𓇗 Rozdział II 𓇗

125 24 148
                                    

Na następny dzień wszedłem do kuchni o dość wczesnej godzinie. Zwykle spałem do późna, bo muszę przyznać straszny ze mnie leń i nawet kiedy wstawałem wcześnie to lubiłem sobie jeszcze poleżakować w łóżku przez kolejne dwie godziny. Dopiero Szwecja mógł mnie wygonić z łóżka, co zawsze robiłem niechętnie.

Tym razem powodem mojej szybkiej pobudki było to kłucie w okolicach płuc... to samo które towarzyszyło mi wczoraj podczas wizyty Islandii w moim pokoju. Spało mi się przez to okropnie, bo ból choć mały był naprawdę uciążliwy. Uznałem to jednak tylko za jakieś początki choroby, czy coś... najcieplej na dworzu to wczoraj nie było. Majowa pogoda często potrafiła zaskakiwać... więc nie byłbym tym zaskoczony.

Ale jeżeli chodzi o płatki, które wykaszlałem... nie miałem na to żadnego logicznego wyjaśnienia. Chociaż... na moim parapecie w wazonie zawsze stoi kilka konwali. Norwegia często mi je przynosi kiedy tylko zakwitną, ponieważ wie, że to moje narodowe kwiaty. Może po prostu kilka zwiędniętych płatków poniósł podmuch wiatru wpadający przez uchylone okno?

W pomieszczeniu przy kuchence stał Norweg, nucąc pod nosem jakąś spokojną melodię, kołysząc się przy tym żwawym ruchem na boki. Był niższy ode mnie i nieco drobniejszy, ale siły i energii mu nie brakowało. Miał ciemnoczerwone włosy, lekko roztrzepane z grzywką opadającą lekko na jego niebieskie oczy o miłym spojrzeniu.

Zauważył, jak wchodzę do kuchni i siadam na krześle przy stole. Zaprzestał nucenia i odwrócił głowę w moim kierunku.
— Wstałeś dzisiaj bardzo wcześnie! To jakieś święto narodowe? — zapytał, śmiejąc się krótko.

Podniosłem jeden kącik ust do góry.
— Nie. Tak jakoś... wyszło — odparłem, odchylając się na krześle. — Po prostu nie najlepiej się czułem i się nie wyspałem... to tyle

— Rozumiem — skinął lekko głową na znak zrozumienia i wrócił wzrokiem na patelnie. Robił nam wszystkim jajecznicę, jak zawsze. Taki drobny element rutyny wszystkich lokatorów.
— Słyszałem jak się wczoraj Szwecja z tobą sprzeczał. Kolejna bójka, co?

— Ta... — mruknąłem cicho, wpatrując się w środek stołu, na którym leżały ozdobne podkładki pod talerze. — Jak zwykle przesadza

— Oj, znasz go! Tak samo jak i ja... Szwecja po prostu czuje zbyt wielką potrzebowę matkowania nam! — powiedział, na co sam parsknąłem donośnym śmiechem. Ugryzłem się w język, gdy przez próg kuchni przeszedł Szwed z miną rządzy mordu. Odwróciłem wzrok i zacząłem nim błądzić po ścianach z niewinną minką.

Mężczyzna popatrzył to na mnie, to na Norwegię spod zmarszczonych brwi.
— Słyszałem swoje imię, więc przybyłem. O czym była mowa? — zapytał poważnym tonem, na co ledwo się powstrzymałem od kolejnego napadu śmiechu i jedynie chrząknąłem głośno. Zwabiłem tym na siebie jego wzrok. — A ty co już mordę cieszysz?

— Bo mogę — powiedziałem krótko, opierając łokcie na stole.

— Mówiliśmy o tym jaka z ciebie dobra mamusia — dodał krótko po mnie Norweg jak gdyby nigdy nic. Szwecja wziął szmatę z szuflady i trzepnął go nią po plecach. Niższy mężczyzna tylko zachichotał.
— O nieee! Fin ratuj, nasza mama mnie biję! — zawołał dramatycznym głosem.

Szwecja parsknął.
— Cieszcie się że ja jestem waszą "mamą", bo wasze to by chyba osiwiały i cierpliwość straciły z takimi gnojkami niewdzięcznymi. Z tobą to szczególnie — powiedział żartobliwie, wskazując palcem w moją stronę.

— Co? Że ja niby? — zapytałem takim niedowierzającym głosem, kładąc rękę na klatce piersiowej. — Nieee, mnie moja mama bardzo kocha. Tylko tobie tak wchodzę na głowę

Krwawe Konwalie | Finlandia x Islandia - Countryhumans [ZAWIESZONE/PORZUCONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz