Rozdział 1.

14 0 0
                                    


  Nie mogę stracić czasu. Wyszłam z bloku. Modliłam się tylko żeby żaden jego przyjaciel mnie nie zobaczył. Wychodzenie bez niego zawsze kończyły się tak samo... Bił mnie.

- nie mam gdzie się podziać - powiedziałam cicho. Byłam przygotowana że będę musieć spać na przystanku czy stacji. Nie przeszkadzało mi to, chciałam być po prostu z dala od niego. Nie chcę go znać. Nie chcę mieć z nim znowu do czynienia. Mogłam posłuchać się przyjaciół za nim mnie zostawili... Mówili że to niebezpieczny gościu. Mam nadzieje że mnie nie będzie szukać. Nie chcę się ukrywać całe życie. Nie zaufam już nikomu...

Po kilku godzinach włóczenia się po mieście bez celu, bez miejsca do spania zaczął padać mi telefon. Robiło się późno. 

- Nie mam co ze sobą zrobić... - szłam i to sobie mówiłam. Miałam ze sobą trochę pieniędzy, od rana nic nie jadła. Bałam się że za chwilę mnie złapie. ON. - może najlepiej będzie jak teraz to skończę. Rzucę się pod samochód... - mówiąc to nie myślałam racjonalnie.

Dalej idąc ulicą zobaczyłam nowo otwarty bar. Dawno nie byłam w tego typu miejscach. Pisana była mi świetlana przyszłość, a przez tego dupka wszystko zostało zburzone. Zaczęło do mnie docierać jak mnie traktował. Kilka razy znalazłam na jego koszuli włosy czy szminkę...

- Chyba mogę zabawić. Raz. - dawno nie miałam alkoholu w buzi. Ostatni raz piłam w liceum, gdy koleżanki mnie namówiły. Nie pamiętam tego za dobrze, wtedy poznałam go... Mój największy życiowy ból. 

Wchodząc zauważyłam masę pijanych ludzi. Zaczęłam się bać, ale po chwili podeszłam do baru. Przywitał mnie mile młody blondyn w w golfie. Na szyi miał tatuaże. W oczy rzucała się jego blizna na brwi.

- Witam panienkę. Co przygotować? - powiedział przecierając kieliszki.

- Niech da Pan coś mocnego.

- Proszę nie żaden pan, nie wyglądasz na dużo młodszą ode mnie. Pozwolisz, że się przedstawię, jestem Marc. Mogę poznać twoje imię? - zabrzmiał jak nie jeden creep, nie chciałam z nim prowadzić konwersacji

- Jestem Kana... - powiedziałam to tylko dlatego żeby się odczepił - Mogłabym dostać swoje zamówienie? - powiedziałam niecierpliwiąc się.

- Oczywiście! - spojrzał się na mnie z uśmiechem. - Dzisiaj jest taka piękna noc, co cię tutaj sprowadza? Dopiero otworzyliśmy a już dostajemy łatkę miejsca dla 46 letnich alkoholików z traumami, choć wygląda tutaj nawet nieźle. A ty nie wyglądasz na alkoholiczkę. 

- Mam prawo napić się kiedy chcę. Pytanie było nie na miejscu. - wyglądałam jednocześnie na zrozpaczoną ale też wściekłą. 

- Wybacz, nie chcę denerwować klientów - mówiąc to podał mi kilka kolorowych shotów - Jak możesz zauważyć, że nie mam zbyt wiele do roboty. Niby klienci się mnie boją przez bliznę - odgarnął włosy i pokazał palcem na brew. - poza tym, to tylko tymczasowa robota. 

Wypiłam kilka kolejek shotów, ludzi ubywało. To nic dziwnego był środek tygodnia. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Zaczęło mi się robić wesoło. Wiedziałam że mam kiepską głowę do alkoholu, ale to mnie nie powstrzymało od ciągłego zamawiania. Marc patrzył na to sceptycznie, nie mógł odmówić. Zaczęłam się do niego uśmiechać.

- A wiszzzsz cioooo...? - nie mówiłam wyraźnie - Poeebaanndf akcjaaaa... Mój chłop mnjieeeee chybha sziuchhca... 

- Chyba już starczy na dzisiaj... - odsunął ode mnie kieliszek - może już czas do domu. Podobno chłopak cię szuka..

- Nieiefje mogie wróóócić... - prawie spadłam z krzesła - meeee ucekleammm od niegoo... - bar miał się prawie zamknąć, oprócz mnie był jeden starszy pan, ale nic nie zamawiał. - wiuuuudzisz co miiiiiiiii zrobił?? - podniosłam bluzę, mój cały brzuch był w siniakach. 

Marc zaniemówił, nie wiedział czy to był jakiś kink czy po prostu Kana była ofiarą przemocy. Kiedy on patrzył na mnie wmurowany upadłam z krzesła. Od razu do mnie podbiegł. Straciłam przytomność. 


***

- No nie mów że już pierwsze dnia ktoś mi mdleje. - Spanikowałem, kiedy zobaczyłam jak spada z krzesła. Podbiegłem. - hej.. obudź się! - Położyłem ją na kanapie. - Czekaj tu.  - Pobiegłem po kierownika, który był w swoim biurze. 

- NIECH MI PAN POMOŻE!! - panikowałem, na mojej zmianie dziewczyna zemdlała. To było coś czego chciałem uniknąć. 

- znowu jakiś pijacy się pobili? Nie przeszkadzaj mi z takimi sprawami - powiedział to paląc papierosa. - idź ich wyprosić i zamykaj. 

- PROSZĘ PANA ALE WŁAŚNIE DZIEWCZYNA ZEMDLAŁA, NIE REAGUJE. - wykrzyczałem, trzęsły mi się ręce, myślałem że zaraz ja zemdleje.

- Wyrzuć ją za bar. Pierwszy raz pracujesz gdzieś gdzie ludzie piją? Takie rzeczy dzieją się prawie codziennie, myślałem że sobie lepiej poradzisz w pierwszy dzień. - spalił kolejnego papierosa.

Wybiegłem z biura, jak najszybciej podbiegłem do dziewczyny. Jakbym zadzwonił na pogotowie by sprawdzili bar, a kierownik mówił że nie do końca tu wszystko okej z BHP.

- Hej Kana, proszę obudź się... - zacząłem ją szturchać - ŻYJESZ. - obudziła się. Moje serce się na chwilę zatrzymało. - Wszystko okej? Masz gdzie spędzić noc...? - zapytałem ją, głaszcząc po włosach.

- Hejjjj, cooioo szię gdzieje...? - popatrzyła na mnie szklanymi oczami. - Bęędddddddę miusiołą tuuu zostać.... - próbowała wstać ale nie pozwoliłem jej. - PUSZCZAJ MNIEE... 

- na prawdę nie masz gdzie zostać...? - podniosłem ją - patrz mi w oczy i mów.

- mozieeeeeeeeee jużźżźę nieop mammmm, alie chy tipo miałes? - rozpłakała się - piuuuszczaj mnoiiiiiiiie. - zaczęła się wiercić. prawie wypadła mi z rąk.

- Eh, trudno. Zostaniesz u mnie... Moja kawalerka nie jest duża ale to nie ważne. - mówiąc to poszedłem z nią na rękach na tyły. - Halo, śpisz? - znowu zacząłem panikować, ale usłyszałem lekkie chrapanie. Uspokoiłem się - śpij sobie, mi to nie przeszkadza. 

Wróciłem do mieszkania. Położyłem ją na łóżku, nie chciałem jej budzić. Usiadłem na kanapie i ułożyłem ją na moich kolanach. Nie wiedziałem co zrobię rano, pewnie mnie oskarży o gwałt lub gorsze rzeczy, ale to lepsze niż miałby ją złapać ten koleś...


better boyfriend - ??? to loversOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz