1.Razem na wspólnym niebie

38 2 0
                                    

Ksenia

(CZAS TERŹNIEJSZY)


Wpatruje się w jego twarz, zachowując resztki swojej przyzwoitości. Oboje przywarci do siebie, niczym nierozłączne dwie jedności. Niczym dwie odwzajemnione miłości. Zmęczeni swoją rozłąka, teraz leżymy otuleni swoimi ciałami. Nasze dłonie razem złączone pod prześcieradłami. Jak nigdy znów razem. I choć wiedząc, że nie powinniśmy być razem. Nie jesteśmy wstanie od siebie odejść. Oboje tak bardzo się pożądamy. Oboje tak bardzo się przyciągamy. Ale czy to nie po to odeszłam? Czy to nie po to starałam się o wszystkim zapomnieć? Teraz oboje mam swoje cele. Mamy swoje marzenia i mamy siły by o nie walczyć. Tak bardzo nie chce odchodzić, tak bardzo nie chce się z nim rozstawać. Te ciągle trwające pragnienia. Nasze nieustanne roztargnienia. Nadal się w sobie gubimy. Nadal nie możemy odnaleźć wspólnego istnienia.. Więc czy powinniśmy być razem? W tym ciemnym pokoju oboje walczymy o naszą miłość... I choć nam się udaje, i jesteśmy ciągle zmęczeni. Tak jakbyśmy stawali się w sobie zatraceni. Tak jakbyśmy o niczym innym nie myśleli. Na nowo próbujemy. Pomimo tego uporczywego bólu. Pomimo naszego zagubienia. Staramy się oboje, zaufać sobie nawzajem. Ale czy to musi aż tak bolec? Nie chce już więcej o tym myśleć. Chce znów oddychać tym dawnym świeżym powietrzem, chce znów latać po otwartym niebie. Gdy nasze spojrzenia znów się ratują, gdy nasze dłonie znów się odnajdują. Przestajemy o tym myśleć. Znów wznosimy się ku niebu. Znów jesteśmy wolni. Nasze ciała przywierają do siebie i tylko szeptem łączymy się w sobie. Tylko jego glos jest w mojej głowie.

-Wiesz, że bardzo cię kocham. Pewnie tego nie wiedziałaś, ale szaleje za tobą, od kiedy się urodziłem, od naszego pierwszego spotkania. Od naszego pierwszego pocałunku. Od zawsze. Kocham cię od zawsze Ksenia.

Te słowa wzbudzają we mnie rozpacz. Wiem ze to nie tak powinno wyglądać, wiem ze nie powinniśmy być razem. Ze powinnam powiedzieć mu ze go kocham. Ale nie jestem wstanie. To wszystko staje się powoli bardzo trudne. To ciągle nasze nieubłagane cierpienie. Ta nasza wspólna pogoń za szczęściem. Tak bardzo brakuje mi naszej dawnej wolności. Wiecznej swobody. Teraz czujemy się jak dwa uwiezione ptaki. Żyjące w niewiedzy i strachu. Że ktoś w końcu ich rozdzieli. Gdy łapiemy nasze oddechy, w końcu się uspakajamy. Przemęczeni i roztargnieni. Tak bardzo pragnący siebie wzajemnie. Z ostatnimi resztkami nadziei.

-Boże, Ksenia tak bardzo chce cię pocałować. Tak bardzo chce cię znów dotknąć.

-Więc, czemu tego nie zrobisz?

-Wiesz, że nie mogę. Jesteśmy teraz dla siebie zakazani. Niczym słodki owoc na jabłoni- Yyere uśmiecha się do mnie krzepko i tak jak poprzednio zamyka się w naszym cierpieniu.

Wszystko wydaje się w porządku. Na powierzchni oboje wyglądamy dobrze. Ale w środku nie czujemy się za dobrze. Coś jest nie tak. I choć możemy to sobie powiedzie. My dalej się okłamujemy. Nawzajem się okaleczamy, nie zdjąć sobie z tego sprawy. Ale ja nie chce już tego więcej. Nie chce żadnych cierpień i żali się. Chce by dla niego tą jedynie przystanią. Chce być z nim tym wszystkim, czego oboje nie mamy. Nigdy więcej tęsknot. I nigdy więcej rozpaczy. Teraz ważne jest to, że jesteśmy razem. Nie potrzeba nam w tej chwili niczego więcej. Tylko siebie na wyłączność. Na ten jedyny moment, w którym jesteśmy razem.

-Yyere chce ciebie, chce ciebie poczuć jak najwięcej. Nawet, jeśli potem oboje będziemy się tego bali. Chce nas tylko dla siebie.

Przykładam swoje usta do jego skroni. I oprócz pożądania nie ma już niczego między nami. Nie ma już żadnych sprzeczności. I nie ma żadnych granic. Powoli delektujemy się naszymi oddechami. Zaczerpujemy ostatni raz tego dziewiczego powietrza. Kiedy jeszcze potrafimy mierzyć się z oddali. Kiedy jeszcze oboje nie jesteśmy sobie aż tak oddani. Nasze usta znów łączą się w tej łakomej pogoni. Jednak tym razem jesteśmy tylko sami. Bez żadnych sprzeczności. Najpierw delektując się powoli. Jego ręka wędruje powoli, muska moje piersi. Teraz tak bardzo chce być w ramionach jego niewoli. Nasze usta w końcu zachłannie przywierają do siebie, języki plączą się w pogoni za sobą.

Full MoonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz