Rozdział 1

18 2 4
                                    


Ocknęłam się z otępienia, w którym byłam zanurzona przez ponad czternaście dni. Co się działo przez ten czas? Musiałam sobie przypomnieć. Było tydzień po pogrzebie. Siedziałam na plaży i wpatrywałam się w morze. Moja mama, tata i młodsza siostra nie żyły. Został mi tylko starszy brat- Finnick. W mojej głowie kłębiła się tylko jedna myśl: Gdyby on tylko zginął na igrzyskach. Igrzyska głodowe to bezduszna kara dla dwunastu pozostałych dystryktów po zbuntowaniu się przeciw naszej stolicy- Kapitolu. Co rok w każdym z nich miała być wylosowana młoda kobieta i młody mężczyzna w wieku od dwunastu do osiemnastu lat, aby odbyć walkę na śmierć i życie, z której żywo wyjdzie tylko jeden zwycięzca. Wracając do mojego brata, nie Chodzi o to, że go nie kochałam, albo że życzyłam mu śmierci. Nie. Po prostu wtedy by poległa jedna osoba zamiast trzech...lub może czterech. Nie wiedziałam co się ze mną stanie. Czemu one zginęły, a ja nie? Pewnie dlatego, że jeszcze nikt nie zdążył mnie zabić. Ale przecież teraz kolejny "wypadek" wyglądałby podejrzanie, prawda? No ale jakoś musieli ukarać Finnicka, ponieważ nadal, nawet po śmierci rodziców i Lissy nie zawsze wypełniał polecenia prezydenta Snowa. On go sprzedawał, wbrew woli, jako kochanka dla bogatych Kapitolinek. To nie tak, że chciał ryzykować moim życiem. Te polecenia po prostu nie zawsze były możliwe do wykonania. Nie znałam szczegółów dlaczego, ale wiedziałam, że mój brat nie kłamie. Wróciłam do rozmyślań. Jak w takim razie zginę? Nagle wszystko zrozumiałam. Za miesiąc miała się wydarzyć uroczystość dożynek, czyli losowania trybutów na głodowe igrzyska. Wiele razy losowano członków rodziny zwycięzców. Wiele razy wyglądało to podejrzanie. Pewnie było wiele razy sfałszowane. Pewnie tym razem też zostanie. To znaczy, że pewnie tym razem, na siedemdziesiątych trzecich igrzyskach głodowych, trybutką z czwartego dystryktu zostanie: May Odair. Czyli ja. Chwila! Przecież ktoś by mógł się za mnie zgłosić! Pochodzę, jakby nie było, z dystryktu, w którym trenują się zawodowcy, czyli trybuci, którzy przygotowują się do igrzysk latami, a potem sami na nie zgłaszają. No tak, przecież nikt się by za mnie nie zgłosił. Jestem siostrą zwycięzcy i to mój ostatni rok dożynek. Każdy uzna, że to do mnie należy możliwość wzięcia udziału w igrzyskach. Cudownie. Raczej nie przeżyję. Bo niby jak? Trybuci z mojego dystryktu słynęli z umiejętności pływania i posługiwania się trójzębem. Pływałam miernie, a trójzębu nie umiałam nawet utrzymać. Jedyne rzeczy, w których byłam dobra to biologia i śpiew. Ale jak to mi pomoże na arenie? Oczywiście mogę dzięki biologii rozróżnić rośliny jadalne od trujących, ale nie znam wszystkich gatunków na świecie. To daje mi tylko małą część procenta przewagi. Poza tym nie miałam na co liczyć. Pokonam kogoś budową komórki zwierzęcej? Inny trybut oszczędzi mi życie, kiedy mu zaśpiewam? Ta, jasne. Uświadomiłam sobie, że miałam jeszcze jedno. Wiedziałam, żę będę w igrzyskach. To nie dawało mi dużo czasu na przygotowania, ale miałam miesiąc więcej niż inni. W takim wypadku powinnam była zabrać się do pracy, gdyż nie byłam zbyt wysportowana.

Wróciłam do swojego domu w wiosce zwycięzców. Weszłam do kuchni. Chwyciłam największy z noży w szufladzie i poszłam na tył domu. Czerwonym mazakiem, który nosiłam ze sobą wszędzie, jakby nagle przyszła mi do głowy jakaś ważna myśl, nakreśliłam na niej swój cel. W razie czegoś ściany naprawi nam Kapitol. Zaczęłam starać się rzucać w cel nożem. Za pierwszym razem nawet nie trafiłam w dom. Za drugim tak, ale daleko od czerwonej kropy. Jak celowałam trzeci raz przyłapał mnie Finnick.

-Co ty do cholery robisz?- zapytał.

Spojrzałam na niego z żalem.

- Nie żyje mama, tata i Lissa. Jak myślisz kto będzie reprezentował czwarty dystrykt na tegorocznych igrzyskach głodowych?- zapytałam.

ShellsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz