ANTON

77 7 47
                                    

DZIEŃ PIERWSZY

Blask poranka przeciskał się przez żaluzje, sącząc czerwone światło przez zamknięte, ociężałe powieki.

W końcu się poddałam i otworzyłam oczy.

– Ile ja spałam? – spytałam na głos samej siebie, ziewając przy tym przeciągle.

Po chwili oswoiłam się ze światem jawy i spojrzałam na mały zegar zawieszony na przeciwległej ścianie: wskazywał siódmą rano. Chciałam krzyczeć w ramach protestu wobec losu, ale zamiast tego, jak zwykle bezdźwięcznie i bez przekonania, wstałam pokornie z łózka. Puchate kapcie już na mnie czekały. Wsunęłam obie stopy w miękki materiał i podeszłam do okna. Chwilę to trwało nim zdecydowałam się zwinąć przesłony. Skryty w półcieniu pokój, niczym prywatna forteca, zapewniał poczucie bezpieczeństwa – tu nie mogło mi się nic stać.

Dziś czuję się zaskakująco dobrze, pomyślałam, westchnęłam i pociągnęłam pewnie za sznurek. Poranek uderzył oślepiającym blaskiem. Zasłoniłam oczy rękawem od powyciąganej i za dużej piżamy. Po pierwszym szoku przetarłam oczy i odważyłam się spojrzeć w dal. Wszechobecna mgła pochłaniała wszystko dalej niż kilkadziesiąt metrów od domu.

Tylko ten most: przeprawa nad jeziorem, której koniec znikał w mlecznej zawiesinie. Dziś wydawał mi się szerszy i bardziej odsłonięty.

– Może by tak spróbować...? – pomyślałam na głos. Nagle nabrałam ochoty na odkrywanie świata, na snucie planów w bliżej nieokreślonej przyszłości. Pośpiesznie ściągnęłam piżamę i włożyłam letni T-shirt. Przepełniała mnie radość, ogólne szczęście z istnienia. Obróciłam się w stronę drzwi.

– Anton! – krzyknęłam, gdy wysoki, śniady mężczyzna stanął w progu sypialni. Momentalnie poczułam ucisk w brzuchu, jakby jelita wyznawały zasadę: „Im ciaśniej, tym bezpieczniej".

– Widzę, że jesteś dziś wyjątkowo... – Anton ważył słowa.

– Szczęśliwa? – zaryzykowałam.

– Rozchwiana – sprostował ponętnym, niskim głosem i taksując mnie wzrokiem, podszedł bliżej; serce waliło mi jak oszalałe.

Zaraz zacznie tę swoją gadaninę, pomyślałam.

– Wiesz, że człowiek w twoim stanie nie powinien się włóczyć na zewnątrz... – Zrobił dźwięczną pauzę czekając na potwierdzenie. –Tam jest niebezpiecznie – dodał stanowczo, gdy pojął, że się nie doczeka.

– Ale most... – wyszeptałam, wskazując palcem za siebie i obrzuciłam go błagalnym spojrzeniem. – On jest prawie cały odsłonięty – dodałam drżącym głosem. Czułam, jak pot skapuje mi po plecach.

– Taaak? – zdziwił się Anton. – Chodź, zobaczymy razem – skinął głową w stronę okna, objął mnie delikatnie i podeszliśmy do uchylonych skrzydeł. Teraz mgła niemal wpadała do sypialni. W zawiesinie odcinały się jedynie ledwie widoczne kształty kilku rzędów dachówek, tuż przed nami.

– Widzisz – wyszeptał mi do ucha i zasłonił żaluzję. Spuściłam głowę na znak żałoby po kolejnym straconym dniu i złudnej nadziei w nim pokładanej.

DZIEŃ DRUGI

Tym razem udało mi się zejść na parter mojego piętrowego domu. Przez przeszklone patio widziałam łąkę, kuszącą do wyjścia soczystą, wiosenną zielenią. I jezioro... Na nim intrygujący, drewniany most, który znikał w oddalonej mgle. Mleczna przesłona szczelnie zakrywała horyzont i, prawdopodobnie, drugi brzeg. Lubiłam sobie czasami wyobrażać, że tam, za tą nieprzeniknioną ścianą kryje się magiczna kraina: mój własny Avalon.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 08, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

ANTONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz