zdawało mu się jakby był właśnie środek przyjemnie ciepłego lata, zachód słońca. Pomarańczowo-różowe niebo, ciemnożółte słońce powoli kierujące się ku horyzontowi. Idealnie prosta droga do przodu. W kabriolecie, w którym jechał, klimat obserwowanego przez niego zjawiska zapierał mu dech w piersiach. Specjalnie nie jechał szybciej, niż ograniczenie do 70 km/h, tylko po to, by móc delektować oczy i serce pięknem, którego doświadczał. Przed nim roztaczało się niewielkie, łagodne wzgórze. Wokoło niego rozciągały się malownicze łąki oraz pola ze średniej wielkości krzewami. Jan, mimo to odczuwał pewien brak. Wszystko było piękne, brakowało obok jednak Janiny... Janiny... Janiny!!!

Strzał! Szok! Uderzenie głową o kierownicę... Zachód słońca nagle zamienił się w ciemność przerywaną przez małą lampkę w kabinie. Przebłyski świadomości... Umysł próbujący złapać orientację w sytuacji. Wszelkie próby ogarnięcia się i stwierdzenia, co się właściwie stało, skutecznie utrudniają przymrużone z bólu powieki. Właściwie to są one z całej siły zaciśnięte. Do takiego stanu rzeczy zostały one zmuszone przez pulsujący ból czoła poszkodowanego. Dopóki nie otworzy oczu, nie dowie się, w jakim jest stanie. Ewidentnie taki argument miał przed nim samym, odpowiednio wielką siłę retoryczną. Rozwarcie powiek, było dla niego swoistym przeskokiem w percepcji, Jan uświadczył widok, który całkiem pozytywnie go zaskoczył. Sam on, w jednym kawałku, środek auta wygląda na "niezmasakrowany". Otworzenie drzwi kierowcy przyszło mu bez większych komplikacji. Nie pozbawioną kompletnie sensu jest opowiastka, że tego typu auta buduje się po to, by na wypadek zderzenia z murem przy prędkości 120 km/h, można było swobodnie wysiąść z samochodu, a na koniec zadzwonić do Taty, że właśnie doszczętnie skasowało mu się auto... W momencie, gdy Jan wygramolił swoje ociężałe i trochę obolałe ciało z wozu, przybiegł Waldemar. Prawie natychmiast usłyszał zaistniałe zdarzenie, brzmiało ono bowiem bardzo groźnie. Co zastał, to wóz, który z niemałą pomocą Jana, władował się do dosyć głębokiego rowu. Rów ten, dawniej pełnił rolę, której domyślało się już kilku architektów, oczywiście ich "wysiłki" spełzły na niczym. Konstrukcja wyglądała na swego rodzaju "cywilną odmianę" sławetnych już szczelin przeciwlotniczych. Z otwartych drzwi już korpusem wydostał się Jan, w aucie zostały mu jeszcze nogi, których nie mógł lub (prędzej) nie chciał wydostać. Po kilku sekundach zwisania ze samochodu, jego nogi odczepiły się od pedału gazu, tym samym wpadł do wody, która stała w rowie. Było jej niewiele, jednakże na tyle, by ten, pogrążony w szoku po kolizji z ziemią, ledwo co się utopił. 

Specjalista. Wezwanie zza grobuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz