Rozdział pierwszy

17 3 1
                                    

Światło magicznej latarni powoli kołysało mnie do snu. Pod powiekami widziałam jej ciepłą, złocistą poświatę i mogłam sobie z powodzeniem wyobrazić słoneczny, letni poranek i kołyszące się na wietrze, soczyście zielone źdźbła traw. Mogłam zobaczyć pokryte strzechą dachy w naszej niewielkiej osadzie i kontrastujące z nimi szmaragdowe igły strzelistych sosen. 

Cóż, to do prawdy szkoda, że mogłam poprzestać jedynie na wyobrażeniach. Zanim zrobi się zupełnie zielono minie jeszcze parę długich tygodni. Wiosna tego roku za nic nie chciała się pospieszyć.  A może to i lepiej? Wraz z wiosną nadejdzie sezon godowy wilków. Znów wszystko stanie do góry nogami. 

 Nienawidziłam tego. Jako zmiennokształtna, która nie przeszła jeszcze swojej pierwszej przemiany byłam bezpieczna. Jeszcze. Nie musiałam się martwić tymi wszystkimi napalonymi samcami, którzy tylko czekali, aby zaspokoić swoje dzikie rządze na wszystkim co się rusza. Oczywiście, można by tu zrzucić winę na instynkt, ale nie zamierzałam nikogo usprawiedliwiać. Przecież wciąż byli w połowie ludźmi. Według mnie te wszystkie zasady obowiązujące wśród wilków były do niczego. A zwłaszcza ta w której tłumaczono nam, przyszłym wilczycom, że siedzenie w domu i rodzenie szczeniaków jest dla naszego dobra...

Stuk!

Poderwałam się gwałtownie. Coś delikatnie uderzyło w moje okno. Spałam w niewielkiej izdebce na piętrze, która miała jedynie maleńki świetlik. Wiatr musiał przywiać jakąś suchą gałązkę...

Stuk!

Cichy dźwięk znów się powtórzył. To nie mogła być gałązka.  Wygrzebałam się spod koca. Jeśli ktoś robił sobie żarty, już ja mu dam popalić. Uchyliłam okno i wyjrzałam na podwórze. 

- No, nareszcie! - dobiegł mnie stłumiony głos. Tarvi - moja najlepsza przyjaciółka stała na dole, w cieniu chaty. Szczerzyła do mnie zęby w szerokim uśmiechu. - Złaź na dół!

- Wiesz, która jest godzina?! - syknęłam do niej. 

Pokręciła głową, aż podskoczyły jej jasne, kędzierzawe włosy. 

- Jesteśmy stworzeniami nocy, Rayleno! Wyłaź, albo tam wejdę i osobiście cię wywlekę. Idziemy się zabawić!

- Tarvi, rozmawiałyśmy o tym! Nie mogę. Ojciec ma wartę, a matka pilnuje szczeniaków Brenny. Nie zostawię Rena i Rezy samych!

- Nic im nie będzie. - przyjaciółka machnęła ręką. - Bliźniaki mają już prawie dziesięć lat! Prześpią całą noc. Nawet nie zauważą, że cię nie było. 

- To nieodpowiedzialne...

- Dajże spokój, Ray! Obiecuje, że szybko wrócimy. Godzina i jesteś z powrotem. Alena zasługuje, żeby uczcić jej pierwszą przemianę. 

- Tak, wiem... - biłam się z myślami. Alena była naszą wspólną koleżanką.  Bardzo przeżywała ostatnie dni, a ja strasznie chciałam dowiedzieć się jak jej poszło. Jakie to uczucie zmieniać postać? Czy to bolało? Czy teraz to wilk kontroluje jej życie...? Sama miałam już niedługo tego doświadczyć, wolałabym wiedzieć czego się spodziewać. - Pół godziny?

- Oczywiście! - Tarvi cała się rozpromieniła. - Zobaczysz, nikt się nawet nie połapie. Zanim się obejrzysz będziemy z powrotem! I wiesz co?  - dziewczyna specjalnie zrobiła pauzę - Hagan też będzie...

Och, Hagan... moja wielka nieodwzajemniona miłość.  Wodziłam za nim oczami już od kilku lat. Był starszy o trzy lata, ale mimo iż przeszedł już przemianę nie znalazł jeszcze stałej partnerki. To dawało mi odrobinę nadziei. Wciąż mogłam marzyć, że zostanę jego towarzyszką. 

- Dobra, zaczekaj tam na mnie. 

W błyskawicznym tempie znalazłam grzebień i przeczesałam swoje ciemne brązowe loki. Moja znoszona, dzienna sukienka musiała wystarczyć bo nie posiadałam innej. Po szybkim namyśle zabrałam również wełnianą chustę. Zgasiłam lampę i na paluszkach zeszłam na dół. W głównej izbie tylko dogasające na palenisku płomienie rzucały cień na dwa niewielkie całka wtulone w siebie. Ren i Reza zawsze zachowywali się jakby wciąż byli połączeni niewidzialną pępowiną i nawet podczas snu potrafili się bezbłędnie odszukać. Oboje jasnowłosi po ojcu, z braku innego miejsca zajmowali szeroką ławę przy stole.

SpętanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz