Potem wszystko objęła ciemność.

52 8 0
                                    

Ten dzień, w którym to kobieta wsiadała do samochodu, mającego ją zabrać w miejsce wyznaczonej jej misji, był niezwykle ponury, przez ciągle przesuwające się na niebie ciemne chmury. Długo zajęło jej oswojenie się ze środkami transportu tych czasów. Dalej czuła się dość niekomfortowo wsiadając do tej małej przestrzeni, która tak szybko się przemieszczała, ale niestety musiała przyznać, że było to bardzo praktyczne i wygodne i coraz częściej z tego korzystała.

Zaledwie ruszyli z miejsca, a w samochodzie rozległ się głośny dzwoniący dźwięk, który znikąd się pojawił i równie szybko zniknął, a w reakcji na niego kobieta aż podskoczyła na siedzeniu, omal nie uderzając głową w podsufitkę. 

- Co to było? - zapytała zaalarmowana wychylając głowę spomiędzy siedzeń.

- Och, to? Proszę sprawdzić telefon, pewnie wiadomość. - opowiedziała się kobieta prowadząca pojazd. 

- Telefon...? - powtórzyła do siebie zmieszana kobieta, wertując w głowie wszystkie nowe dla niej słowa i określenia jakich zdążyła się do tej pory nauczyć. "Ach, to..." powiedziała do siebie w myślach, kiedy przypomniała sobie o małym kwadratowym pudełku do komunikowania się, które po wielu przekonaniach i podejściach wreszcie wcisnął jej Satoru.

Oparła się o siedzenie, grzebiąc w kieszeniach swoich obszernych, czerwonych, plisowanych spodni, dopóki nie wyciągnęła z nich tego całego telefonu. Dalej nie całkiem przekonana jak to ustrojstwo działa otworzyła klapkę, a na ekranie natychmiast wyświetlił się tekst wiadomości: "Powodzonka na misji! - Satoru", na którą kobieta prychnęła cicho pod nosem, mimowolnie lekko się uśmiechając, zanim schowała urządzenie z powrotem do kieszeni bez odpisywania. Białowłosy tłumaczył jej setki razy jak pisać wiadomości, ale wiedząc, że tak jej się dalej nie uda, po prostu odpuściła. 

Kiedy dojechała na miejsce niebo wyglądało, jakby w każdej chwili miało zacząć padać, a plac szkoły, przed którą stanęli pozostawał pusty, nie ukazując w zasięgu wzroku ani jednej żywej duszy. Kobieta wzięła łuk, z którym nigdy się nie rozstawała, wysiadła i przeszła przez drogę w kierunku szkoły. Jeszcze zanim weszła na jej teren czuła przytłaczającą ilość kłębiącej się wokół niej przeklętej energii. 

- Wyłoń się z ciemności ciemniejsza niż czerń. - zaczęła mówić przykładając prosto dwa palce do ust - I oczyść to co nieczyste. - kiedy skończyła, ciemne niebo przykryła jeszcze ciemniejsza fala bariery, która powoli opadała otaczając cały kompleks. Zanim całkiem opadła kobieta weszła do środka. 

Wokół panowała przeszywająca i niepokojąca cisza, jakby wszystko zostało pochłonięte przez grasującą tu klątwę, która według wywiadu miała być prawdopodobnie klasy pierwszej. Priorytetem było jej wyegzorcyzmomwanie, a następnie przystąpienie do poszukiwań zaginionych na tym terenie nastolatków. 

Wchodząc do budynku miko poczuła jak jeżą jej się włosy na głowie. Zdawała się być bardzo wyczulona na przeklętą energię i obecność klątw, przez co w miejscach takich jak to jej ciało reagowało instynktownie, ale to co czuła teraz było aż nazbyt niepokojące. Zupełnie jakby klątwa była jednocześnie wszędzie dookoła i tuż za jej plecami. Idąc powoli szkolnym korytarzem aż musiała odwrócić się, żeby obalić tą nie dającą jej spokoju teorię. 

Odetchnęła głośno z ulgą, kiedy niczego nie zobaczyła za plecami. Nie mogła się jednak spodziewać tego, co zobaczyła kiedy odwróciła głowę z powrotem. W jednej chwili zza rogu korytarza wyłoniła się pokrzywiona postać, poniekąd podobna do zniekształconego człowieka, patrząca wprost na nią, swoimi wielkimi okrągłymi ślepiami. W tym samym momencie do nosa kobiety dotarł przeraźliwy smród, aż zdusiła w gardle cisnący się jej krzyk. 

Kolejny wdech wzięła z trudem ustami, bo czuła że jeśli zrobi to nosem to może nie wytrzymać tego nieopisanego fetoru. Klątwa stała w miejscu wciąż na nią się gapiąc i co chwilę wydając z siebie jęki. Kobieta cicho sięgnęła za plecy, gdzie zaskrzyła się i pojawiła w jej dłoni półprzezroczysta strzała. Napięła ją na cięciwę i wycelowała. 

- Lu... lubi... lubisz m... mnie? Ko... Pokochaj m... mnie? - rozległ się głos klątwy tuż przed tym jak kobieta miała wypuścić strzałę. Otworzyła szeroko oczy patrząc na kreaturę, która jednocześnie zdawała się uśmiechać i płakać.

- Nie. Musisz zniknąć. - odpowiedziała jeszcze raz upewniając się, że dobrze celuje, po czym wystrzeliła. Jakież było jej zaskoczenie, kiedy strzała świsnęła lecąc przez pusty korytarz, w którym nie było śladu po jej celu. Gwałtownie się odwróciła, a za własnymi plecami zastała klątwę z której brzucha wyrosło wielkie łapsko najeżone pazurami pędzące prosto na nią. "Jest szybka!" przemknęła jej w głowie myśl, kiedy odskakiwała na bok unikając ciosu. 

- NIE! NIE! NIE KOCHA MNIE! - wrzeszczał teraz potwór, którego cielsko falowała wręcz wciąż przemieniając się i produkując coraz to nowsze ramiona i odnóża - GIŃ! GIŃ! GIŃ! - krzyczało, gdy z jednego z ramion zaczęły strzelać kolce.

Kobieta w odpowiedzi natychmiast z rękawa kosode* wyciągnęła kartkę papieru i kreśląc na niej dłonią znak wyrzuciła go w powietrze unosząc dwa palce do ust. 

- Zatrzymaj! - krzyknęła, na co talizman błysnął krótko światłem i zajął się ogniem, a kolce zaczęły zatrzymywać się w pewnej odległości przed nią. Część z nich okazała się jednak silniejsza od bariery i nic sobie z niej nie zrobiła. Dwa z nich trafiły w jej ramię, jeden przemknął tuż obok jej głowy, a od reszty udało jej się uchylić na tyle, że podziurawiły tylko jej ubrania. 

Miko krzyknęła z bólu, który bez wątpienia był mocniejszy niż powinien być, niemal zmuszając jej nogi do ugięcia się. Na domiar tego wszystko wskazywało na to, że kolce zatruto, a cokolwiek było tą trucizną zaczynało działać natychmiastowo. 

- Niech to szlag. - przeklnęła trzymając się za ramię, gdzie jej biała koszula nasiąkała krwią. Nie miała czasu, żeby zastanawiać się nad kontratakiem, bo klątwa natychmiast ruszyła na nią, otwierając nienaturalnie szeroko, ogromną teraz paszczę. 

Kobieta zacisnęła zęby i sięgnęła po strzałę. Teraz, kiedy potwór nadciągał z naprzeciwka droga strzały była prosta i zabójcza. Wystrzeliła ułamki sekundy przed tragedią, bezlitośnie rozdzierając paszczę klątwy. Miko resztką sił odskoczyła, a klątwa padła na posadzkę wijąc się i tracąc brunatno-zieloną krew. Mimo iż kobieta czuła jak opuszczając ją siły, to odetchnęła z ulgą na ten widok, do momentu w którym klątwa nie zaczęła się regenerować. Kobieta z przerażeniem spróbowała z rękawa wyciągnąć kolejny talizman, ale jej własne ręce nie chciały już z nią współpracować. 

Zamknęła oczy, kiedy potwór znów się na nią rzucił, ale zamiast czerni zobaczyła światło, kwiaty, małą świątynię i młodą kapłankę zamiastającą opadające liście. Kiedy spojrzała na nią, jej twarz rozpromieniła się w uśmiechu i wesoło pomachała.

- Yuna! Wróciłaś! - usłyszała jej głos, który jednak utonął nagle w nieznanym hałasie. Świątynia, kwiaty, słońce, zniknęło na rzecz czerwonego światła, które ujrzała, gdy znowu otworzyła oczy. Zniszczyło ono doszczętnie klątwę, przy okazji wysadzając część budynku, który teraz zaczął walić się jej prosto na głowę. 

Zanim się zorientowała ktoś złapał ją na ręce i wyniósł na zewnątrz coś krzycząc. Ciężko było jej odróżnić, czyj to głos, ani to to jest, jednak ta osoba usilnie wołała imię Haruko które to postanowiła przyjąć na tymczasem, jako że wciąż nie znała do tej pory swojego prawdziwego. 

- Yuna. Mam... mam na imię Yuna. - wyszeptała.

Potem wszystko objęła ciemność.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 06, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Kapłanka Miko || Satoru GojoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz