Miałam przedziwny sen. Unosiłam się w powietrzu, kołysana niczym niemowlę w szerokich ramionach. Było mi ciepło i przyjemnie, a pachniało znajomo - lasem, wiatrem i świeżością. I czymś jeszcze. Czymś czego nie potrafiłam ulokować w swojej pamięci, ale wiedziałam już, że uwielbiam ten zapach.
Pod powiekami widziałam plamy złotego światła. Kiedyś, w innym życiu miałam magiczną lampę. Stała na mojej maleńkiej szafce nocnej. Ojciec kupił ją mamie w dniu, w którym powiedziała mu, że rosnę pod jej sercem. Taka lampa była niezwykle cenna, przypominała o złotych czasach kiedy to czarownice rządziły całym kontynentem. Bellious wybił je, co do jednej. Teraz nikt nas nie bronił przed jego tyranią. Mógł z powodzeniem zabijać i grabić.
Gwałtownie otworzyłam oczy. Bogowie, naprawdę unosiłam się nad ziemią. Ale nie leciałam. Niósł mnie mężczyzna. Zmienny.
To nie sprawiedliwe, że ktoś tak zły był jednocześnie tak fantastycznie wspaniały. Miał piękną, złocistą skórę, włosy srebrzysto-białe, a oczy w zachwycającym odcieniu świeżych, sosnowych igieł. Aż zamrugałam z zaskoczenia. Do tej pory Hagan był dla mnie najprzystojniejszym mężczyzną na całym świecie, ale teraz...
Właśnie, Hagan!
Rozejrzałam się błyskawicznie, oceniając sytuację.
Szliśmy gęsiego, niewielką leśną ścieżką. Gdzieś z przodu, między wilkami i mężczyznami mignęła mi ogniście pomarańczowa chusta Tarvi i jej jasnoblond kędziory. Słońce, sądząc po jego złocistej poświacie musiało dopiero wzejść. Czy może właśnie zachodziło? Nie miałam pewności. Chyba nie mogłam być nieprzytomna, aż tak długo...
- Dzień dobry, wilczku.
Gdybym stała na pewno podskoczyłabym z zaskoczenia. Głos, który zdążyłam już poznać rozległ się tuż nade mną. Wilk, Kort, rzucił mi rozbawione spojrzenie swoich niezwykłych, szmaragdowych oczu. Miałam świadomość, że przyglądam mu się z rozdziawioną buzią, więc czym prędzej zamknęłam usta. Mężczyzna czekał cierpliwie, aż pozbieram się w sobie i przemówię.
Ale... Nie miałam pojęcia co powinnam powiedzieć. Nagle wszystko do mnie wróciło, cała ta groza sytuacji przetoczyła się przez moje ciało niczym błyskawica i grzmot jednocześnie.
- Puść mnie! -warknęłam, przez zaciśnięte zęby. - Natychmiast!
- Dobrze wiesz, że nie mogę tego zrobić.
- Jeśli nie chcesz mieć zniszczonych ubrań, lepiej postaw mnie na ziemi! Teraz!
- Przecież mówię... Ah! - nagle dotarło do niego co mam na myśli.
Nie zawahał się. Kiedy tylko moje stopy dotknęły ziemi opadłam na kolana i zwymiotowałam. Wciąż miałam dłonie związane za plecami, więc musiałam walczyć nie tylko z silnymi torsjami, ale i z utrzymaniem równowagi. Mój żołądek był zupełnie pusty, więc gardło zdzierał mi kwas z żołądka. Nie mogłam powstrzymać napływających do oczu łez.
Kiedy skończyłam moje ciało lepiło się od potu i jedyne o czym marzyłam to zniknąć na zawsze. Zamknąć oczy i już ich nie otworzyć. Nie powinnam żyć. Oszukałam swoje przeznaczenie wychodząc poprzedniej nocy z chaty. Powinnam zginąć razem z rodzeństwem, żywcem spalona, albo rozszarpana przez zmiennych.
Uniosłam umęczony wzrok na stojącego nade mną mężczyznę.
- Możesz mnie zabić. - wychrypiałam zbyt cicho by zwykły człowiek usłyszał, ale wilki po przemianie miały o wiele wrażliwsze zmysły. - Zrób to...teraz.
Kort spoglądał na mnie przez chwilę, nic nie mówiąc. Trudno było określić jego wiek bo zmienni byli długowieczni, ale wyglądał jak ktoś przed trzydziestką. Twarz, choć fantastycznie piękna nosiła w sobie ślady ciężkiego, surowego życia, a oczy zdawały się widzieć zbyt wiele. Pracował dla Belliousa, musiał robić straszne rzeczy. Ale teraz wydawało mi się że dostrzegam jakiś cień współczucia gdzieś w głębi jego niewzruszonego spojrzenia.
CZYTASZ
Spętana
FantasyRaylena, młoda wilczyca obawia się swojej pierwszej przemiany i wejścia w dorosłość. Ale pewnej nocy traci wszystko na czym kiedykolwiek jej zależało i zostaje wciągnięta w odwieczny konflikt dzielący jej świat. Życie nie pozostawia jej wyboru, musi...