Rozdział drugi

14 3 1
                                    

Wilcze wycie rozdarło noc.

Przeraźliwe, złowieszcze wycie, które wdzierało się głęboko do serca. Znałam ten sygnał lepiej, niż jakikolwiek inny. Oznaczał alarm. Ostrzeżenie. Prośbę o pomoc. 

Zerwaliśmy się z miejsc. Poczułam jak cały wypity alkohol nagle wyparował z mojego ciała.  Przerażenie, niczym czarna, gęsta ciecz rozlewało się pod moją skórą. 

Jori pierwszy doszedł do siebie i przemienił się w wilka. Jego ciemne futro najeżyło się na grzbiecie, a szalony warkot wydobył się spomiędzy ostrych kłów. Był gotowy do walki.

- Nie! - Hagan znalazł się przy nim. - Nie waż się odpowiadać, Jori! Nie wiemy kto to! Jeśli to najeźdźcy ze wschodu mamy obowiązek bronić dziewcząt...

Ale Jori nie słuchał. Zarzucił łbem i pognał między drzewa, w kierunku wioski. 

- Idiota! - chłopak zaklął pod nosem. -  Goram, w takim razie ty zostań!

- Nie ma mowy! Tam jest moja rodzina, muszę ich bronić! 

- Ja też! - Alena już biegła do skraju polany. - Sanny, chodź z nami!

Dziewczyna nie wyglądała na przekonaną. Właściwie to chyba nadal była pijana, ale wstała i dołączyła do przyjaciółki. Cała trójka zniknęła w zaroślach.

- Cholera, nie możecie... - Hagan przeczesał włosy palcami, wściekły, że nikt go nie słucha. 

Tarvi objęła moje ramię i wielkimi oczami spojrzała na chłopaka.

- Co teraz zrobimy?

- Wy dwie macie tu zostać, jasne? Nie przeszłyście przemiany, a poza tym nie byłyście szkolone i nie możecie pomóc. Ray, obiecaj, że zostaniesz...

Nie wiedziałam co powiedzieć. Ren i Reza zostali sami w chacie! To była moja wina. Zostawiłam ich! Och, bogowie, błagam, żeby tylko nic im się nie stało...

- Muszę iść, Hagan!  - spojrzałam na niego błagalnie. - Moje rodzeństwo... 

- Nie, Raylena, zostań. Tarvi ty też! Spróbuję zatrzymać pozostałych i dowiedzieć się co się  stało. Czekajcie tu, postaram się wrócić jak najszybciej. Nie zwracajcie na siebie uwagi!

To powiedziawszy ruszył biegiem za resztą. Przemienił się w wilka zanim zniknął nam z oczu. Wiedziałam, że chłopak ma racje i logicznej było tu zostać, ale moje serce krwawiło. Tak bardzo chciałam coś zrobić. Kolejne przeraźliwe wycie rozdarło panującą w lesie cisze, a kolumny jasnoszarego dymy wznosiły się wysoko w granatowe niebo. Byłyśmy zbyt daleko, żeby usłyszeć jakiekolwiek odgłosy walki. Przez kilka minut tkwiłyśmy nieruchomo, patrząc przed siebie i wydychając obłoczki pary. Ognisko niemal już zgasło. Tarvi trzęsła się tak bardzo, że szczękały jej zęby. Przytuliłam przyjaciółkę mocniej.

- Nie martw się. - powiedziałam do niej. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz... - bardziej próbowałam przekonać siebie niż ją. 

- Ray, powinnyśmy tam iść. Powinnyśmy sprawdzić...

- I co zrobimy? - złapałam ją za ramiona. - Nie mamy jeszcze wilczych zmysłów, Tarvi, nie potrafimy walczyć. Pamiętasz co się stało w Wylant?

Kilka miesięcy temu wioska leżąca bliżej granicy została napadnięta. Chaty spalono, a tych którzy nie zgodzili się przejść na stronę wroga brutalnie zabito. Król nie przysłał nawet jednego oddziału, żeby wspomóc ochronę wzdłuż rzeki Sidry. Wilki ginęły dla niego, a on nawet palcem nie kiwnął. Bał się Belliousa. Wszyscy się go bali, ale to wilki płaciły życiem. Były żywą tarczą dla królestwa Delvarii.  

SpętanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz