Spojrzałam na jego twarz I wypuściłam powietrze z płuc, co sprawiło, że z moich ust wydobyla się para. Było chłodno i do tego momentu nie wiedziałam czy to mi jest tak upiornie zimno, czy sprawcą tego jest pogoda. Świdrowałam wzrokiem jego twarz, oddychając miarowo. Stał tam. Dwa metry ode mnie. Mierzyliśmy się wzrokiem, zastanawiając kto pierwszy wykona ruch.
Ścisnęłam w dłoni pistolet i spostrzegłam, że on zrobił to samo. Pot spływał mi po czole. Nie był on skutkiem strachu, a raczej dość dużego wysiłku fizycznego.
Mój rozcięty łuk brwiowy krwawił, a ból przytłumiony był przez adrenalinę.Mogłam wykonać pierwszy ruch. Mogłam podnieść w tym momencie rękę, wycelować i strzelić, licząc na to, że szczęście pozwoli, aby kula dotarła bez żadnych przeciwności do celu. Jednak szczęście od jakiegoś czasu mi nie sprzyjało, a ja miałam ostatni nabój w magazynku. Był skupiony, przez co wystarczyłoby żebym podniosła rękę, a on zrobiłby automatycznie to samo. Prawdopodobnie wtedy zginęlibyśmy oboje.
A więc co zamierzałam zrobić? Coś czego prawdopodobnie nikt z was by nie zrobil będąc na moim miejscu.
– Masz ochotę na piwo? – odezwałam się nagle, wprawiając go w chwilowe oszołomienie.
– Zabiłaś mojego kompana, suko.
Zaśmiałam się w duchu.
Poruszył niespokojnie dłonią, więc nie czekając dłużej, ukłonilam się i pokonałam dzielący nas dystans najszybciej jak umiałam. Obaliłam go, przyciskając jego rękę, w której znajdowała się broń do ziemi, tym samym wyrzucając pistolet do tyłu. Wyciągnęłam szybkim ruchem sztylet zza pasa i przycisnęłam go do jego gardła.
– To prawda... Zginął jak pizda.