Ksenia
(CZAS TERŹNIEJSZY)
Znów się przebudzamy. Znów nabieramy pierwszego oddechu. I tak samo jak za czasów naszych pierwszych narodzin po raz kolejny spoglądamy z zachwytem na otaczający nas świat. Po raz kolejny ulegamy swoim pragnieniom. Jednak tym razem jest nieco inaczej. Nie mamy zmartwień i nie mamy też zali. Witamy kolejny poranek pełni nadziei. Przędza naszych marzeń wyszywamy kolejne warstwy samych siebie. Wyszywamy swoje kolejne warstwy człowieczeństwa. Wszystko inne zostawiamy za sobą. Przemoc i nieubłagana ludzka naiwność. Odradzamy się na nowo, dzieląc się na pól w jeden swoisty twór. Nowy odrodzony ludzki płód. I dopiero teraz, uświadamiam sobie, czym jestem. Czym jest zespolenie? Nagle te wszystkie pradawne opowieści. Niezapomniane legendy naszych przodków tracą dla mnie jakiekolwiek wartości. A moje sprzeczności zanikając gdzieś w głąb samej mnie. Teraz wiem, czym się staliśmy. Czym jest ta wież łącząca dwie dusze i dwa odłączne ciała? Teraz, gdy odnalazłam się w tej jedności, wreszcie jestem wstanie ujrzeć ta jednolita prawdę. Jestem wstanie zrozumieć, czym jest poświecenie i wszelkie inne roztargnione uczucia. Zespolenie. Połączenie między dwoma ciągłymi istotami, kształtujący nowy swoisty twór. Zwiększający znaczenie istnienia drugiej istoty. Harmonijna esencja występująca między nami. Niezależnie od naszego wyboru. Niezależne, kim jesteśmy obydwoje. To właśnie tym teraz jestem. Jestem nieodrębna częścią jednolitej całości. Czymś ważnym i niemalże niezastąpionym. Jestem wszystkim i tylko w jednej postaci dla jednej osoby. Dla mojego ukochanego, dla drugiego zmiennokształtnego. Łapiąc się w naszych wspólnych spojrzeniach przywarci do siebie leżymy okryci kocami na starej kanapie. Teraz już nic nas nie martwi. Ważne jest tylko to, że oboje jesteśmy siebie warci. Że nie ma już miedzy nami żadnych granic. Cieszymy się tym, ze mamy na wyłączność tylko siebie. I że w tej chwili możemy sobie na to pozwolić. Gdy nasze dłonie, znów się odnajdują namiętnością zakrywamy siebie. Uciekamy od tej całej otaczającej nas rzeczywistości.
-O, czym tak myślisz? –Jego ciężki głos, przygarnia mnie do siebie jeszcze bardziej tak jakbym nie miała go od siebie wypuszczać
-Myślę o zespojeniu, o tym, czym teraz jesteśmy. Jestem ciekawa jak wielu z nas przez to przeszło. I jak wielu z nas nie dostało tego zaszczytu? I Ilu jest jeszcze przed nami?
-A ja zastanawiam się, czym ja sobie zasłużyłem, że ktoś podesłał mi ciebie pod drzwi mego serca?- Jego gorzki śmiech, roznosi się w głębi pomieszczenia przerywając trwającą cisze.
W jego oczach migotają strumienie radości. Już dawno nie widziałam go takiego. Już dawno też nie czułam taką satysfakcje z samej siebie. Świadomość, ze jestem wstanie go uszczęśliwić. Dać mu całą siebie. Sprawia, że przestaje marzyc. Że tracę wszelkie wątpliwości i podaje się tej trwającej miedzy nami spójności. Tej nowo powstałej wartości. Tak zwanej miłości.
-Jak myślisz moglibyśmy mieć dzieci?
-Dzieci?- Patrzę na niego nieco wystraszona. To chyba właśnie to można nazwać „produktem ubocznym" naszej miłości. Myślenie o tym, co nigdy nie nadejdzie. Co nigdy nie zaistnieje? Ale pomimo tych rodzących się w mojej głowie zwątpień, pozwalam mu dalej mówić. A sobie pozwalam to, choć na chwile wyobrazić.
-Chciałbym mała gromadkę. Może z czworo, tak żeby było nas jak najwięcej. Chciałbym żeby nosiły twoje uśmiechy i codziennie składały mi małe buziaki. Nocami tuliłbym je do siebie i opowiadał przeszłe historie. A później wracałbym do ciebie, kładł się obok i tulił jak najmocniej. Tak by było wspaniale.
-Czworo? Nie sądzisz, ze to trochę za dużo. Nigdy nie myślałam o takich typu rzeczach. Nigdy nie wybiegałam w tak odległa przyszłość. Ale może w końcu powinnam, co mam do stracenia.
CZYTASZ
Full Moon
Mystery / ThrillerOna chce się dowiedzieć prawdy. Chce wiedzieć czy śmierć jej siostry była przypadkiem, czy też zaplanowaną intrygą. On był jej przyjacielem, jednak teraz ukrywa przed nią tajemnice. Chce też być dla niej kimś więcej. Ale nagle wszystko się zmienia...